Gdy wracałam dzisiaj po południu do domu, po drodze udałam się zrobić jakieś zakupy, bo w lodówce pustawo i tak mnie coś w tym sklepie napadło na jogurt truskawkowy, a przy okazji mózg wraz z żołądkiem przypomniały mi, że dawno nie było w domu ciasta jogurtowego, więc zaopatrzyłam się jeszcze w jogurt do ciasta, mąkę i kilka innych produktów, bo mój organizm zażądał pizzy. Tak właśnie, pizzy ;) I to nie takiej tłustej, na grubym spodzie, zapychającej, z którą mojej bebechy poradzić sobie nie potrafią i cierpią, ale takiej domowej, chrupiącej, pięknie pachnącej, przepysznej.
Czasem mi się zdarza, że muszę zjeść coś teraz, zaraz, natychmiast i to coś konkretnego, a nie cokolwiek. Czasem owo coś przybiera postać czekolady z migdałami, czasem jest to jogurt truskawkowy, czasem jajecznica z pomidorem, klopsy, pieczone ziemniaki z rozmarynem i sosem jogurtowym... A czasami mam takie dni, że jakiekolwiek jedzenie wywołuje we mnie żywy wstręt i wtedy tylko piję, piję i piję... wodę :)
Poza tym chyba przy jakiejś okazji, w międzyczasie czy jakoś muszę tu zrobić dział z przepisami, uporządkować jakoś, żeby łatwo było znaleźć, gdyby ktoś takie pragnienie wyrażał ;)
Poniżej trzecia, ostatnia część bajki. Zapraszam do czytania, a ja znikam w kuchni...
c.d. część 3
Dwa dni później...
"Będziemy musiały się z wami pożegnać" - powiedziały smutno klucze z drugiego pęczka. - "Jutro zostaniemy oddane nowym właścicielom."
"Jak to? Tak szybko?" - spytał pędzel.
"To już pewne. Widziałem ich na własne oczy" - powiedział długopis.
"Będziemy za wami tęsknić" - stwierdziły klucze z pierwszego pęczka.
"Wiecie. Trochę się boimi nowego mieszkania, nowego miejsca, ale ci nowi właściciele nie są tacy źli. Wydają się mili i mają takie ciepło w głosie. Byli schludni, porządni i młodzi" - powiedziały drugie klucze.
"A co z nią i z nim będzie?" - spytał kluczyk inwalida. - "Sądziłem, że ona jest z nim szczęśli..." - kluczyk nie skończył mówił, ponieważ zapatrzył się na nowych bardzo młodych lokatorów, którzy rozglądali się z zaciekawieniem po torebce.
"Dzień dobry" - powiedzieli nowi.
"Witajcie" - odpowiedzieli im mieszkańcy.
"One wyglądają jak tamte!" - wykrzyknął kluczyk inwalida.
"Kropka w kropkę, ząbek w ząbek!" - dołączyły się kolorowe klucze.
"Spokój" - zarządził najstarszy klucz. - "Bardzo nam miło, że tu zamieszkacie. Miejsca jest dość. Przepraszam za moich towarzyszy, ale jesteście bardzo podobne z wyglądu to poprzednich lokatorów, choć charakter macie zupełnie inne, z czego bardzo się cieszę" - wyjaśnił.
"Rozumiemy" - odpowiedział nowy okrągły klucz.
Najstarszy klucz opowiedział nowym kluczom wszystko to, co się w ostatnich dniach działo w torebce.
"To już wiemy, że to o nich oni rozmawiali" - pomyślały głośno nowe klucze.
"Ona z nim?! Ona z nim?!" - dopytywały się kolorowe klucze.
"Dziewczyna i facet, który jej dał nas" - wyjaśniły klucze. - "My jesteśmy nowe. Zrobił nas pewien człowiek w swoim warsztacie i dał jemu. Tamte były jakieś dziwne, nic się nie odzywały, udawały, że nas nie słyszą. W domu położył nas na stole w kuchni, a tamte wrzucił do jakiejś szuflady z rupieciami. Potem przyszła ona i on nas jej dał" - kontynuowały nowe.
"Powiedział coś?" - spytał długopis.
"Tylko tyle, że my jesteśmy nowe i tylko dla niej, już na zawsze. Coś jej jeszcze dał, a potem się całowali" - odpowiedziały nowe klucze.
"On się z nią ożeni! On się z nią ożeni! On się z nią ożeni!" - wykrzykiwał kluczyk inwalida i klaskał z radości. - "A ja nie będę tego widział..." - po chwili dodał ze smutkiem.
"Przecież możemy do was kartkę wysłać albo list nawet i zdjęcia dołączyć. Długopis napisze" - stwierdził pędzel do pudru.
"A ja się zajmę dostarczeniem" - dodał kalendarz. - "Poza tym przyjaźnię się z jej komórką i często sobie rozmawiamy, gdy się nudzimy na tych wszystkich spotkaniach. Ona może do was zadzwonić, bo ci nowi właściciele to jacyś jej znajomi" - zaproponował kalendarz.
"Co się stało, że tak się martwicie?" - spytały nowe klucze.
"Wyprowadzamy się" - odpowiedziały te z drugiego pęczka.
"Cieszymy się, że poznałyśmy się z wami" - powedziały nowe i uściskały serdecznie drugie klucze.
Wieczorem i nocą mieszkańcy tańczyli, skakali, śpiewali, aż torebka podskakiwała na krześle. Nazajturz wszyscy wyściskali ostatni raz drugie klucze, pomachali im na pożegnanie, zapewniając, że będą się ze sobą kontaktować tak często, jak to tylko będzie możliwe i że czuwać nad tym będą oba kluczyki od skrzynek oraz kalendarz.
A co się stało z kluczami zarozumialcami? Zamieszkały w zagraconej, zakurzonej szufladzie, w której nie miały nawet własnej przegródki. Zaplątały się w stary brzydko pachnący kurzem sznurek i w kawałek folii. Powietrze było tam gęste, zatęchłe, bo nikt do tej szuflady nie zaglądał. A klucze tam leżą i leżą, pewnie do dziś. Bo kto by się przejmował kimś, kto wszystkich innych ma za nic?
KONIEC :)