Pokazywanie postów oznaczonych etykietą "Bajka o kluczach". Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą "Bajka o kluczach". Pokaż wszystkie posty

12 kwietnia 2011

Bajka o kluczach. (3) i Jak Choco napadło w sklepie... ;)

Gdy wracałam dzisiaj po południu do domu, po drodze udałam się zrobić jakieś zakupy, bo w lodówce pustawo i tak mnie coś w tym sklepie napadło na jogurt truskawkowy, a przy okazji mózg wraz z żołądkiem przypomniały mi, że dawno nie było w domu ciasta jogurtowego, więc zaopatrzyłam się jeszcze w jogurt do ciasta, mąkę i kilka innych produktów, bo mój organizm zażądał pizzy. Tak właśnie, pizzy ;) I to nie takiej tłustej, na grubym spodzie, zapychającej, z którą mojej bebechy poradzić sobie nie potrafią i cierpią, ale takiej domowej, chrupiącej, pięknie pachnącej, przepysznej. 

Czasem mi się zdarza, że muszę zjeść coś teraz, zaraz, natychmiast i to coś konkretnego, a nie cokolwiek. Czasem owo coś przybiera postać czekolady z migdałami, czasem jest to jogurt truskawkowy, czasem jajecznica z pomidorem, klopsy, pieczone ziemniaki z rozmarynem i sosem jogurtowym... A czasami mam takie dni, że jakiekolwiek jedzenie wywołuje we mnie żywy wstręt i wtedy tylko piję, piję i piję... wodę :)

Poza tym chyba przy jakiejś okazji, w międzyczasie czy jakoś muszę tu zrobić dział z przepisami, uporządkować jakoś, żeby łatwo było znaleźć, gdyby ktoś takie pragnienie wyrażał ;)

Poniżej trzecia, ostatnia część bajki. Zapraszam do czytania, a ja znikam w kuchni...



c.d. część 3
Dwa dni później...

"Będziemy musiały się z wami pożegnać" - powiedziały smutno klucze z drugiego pęczka. - "Jutro zostaniemy oddane nowym właścicielom."

"Jak to? Tak szybko?" - spytał pędzel.

"To już pewne. Widziałem ich na własne oczy" - powiedział długopis.

"Będziemy za wami tęsknić" - stwierdziły klucze z pierwszego pęczka.

"Wiecie. Trochę się boimi nowego mieszkania, nowego miejsca, ale ci nowi właściciele nie są tacy źli. Wydają się mili i mają takie ciepło w głosie. Byli schludni, porządni i młodzi" - powiedziały drugie klucze.

"A co z nią i z nim będzie?" - spytał kluczyk inwalida. - "Sądziłem, że ona jest z nim szczęśli..." - kluczyk nie skończył mówił, ponieważ zapatrzył się na nowych bardzo młodych lokatorów, którzy rozglądali się z zaciekawieniem po torebce.

"Dzień dobry" - powiedzieli nowi.

"Witajcie" - odpowiedzieli im mieszkańcy.

"One wyglądają jak tamte!" - wykrzyknął kluczyk inwalida.

"Kropka w kropkę, ząbek w ząbek!" - dołączyły się kolorowe klucze.

"Spokój" - zarządził najstarszy klucz. - "Bardzo nam miło, że tu zamieszkacie. Miejsca jest dość. Przepraszam za moich towarzyszy, ale jesteście bardzo podobne z wyglądu to poprzednich lokatorów, choć charakter macie zupełnie inne, z czego bardzo się cieszę" - wyjaśnił.

"Rozumiemy" - odpowiedział nowy okrągły klucz. 

Najstarszy klucz opowiedział nowym kluczom wszystko to, co się w ostatnich dniach działo w torebce.

"To już wiemy, że to o nich oni rozmawiali" - pomyślały głośno nowe klucze.

"Ona z nim?! Ona z nim?!" - dopytywały się kolorowe klucze.

"Dziewczyna i facet, który jej dał nas" - wyjaśniły klucze. - "My jesteśmy nowe. Zrobił nas pewien człowiek w swoim warsztacie i dał jemu. Tamte były jakieś dziwne, nic się nie odzywały, udawały, że nas nie słyszą. W domu położył nas na stole w kuchni, a tamte wrzucił do jakiejś szuflady z rupieciami. Potem przyszła ona i on nas jej dał" - kontynuowały nowe.

"Powiedział coś?" - spytał długopis.

"Tylko tyle, że my jesteśmy nowe i tylko dla niej, już na zawsze. Coś jej jeszcze dał, a potem się całowali" - odpowiedziały nowe klucze.

"On się z nią ożeni! On się z nią ożeni! On się z nią ożeni!" - wykrzykiwał kluczyk inwalida i klaskał z radości. - "A ja nie będę tego widział..." - po chwili dodał ze smutkiem.

"Przecież możemy do was kartkę wysłać albo list nawet i zdjęcia dołączyć. Długopis napisze" - stwierdził pędzel do pudru.

"A ja się zajmę dostarczeniem" - dodał kalendarz. - "Poza tym przyjaźnię się z jej komórką i często sobie rozmawiamy, gdy się nudzimy na tych wszystkich spotkaniach. Ona może do was zadzwonić, bo ci nowi właściciele to jacyś jej znajomi" - zaproponował kalendarz.

"Co się stało, że tak się martwicie?" - spytały nowe klucze.

"Wyprowadzamy się" - odpowiedziały te z drugiego pęczka.

"Cieszymy się, że poznałyśmy się z wami" - powedziały nowe i uściskały serdecznie drugie klucze.

Wieczorem i nocą mieszkańcy tańczyli, skakali, śpiewali, aż torebka podskakiwała na krześle. Nazajturz wszyscy wyściskali ostatni raz drugie klucze, pomachali im na pożegnanie, zapewniając, że będą się ze sobą kontaktować tak często, jak to tylko będzie możliwe i że czuwać nad tym będą oba kluczyki od skrzynek oraz kalendarz.

A co się stało z kluczami zarozumialcami? Zamieszkały w zagraconej, zakurzonej szufladzie, w której nie miały nawet własnej przegródki. Zaplątały się w stary brzydko pachnący kurzem sznurek i w kawałek folii. Powietrze było tam gęste, zatęchłe, bo nikt do tej szuflady nie zaglądał. A klucze tam leżą i leżą, pewnie do dziś. Bo kto by się przejmował kimś, kto wszystkich innych ma za nic?


KONIEC :)

11 kwietnia 2011

Bajka o kluczach. (2)

część 1

c.d. 

"Dlaczego z nami nie rozmawiacie?" - zwrócił się do nowych lokatorów kluczyk-inwalida.

W odpowiedzi usłyszał... ciszę.
"Wiecie, że to tak niegrzecznie nie odzywać się, udawać, że nie słyszycie, co do was mówimy?" - nie rezygnował kluczyk.

"A po cóż my mamy z wami rozmawiać?" - odezwał się łaskawie największy z nowych kluczy - klucz okrągły. - "Przecież wy jesteście tacy zwyczajni. Nigdzie nie byliście, nic o świecie nie wiecie. A może jeszcze mamy się z wami zaprzyjaźnić? I z tym kaleką też?" - spytały z pogardą nowe klucze. - "My jesteśmy wytworne, wspaniałe, najlepsze." - powiedziały wyniośle.


"Woda sodowa uderzyła im do głowy" - stwierdził najstarszy klucz, ten który uważał, że jest podobny do miecza. - "Pomieszało im się od tych wszystkich torebek, miejsc" - powiedział. 


"Ignorujmy je. Nie warto się przejmować nimi, które się nikim, oprócz nich samych, nie przejmują" - powiedział niebieski długopis. 


Nowym kluczom wydawało się, że z luksusów trafiły do jakichś slumsów, do biedoty. I jeszcze ten kaleka. Choć w torebce było czysto, bo właścicielką często w niej sprzątała, choć torebka była prana przez dziewczynę, nowym kluczom wydawało się, że w torebce jest brudno, ciasno. Brzydziły się dotykać czegokolwiek i leżały bez ruchu, zniesmaczone zachowaniem pozostałych mieszkańców. Kojarzyło im się ono z bazarem, halą targową. Były bardzo zdziwione, jak dziewczyna może takich trzymać w ogóle w swojej torebce. Są bezczelni. 


Nowe klucze miały nadzieję, że szybko zmienią miejsce zamieszkania i że ich właściciel zażąda ich zwrotu. Jednak nawet same przed sobą nie chciały się przyznać, że to może nie nastąpić tak szybko, bo jednak on ją bardzo lubił. Za bardzo! Pozwalał jej spać w swoim łóżku! Chodzić w swoim szlafroku! A ostatnio, gdy leżały na stole w kuchni, zrobił jej herbatę w swoim ulubionym kubku! Klucze koniecznie musiały wymyślić coś, aby on się jej pozbył. Nie chciały mieszkać w tych slumsach, w tym więzieniu dla ubogich.


"Myślicie, że ona będzie ich używać?" - spytał towarzyszy drugi bardzo zmartwiony sytuacją pęk kluczy. 


"Martwicie się o to?" - zapytał duży klucz.


"Jasne. Słyszałem, że ona będzie musiała sprzedać to mieszkanie, które otwieramy, więc pewnie nas odda... A może i was będzie musiała....? My nie chcemy nigdzie się przeprowadzać. Dobrze nam tu." - odpowiedziały klucze.


"Nic wam się nie pomyliło?" - spytał z zaciekawieniem pędzel do pudru.


"Nie. Słyszałem dokładnie. Otwierałem właśnie skrzynkę na listy, a ona rozmawiała przez telefon na ten temat" - powiedział kluczyk inwalida. - "Boję się, że trafimy do złych ludzi, a ona jest taka dobra, miła i ładna" - westchnął kluczyk.


"Nic się nie bój. Przecież ona nie odda cię byle komu. Mądra jest. Zobacz, jak ci pomogła. Poza tym, gdyby była głupia, to on by jej tak nie lubił. Wiem, co mówię. Mnóstwo słów mną napisała, dużo dokumentów podpisała. Ona byle komu was nie powierzy. Znam ją" - uspokoił towarzyszy niebieski długopis. 


"A dobrze im tak. Pozbędziemy się wreszcie kaleki. Jeszcze tylko te drugie. Trzeba wykopać będzie też kalendarz, kosmetyczkę i długopis. A ona mogłaby skórzaną torebkę nosić, a nie takie coś. Jeszcze się poobijamy" - myślały sobie nowe klucze.


Minęło kilka dni. Nowe klucze obmyślały plan pozbycia się innych mieszkańców, z którymi oczywiście w ogóle nie rozmawiały. Mieszkańcy torebki żyli sobie w spokoju, nie przejmując się nowymi. Nagle... torebką zatrzęsło i dziewczyna włożyła do niej rękę. Wyjęła pędzel do pudru oraz puder. Poprawiła makijaż. Schowała puder do torebki i odłożyła ją na bok. Wzięła pędzel i poszła go umyć, a gdy to zrobiła, odstawiła go na stół do wysuszenia. Zrobiła dwie kawy i wtedy do kuchni wszedł on. Pędzel uważnie wszystkiemu się przysłuchiwał i przyglądał się. Zobaczył, jak dziewczyna wyjmuje nowe klucze i daje je jemu. 


Nazajutrz pędzel wrócił do torebki...


"Widziałeś?! Widziałeś?! Zabrała je!" - przekrzykiwali się towarzysze pędzla.


"Tak. Wszystko widziałem i słyszałem. Zaraz wam opowiem. Tylko się uciszcie" - odpowiedział pędzel.


Najstarszy klucz zarządził ciszę, więc pędzel mógł zacząć opowiadać.


"Najpierw zostałem umyty w łazience, a później ona zaniosła mnie do kuchni i postawiła mnie w słoiku na stole, żeby dobrze mi wyschły włosy na głowie. Zrobiła dwie kawy i potem on przyszedł. Powiedziała mu, że nie może mieć tych kluczy, że ich nie chce..." - mówił pędzel.


"Jak to?! Ona ich nie chciała?!" - nie wytrzymał i zawował z niedowierzaniem kluczyk inwalida.


"No tak to. Ona naprawdę ich nie chciała" - kontynuował pędzel. - "Powiedziała mu, że nie może ich używać, wiedząc, że wcześniej używały ich różne kobiety. Dodała, że czuje się, jakby była jedną z nich, jakby była tylko na chwilę. Była smutna. On nic nie powiedział. Wziął je od niej i schował do kieszeni. Potem wstał, podszedł do niej i pocałował ją w czoło, a ona złapała go za rękę i przytuliła głowę do jego ciała. Więcej nie widziałem, bo po chwili wyszli z kuchni" - zakończył swoją opowieść pędzel.


"Dlaczego ona ich nie chciała?" - zapytał małomówny kalendarz. Odzywał się bardzo rzadko, bo czasem nie wiedział, co powiedzieć, ponieważ tak wiele myśli przebiegało przez jego głowę. Wolał słuchać i umiał słuchać.


"Nie wiem" - powiedział pędzel. - "Myślałem, że może ty będziesz wiedział. Znasz się na datach, godzinach, pamiętasz te wszystkie spotkania, wszędzie z nią bywasz..." - kontynuował pędzel, po czym zamyślił się głęboko.


"Tego i ja nie wiem" - stwierdził kalendarz.






c.d.n. 
(jutro ;)

23 lutego 2011

Bajka o kluczach. (1)

W czarnej dużej bawełnianej torebce mieszkał sobie w jednej z przegródek pęk kluczy. Każdy klucz był inny. Jeden był duży, od największej dziurki w drzwiach wejściowych do domu. Pozostałe były od niego znacznie mniejsze, ale wcale nie miały z tego powodu kompleksów, ponieważ każdy z nich był wyjątkowy i równie ważny jak duży klucz. Każdy był potrzebny. Do otworzenia drzwi służyły wytrwale jeszcze trzy klucze - dwa były oznaczone kolorami - jeden różowym, a drugi zielonym. Natomiast trzeci klucz wyróżniał się kształtem. Był płaski, ale miał ząbki po obu stronach. Lubił mówić, że jest podobny do miecza... właśnie przez te ząbki po obu stronach. Czuł się z ich powodu dumny. Zresztą spośród wszystkich  ten klucz był najstarszy. Kolorem wyróżniony został także najmłodszy klucz, który otwierał główne drzwi wejściowe. Klucz ten ubrano w ciemną zieleń. Najmniejszy klucz wiedział, w jakim sklepie są promocje, był zawsze zorientowany, czy ceny idą w górę, czy w dół, przynosił dobre i złe wiadomości. Ów kluczyk był kluczem od skrzynki. 

Kluczom bardzo dobrze się mieszkało w czarnej torebce. Czuły się tam wygodnie, bezpiecznie. Jednak pewnego dnia do torebki wprowadziły się kolejne klucze. Nie były jednak tak kolorowe, stare i właściwie się nie wyróżniały. Były jednak podobne do tych z pierwszego pęku, bo były także kluczami od mieszkania i od skrzynki na listy. Klucze z pierwszego pęku szybko się przyzwyczaiły do nowych lokatorów i nie czuły się wcale zagrożone. Szybko zaprzyjaźniły się jedne z drugimi. Wiedziały, że są ważne, potrzebne i że nie stanowią dla siebie wzajemnie żadnego zagrożenia. 

I jedne i drugie klucze bardzo lubiły swoją właścicielkę, choć najczęściej oglądały tylko jej dłonie, ale te dłonie im się podobały. Lubiły słuchać także głosu dziewczyny, która nosiła je w swojej torebce. 

Pewnego mroźnego dnia, drugi pęk kluczy bardzo się namęczył przy otwieraniu drzwi. Kluczom było zimno, dziwnie... Gdy najmniejszy z kluczy usiłował dostać się do skrzynki, wypadł właścicielce z ręki. Upadł na podłogę, głośno piszcząc i płacząc. Stracił część swojego plastikowego uszka i musiał opuścić swoich towarzyszy. Dziewczyna, do której należał, podniosła go troskliwie z posadzki, obejrzała dokładnie, tak że przy okazji kluczyk mógł się jej przyjrzeć. Pomyślał, że musi koniecznie opowiedzieć swoim towarzyszom o tym, co mu się przytrafiło. Nie wiedział jednak, kiedy do nich wróci. Dziewczyna schowała go do kieszeni. 

Kluczyk przez kilka dni musiał mieszkać w lewej kieszeni kurtki wraz z paczką chusteczek i pomadką ochronną. Nie podobało mu się to nowe mieszkanie. Nie było tam tak wesoło, radośnie jak w torebce. Miewał zawroty głowy i czuł się jeszcze gorzej. Było mu smutno. Czuł się odsunięty. Został inwalidą. Nie mógł być przyczepiony tak, jak inne klucze, do metalowego kółka. Czuł się niepotrzebny, choć przecież nadal dzielnie pełnił swoją zaszczytną funkcję i każdego dnia otwierał skrzynkę na listy. 

Jednego dnia było mu wyjątkowo źle. Wytrzęsło go mocno w kieszeni, tak bardzo, jakby pływał po morzu statkiem podczas sztormu. Myślał, że nabawi się zaraz choroby morskiej. Tego dnia dziewczyna wyjęła kluczyk z kieszeni i przywiązała do niego kawałek mocnego sznurka, a sznurek przyczepiła do kółka. Kluczyk wrócił do towarzyszy. Opowiedział im ze szczegółami wszystko, co go spotkało. 

"Widziałem ją. Widziałem jej twarz." - mówił zachwycony. "Ona jest taka ładna!" - wykrzykiwał, mówiąc o dziewczynie. 

"To pewnie dlatego wprowadziły się tu one." - powiedział ze smutkiem najstarszy klucz, ten z pierwszego pęczka i wskazał na trzy klucze w kolorze srebra. 

"On może mieć rację." - odezwał się pędzel do pudru, który wystawił głowę z kosmetyczki. - "Widziałem je jak leżały na stole w pewnym domu, a później on je jej dał."

"Jaki on? Jaki on?" - chciały wiedzieć ciekawskie kolorowe klucze. 

"Mężczyzna. Był wysoki. Wyższy niż ona, więc nie mogłem dojrzeć, jak wygląda." - powiedział niebieski długopis. - "Napisał mną kartkę do niej, że zostawia jej te klucze, bo on musi wyjść wcześniej do pracy, a nie chciał jej budzić. Powiedział jej też, że te klucze są dla niej i że ma nadzieję, iż częściej będzie ich używała."

"Jesteś pewny?" - spytał duży klucz.

"Tak. Przecież sam napisałem tę wiadomość." - odrzekł długopis.

"Ona często z nim rozmawia. Piją razem kawę, śmieją się. Ona chyba go bardzo lubi." - powiedział pędzel do pudru. 

Klucze bardzo się zmartwiły. Zrobiło im się przykro. Do tej pory zawsze były potrzebne, a teraz... Dziewczyna starała się je dobrze traktować, dbała o nie, nie rzucała ich byle gdzie. 

"A jeśli nas komuś odda?" - wyraziły niepokój klucze z drugiego pęczka. - "Przecież tamte nie są kluczami od auta, od biura, ani od piwnicy. One w ogóle nie są jej."

Nowe klucze przysłuchiwały się rozmowom mieszkańców torebki i czuły się dumne, wyróżnione, wspaniałe. Uważały, że są najlepsze i najważniejsze. Były pewne, że dziewczyna pozbędzie się wszystkich mieszkańców torebki i one będą jedyne. Przecież zawsze były najważniejsze. Bywały w różnych miejscach, mieszkały w różnych torebkach i zawsze, ale to zawsze ich właściciel się o nie upominał i z tego powodu czuły się jeszcze ważniejsze, a poza tym zrobiły się zarozumiałe. Nie chciały rozmawiać z innymi mieszkańcami. Wyniośle milczały, udając, że nie rozumieją, co się do nich mówi.

c.d.n.