W ostatnim czasie temat żywności i jej marnowania jest coraz głośniejszy w mediach. Co siódma osoba na świecie cierpi z głodu i niedożywienia. Dziś obchodzimy Światowy Dzień Żywności i Walki z Głodem. A mnie zastanawia jedno, dlaczego marnujemy tyle jedzenia? Dlaczego tak dużo świeżej żywności ląduje w śmietnikach (W skali świata to jakaś 1/3 jedzenia się marnuje.)?
Codziennie wyrzucam śmieci, wcale nie dlatego, że tyle się ich nazbiera, ale dlatego, że się szybko psują... choćby takie obierki od kartofli czy skórki od bananów. Zdarza się, że w moim śmietniku ląduje zepsuta śliwka, zgniły kartofel czy spleśniała marchewka. Zawsze wtedy jestem wściekła na siebie, że tak się dzieje. Bardzo nie lubię marnować jedzenia. Staram się przed każdym wyjazdem co najmniej dwudniowym pozjadać wszystko i nie robić żadnych zapasów, bo nie chodzi o to, aby później jedzenie wylądowało w śmieciach, ale aby napełnić nim swój żołądek.
Wczoraj wyrzuciłam śliwkę, a dziś pomidora. Popsuły się przez wilgoć i chyba były lekko zgniecione. Nie było mnie, więc nie spostrzegłam w porę, kiedy nadawało się jeszcze do jedzenia. Lodówkę regularnie przeglądam z rodziny ja, pchana do tego przeglądania obsesją, że się coś zmarnuje, częściej pcha mnie tam głód.
Dla niektórych może być to dziwne, że jestem na siebie tak bardzo zła z powodu jednej marchewki. Ale przecież ta marchewka, która ląduje w koszu przez moje niedopatrzenie, mogłaby zapełnić czyjś pusty żołądek... może jakiegoś dziecka.
Mieszkam w dużym bloku i codziennie widzę, jak wiele jedzenia ląduje w pojemnikach w śmietniku. Pominę fakt braku segregacji odpadów, niezgniatania butelek plastikowych itp., bo nie jest to dzisiejszy temat. W śmietnikach ląduje chleb, owoce i warzywa, niestety tylko lekko nadpsute albo odgniecione... bo pewnie lepiej kupić świeże... W śmieciach można znaleźć też sporo mięsa i wędliny. Wolę nie myśleć, ile mleka, śmietany, soków i innych takich codziennie się wylewa.
Obok opakowań po pizzy, po chipsach, po słodyczach, napojach gazowanych w śmieciach widzę mnóstwo żywności, kiedy uchylam wieko pojemnika. W moim bloku mieszka około tysiąca ludzi, a codziennie w kontenerach pojawia się tyle jedzenia, że kilkadziesiąt osób mogłoby się wyżywić z tego. A to tylko jeden blok. Ile takich bloków i kontenerów jest w całej Polsce?
W sobotę na pobliskim targowisku mnóstwo ludzi stoi w kolejkach i kupuje różne produkty - od chleba począwszy, a na słodyczach skończywszy. Czasem mam wrażenie, że się pobiją o jakieś owoce czy mięso, bo przecież muszą je kupić, a ta osoba przed nimi przecież specjalnie chce je im wykupić. Zdarza się, że jeśli ktoś powie, że też chce dany produkt kupić, to osoba z przodu, która właśnie go kupuje, wykupi wszystko, akurat po czyjejś uwadze, bo wcześniej jakoś tyle nie było potrzebne...
Z tego, co obserwuję... zazwyczaj ludzie kupują dość dużo. Ile z tego zjedzą? A ile wyląduje w śmieciach? Ile jedzenia ze sklepów wyląduje w śmietniku, bo przecież bardziej opłaca się wyrzucić niż wspomóc np. jakiś dom dziecka?
Przyznam, że nie rozumiem tego kompletnie. Powinno być inaczej. Przecież można kupić mniej, tyle żeby zjeść, tylko że tu pojawia się inny problem. Wygodniej kupić więcej, bo przecież kto będzie biegał do sklepu kilka razy w tygodniu... To jak już się kupuje więcej, to może z dłuższą datą przydatności, to może coś, co da się zamrozić, kupić mniejszą ilość produktów, które łatwo się psują...? Jeśli chodzi o sklepy i przedsiębiorców, to ustawodawcy powinni się tym zająć, żeby bardziej opłacało się podarować jedzenie niż wyrzucać jeszcze dobre produkty, bo sprzedać się nie sprzedadzą, a zjeść można, bo są dobre (np. chleb). Pal licho tych tam, co prawo stanowią.
Chociaż my starajmy się nie marnować jedzenia. Przecież tylu ludzi na świecie nie ma co jeść, tyle dzieci umiera z głodu. Wiem, że nie da się uniknąć tego, żeby w ogóle jedzenie nie lądowało w koszu, bo czasem naprawdę nie ma na to wpływu, że jeden ziemniak czy jakaś cebula nie będą się nadawać do spożycia, ale możemy mieć wpływ na to, aby nie wywalać wręcz kilogramów jedzenia. Lepiej kupić mniej, a tę złotówkę czy dwie przeznaczyć na wsparcie akcji jakieś organizacji pozarządowej, która walczy z głodem i niedożywieniem.
Witaj Czekoladko,
OdpowiedzUsuńja przyznaję się bez bicia, że marnuję jedzenie... Z różnych przyczyn, ale żadna mnie nie usprawiedliwia.
Staram się to zmienić :)
Pozdrawiam :)
figa
Cóż, ja do kwestii jedzenia mam specyficzne podejście: jem po to, by żyć...Zatem jem, gdy jestem głodna, i kupuję jedzenie wtedy, gdy mój organizm się tego dopomina. Nic nie ma szans się zmarnować....Bo wolę kupić mniej, niż więcej.
OdpowiedzUsuńMoja rodzina nie podziela jednak mojego stylu odżywiania się. Mam mały wpływ na to, co jest w lodówce, bo nie ja robię zakupy. Ale gdybym robiła....to oni pewnie umarli by z głodu!
Cześć Figuniu :)
OdpowiedzUsuńDużo osób marnuje jedzenie, ja też nie jestem wyjątkiem, bo choć bardzo rzadko się zdarza, to jednak się zdarza. Ważne, aby chcieć to zmienić i coś z tym robić :)
madame, wiem, że masz specyficzne podejście ;)
OdpowiedzUsuńPrzy takim gospodarowaniu to nie ma szans na zmarnowanie. Co do rodziny, to może jednak lepiej, że nie robisz im zakupów ;)
U mnie to ja jestem głównym zaopatrzeniowcem, co daje duży wybór i małe ilości ;)
Czekolado :) bardzo podoba mi się to co napisałaś. Zgadzam się z Tobą w 100 procentach! Moim zdaniem problem tkwi w tym, że ludzie nie myślą... NIE MYŚLĄ!!!
OdpowiedzUsuńCo byś powiedziała na taką miniakcyję w formie wymyślenia hasła na ten temat i wrzucenia go na bloga? :) ja wrzucę... Ty wrzucisz... może ktoś przeczyta i pomyśli? :)
Dzięki Ci, Czekoladko, za Twą wrażliwość i poruszenie tego tematu. Ja widzę po pieczywie jak ludziom się w d... poprzewracało. Wybacz ostrość ostatniego zdania ale wprost szlak mnie trafia jak widzę wyrzucone całe bochenki chleba jeszcze całkiem zdatne do spożycia. I tak dobrze, że nie wyrzucaja ich do śmietnika tylko wieszają w torebkach foliowych. Koleżanka mamy często przynosi takie torebki znalezione gdzieś na płocie a ponieważ mamy kury w liczbie trzech i jeszcze psa, więc to sie suszy i gadzina zje.
OdpowiedzUsuńPieczywo, które my kupujemy zjadamy do ostatniego okruszka.
Faktem jest, że dobre jedzenie szybko się psuje, bo nie ma konserwantów. Więc po co kupować ogromne zapasy? Chyba, że coś da sie zamrozić.
Ostatnio zepsuł mi sie rosół, na którym miała być zupa pomidorowa, a to z tej przyczyny, że nie wstawiłam go do lodówki. Psica wychłeptała go ze smakiem a pomidorowa była na... bulionie:)
Aniu, wiem, że psy nawet lubią takie podpsute ;) A ten chleb to dobry pomysł, przynajmniej się zużytkuje.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że dużo chleba ląduje w śmietniku, za dużo...
Jeśli chodzi o coś, czego zapomni się schować, to ja zawsze wieczorem sprawdzam, bo ostatnia chodzę spać. Nawet jak święta spędzam u siostry, to zanim się położę to obkolęduję cały dom ;) a to wszystko przez roztargnienie, moje :)
Usunęłam komentarz, bo teraz dopiero zobaczyłam... byka. Aż się rumienię :)
OdpowiedzUsuńMała Mi, zgadza się, że to wszystko się bierze z tego, że ludzie nie myślą, niestety.
OdpowiedzUsuńA to z tym hasłem to świetny pomysł :) Może inni się też dołączą wtedy :)
Aniu, jasne :) Nie szkodzi :)
OdpowiedzUsuń