Święta... Święta... W sumie dla mnie wewnętrznie trochę dziwne święta. Jakbym chodziła lekko nieprzytomna i zdziwiona. Od kilku lat spędzamy święta zimowe na kupie i co roku właściwie łóżek i miejsc do spania brakowało. Zwykle włóczyłam się nocą po domu mojej siostry, usiłując znaleźć sobie w miarę spokojne miejsce do spania, żeby móc się położyć, zwinąć w kłębek, ale jednocześnie, aby nikt się o mnie nie potykał. Kładłam się zwykle na korytarzu na piętrze, koło grzejnika i schodów - ciepło, spokojnie i nikomu nie przeszkadzałam, bo nikt się o mnie nie potykał, a i moja bezsenność też innym nie dawała się we znaki.
W tym roku nie dość że trafiło mi się normalne łóżko, to jeszcze i pokój... Poczułam się tak dziwnie, jakby mnie ktoś czymś uderzył, otrzeźwił... Rodzina się kurczy... Kolejne osoby odchodzą na drugą stronę, a nikogo nowego nie przybywa.
Nie mogłam spać. Kręciłam się w nocy w łóżku, budziłam się co chwilę, snułam się po domu, a gdy nadchodził ranek otwierałam oczy, łudząc się, że usłyszę kroki mamy na dole, że usłyszę jak wstaje pierwsza ze wszystkich i parzy sobie kawę... Łudziłam się, że ciocia przyjedzie na święta... albo że chociaż zadzwoni... Przecież stąpam twardo po ziemi, nie żyję marzeniami, złudzeniami, pragnieniami, a skąd nagle coś takiego?
W Wigilię nie mogłam już dłużej powstrzymywać łez. Płakałam długo ojcu w rękaw, nie potrafiąc się uspokoić. Żal i tęsknota... Ta przejmująca świadomość, że mamy na tym świecie już nie zobaczę, że ciocia naprawdę odeszła w moim domu i ten przedświąteczny pogrzeb nie był złym snem... Ścisnęło mi się serce.
Ostatnio chyba bardziej jakoś potrzebuję towarzystwa, obecności innych ludzi, może nawet bliskości... Czuję się jak żebrak, błagający o bliskość, o dotyk, może nawet o miłość... I chyba drąży mnie samotność. Dziwne. A przecież wcale nie czuję się nieszczęśliwa.
Tęsknota potrafi zeżreć nasze wnętrze jak najgorszy robak. Trawi je niczym płomień drewno...
Czy dobro naprawdę do nas wraca? A może dobro to już przeżytek i wcale nie należy myśleć o innych, tylko o sobie, wyłącznie o sobie... Może miłość zastępuje wygodnictwo i chęć niebycia samemu... Może ten świat już stoi na głowie, a wszystko co dobre przyjmuje postać karykaturalną, jak w jakimś krzywym zwierciadle...?
Musimy dbać o siebie. No bo jak realizować przykazanie "kochaj bliźniego swego,jak siebie samego" jeśli siebie nie akceptujemy, nie dbamy, nie kochamy? A dobro wraca, czasem tylko tego nie dostrzegamy, nie kojarzymy z tym, czego sami daliśmy innym. Nie musi to być na zasadzie: ja tobie - ty mnie. Trzymaj się Czekoladko, i wybacz takie tam moje poświąteczne filozofowanie.
OdpowiedzUsuńCześć CzG :)
OdpowiedzUsuńRozumiem skąd te niewesołe myśli /będąc na Twoim miejscu miałbym pewnie podobne myśli/, ale te Twoje refleksje nt. dobra i zła są już nieco na wyrost moim zdaniem.
Osobiście skłaniałbym się ku teorii, że zaczyna dokuczać Ci samotność, nawet jeśli starasz się to negować, to tak podpowiada Ci Twoja podświadomość. Tak bym interpretował ten sen, o którym pisałaś przed świętami /a i owszem - czytałem ;)/.
Pozdrawiam Cię poświątecznie i życzę więcej optymizmu w nowym roku :)
Cześć Smurffie,
OdpowiedzUsuńwiesz, z tymi refleksjami o dobru i złu, to pozwoliłam sobie świadomie na pewne przejaskrawienie i wykrzywienie ;)
Mówisz, że samotność? Samotność, taka mała paskuda, dokucza, choć człowiek otoczony jest innymi ludźmi. Po prostu czegoś brakuje, iskry, jakiegoś porozumienia na poziomie duchowym...
Z moim optymizmem najgorzej nie jest, aczkolwiek większa jego dawka mile widziana ;)
Pozdrawiam :)
Aniu,
OdpowiedzUsuńzgadza się, musimy dbać o siebie, bo jak nie my sami, to kto?
To prawda, że się nie widzi, jak dobro wraca, tym bardziej jeśli nie oczekujemy wcale jego powrotu.
Filozofuj, jak najbardziej filozofuj. Czasem trzeba, a czasem czyjeś filozofowanie upewnia nas czy nawet otwiera nam oczy.
Pozdrawiam :)
Czekolado kochana, dobro wraca. Ja w to wierzę. Ciepła i miłości życzę :-)
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że Tobie jest przykro..Pomimo wszystko nie wolno dać się wciągnąć w tę czarną dziurę bez dna. Przed złem bronią nas wyłącznie nasze własne poukładane myśli:)Jeszcze będzie kolorowo. Zobaczysz:)
OdpowiedzUsuńMadmargot, dziękuję :)
OdpowiedzUsuńMadame, Ty wiesz, że czasem bywają takie dni, takie chwile.
OdpowiedzUsuńWierzę w to, że się poukłada, że będzie lepiej. Już zaczyna być pomalutku.
Dziękuję :)
witaj czekoladko :) czy dobro powraca .....? czasem sie juz nad tym zastanawiam ,bo ile mozna dawac ,a w zamian dostawac "po policzku".....oczywiscie ja sie nie zmienie i innych tez nie zmienie ,wiec bede nadal wierzyc ze w zyciu za wszystko sie placi ,wczesniej czy pozniej ........ tylko ile bolu musi zniesc jeden czlowiek ,aby ten drugi zrozumial ze on zadal ten bol......????
OdpowiedzUsuńmnie jak zwykle w wigilie zakrecila sie lza z tesknoty za bliskimi ,no coz najwazniejsze ze "oni" sa mimo ze tak daleko ....
a u Ciebie czekoladko napewno przyjdzie czas na kolory ,tak jak napisala madame ,ktora serdecznie pozdrawiam :)
usciski czekoladko :)))
Czekoladko, nie dawaj się samotności! Nawet jak czasem nie jest lekko...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
figa
Jeśli pragniesz bliżej poznać
OdpowiedzUsuńz jakiegokolwiek powodu Grzesia,
który poszukuje dziewczyny,
z którą on, i która z nim
randkować będą tysiąc lat
to napisz na e-mail:
syneloi@hotmail.com;
http://wmw.orangespace.pl/
Lapaz,
OdpowiedzUsuńjak widzę, nie tylko ja się nad tym powracaniem dobra zastanawiam.
Człowiek jest w stanie znieść naprawdę wiele bólu, wiele przykrości.
Lapaz wierze w to coraz bardziej i mocniej :)
Uściski!
Figuniu,
OdpowiedzUsuństaram się.
Pozdrawiam cieplutko :)
Syneloi witam,
OdpowiedzUsuńmimo że to notka częściowo o samotności, mój blog nie jest portalem randkowym.
Samotny nie znaczy sam.
Będzie wdzięczna za zaniechanie tego typu ogłoszeń, kolejne będę kasować.
Pozdrawiam