Czy kłamcy można ufać? Czy kłamcy można wierzyć? Czy z kłamcą da się na co dzień w miarę normalnie żyć?
Kłamstwo. Tak wiele osób mówi, że się nim brzydzi, że nie cierpi kłamców, że to ohydne tak wciąż kłamać. Tylko że kłamstwo jest nagminne. Poza tym jest lepkie, brudne, przykleja się jak smoła, ale ma krótkie nogi, więc prędzej czy później zwykle się wydaje.
Osobiście nie znam żadnej osoby, która ani razu nie posłużyła się kłamstwem. Jako dziecko zdarzało mi się kłamać rodzicom, że mi się zegarek spóźnia albo że stanął, gdy spóźniałam się, wracając z podwórka. W sumie nikomu to nie szkodziło, ale kara za kłamstwo była, ponieważ kłamstwo jest zawsze kłamstwem. Osobiście wyznaję zasadę, że lepiej milczeć, niż posuwać się do kłamstwa. Jednak ja nie o kłamstwie i kłamaniu jako takim chciałam, a o kłamcach, którzy tak bardzo zaprzyjaźnili się z kłamstwem, że nie potrafią bez niego żyć. Raz się udało, drugi raz się udało, piąty, dziesiąty... więc można tak wciąż i wciąż, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto w któreś z kłamstw uwierzy.
W kłamstwach ludzie potrafią posunąć się bardzo daleko. Czy jest jakaś granica? Ile i jak długo można wybaczać oraz znosić kłamstwa?
Jest sobie osoba, powiedzmy, że kobieta. Kobieta po rodzinie wyłudza pieniądze, mówiąc, że to butów dla dziecka potrzebuje, a to że nie ma czym dzieci nakarmić, a to, że na lekarza potrzebuje, a to że jakiś kataklizm się wydarzył. Oczywiście osoba obiecuje, że pieniądze odda, tylko że mijają tygodnie, miesiące, lata, a kobieta pieniędzy wciąż potrzebuje, wymyśla nowe preteksty, aby pożyczać i nie oddawać. I o ile znajomi mogą mieć dość, to ludzie, którzy ją kochają mogą się zlitować, wybaczyć. Tylko dziwnym sposobem mieszkanie owej osoby przeszło kilka remontów, pojawiają się w nim wciąż nowe sprzęty, a pieniędzy tak naprawdę nie brakuje. Za to rośnie góra kłamstw, bo przecież skoro się z tą kasą udawało... I tak pani nasza okłamuje męża i dwóch kochanków, ale z żadnego rezygnować nie chce, bo jej tak wygodnie, przy czym tylko mąż zna jakąś tam prawdę o żonie, bo kochankom zmyśla wszystko - od pracy przez posiadanie dzieci na śmierciach najbliższych skończywszy. Do tego dochodzi kłamstwo na temat wyjątkowo ciężkiej choroby, która się okazuje prostym zabiegiem, a urasta do rangi śmiertelnej i nieuleczalnej, która prawie wysłała panią na tamten świat.
To tylko jeden z przykładów. Podobnych historii znam kilkanaście. I wciąż nie bardzo potrafię je zrozumieć. Nie umiem jakoś wytłumaczyć sobie motywów, które kierują takimi kłamcami. Przecież prędzej czy później ta góra kłamstw runie, wyda się i co wtedy? Łatwiej niestety brnąć coraz głębiej i bardziej w to bagno kłamstw...
Tylko jak później zaufać kłamcy, którego złapało się na stercie kłamstw i właściwie nie wiadomo, czy cokolwiek jest prawdą i na ile nią jest. Jak zaufać? Czy jest to możliwe? Jak żyć z takim człowiekiem? Jak rozmawiać? I jak długo można tak wybaczać i wybaczać, i wybaczać te kłamstwa? Czy wybaczając je wciąż nie stawiamy się w pozycji totalnie naiwnej osoby, która we wszystko uwierzy? Czy nie robimy z siebie głupca? A może po prostu wybaczamy, bo kochamy? Tylko jak długo tak można? Kiedyś skończy się cierpliwość, bo przecież chyba nikt nie chce być na każdym kroku okłamywany... I czego się później złapać, gdy wokół jest bagno kłamstwa, a jeśli prawda gdzieś jest, to dawno już utonęła w tym bagnie.
ps. Zapomniałam dodać najważniejszego. Przypadek chorobowy w postaci mitomanii pominę, bo tę z powodzeniem można leczyć, Odnoszę się powyżej do kłamstwa z premedytacją, dla własnych korzyści, a kłamca ma świadomość tego, że kłamie, dobrze wie, że to robi - np. żeby nie oddawać długu, bo dobrze się żyje w cudzej kieszeni.
To skomplikowane. - cz. 25.
-
Usiłowałam zasnąć. Jednak po głowie krążyło mi tyle myśli. Nie potrafiłam
powstrzymać ich biegu. Myślałam o Tomaszu, który siedział w drugim pokoju.
Chyb...
11 lat temu
ta dysfunkcja przez Ciebie opisana to mitomania i da się podobno leczyć...
OdpowiedzUsuńMalinconia, mitomanię da się leczyć. Gorzej jeśli góra kłamstw mitomanią nie jest, a jest kłamstwami z premedytacją dla własnej korzyści...
OdpowiedzUsuńTyle pustych, nieprawdziwych słów przechodzi przez ludzkie usta. Obietnice, przysięgi, słowa niewiele tak naprawdę znaczą.
OdpowiedzUsuńPo co one, nie wiem, przecież na kłamstwie nic nie zbudujemy, nie lepiej jest powiedzieć od razu prawdę, przecież prędzej czy później ona i tak wyjdzie na jaw i wszystko do czego doszliśmy przepadnie, bo fundamentem nie może być owe kłamstwo...
Nie wiem, czasem powodem może być choroba, np alkoholizm, może samotność.
Jak ponownie zaufać kłamcy, nie mam pojęcia, chyba bym nie potrafiła.
Pozdrawiam ciepło
Martyna, i to codziennie niestety. Właśnie, po wyjściu na jaw kłamstw, to co zbudowane z trudem niszczy się, w tym relacje z ludźmi...
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, jak zaufać ponowie i nie wiem już nawet, czy da się z kłamcą żyć... I o ile chorobę można jakoś zrozumieć, wytłumaczyć i da się leczyć, o tyle co zrobić z kłamstwem z premedytacją... nie wiem.
Odpozdrawiam :)
Wydaje mi się, że nikt tego nie wie. Ehh, nie ma dobrej rady.
OdpowiedzUsuńPS Witam Cię w moich skromnych, internetowych progach :)
(tylko uważaj, ehh tam wieje chłodem, póki co)
Dobrej nocy
Myślę, że masz rację. Ja chyba nigdy nie zrozumiem po co ludzie tak po chamsku kłamią, zwłaszcza swoim bliskim...
OdpowiedzUsuńChłodu się nie boję, a z chęcią się rozejrzę :)
Życzę wszystkim dobrej nocy i przyjemnego ciepłego piątku :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)))
Kłamanie wcale nie jest takie złe, jak jest malowane ;]
OdpowiedzUsuńRozważania o kłamstwie mogłyby zapełnić karty niejednej, opasłej księgi,a każde z nich to zupełnie inna, barwna, odrębna historia:DDD
OdpowiedzUsuńNie nadają kłamstwu cech wyłącznie negatywnych... pewne sytuacje warunkują zaistniałe okoliczności:DDD
Hadesie, ja Cię proszę, Ty mi uzasadnij swoją wypowiedź. Co to znaczy, że nie jest takie złe i dla kogo nie jest? Dla kłamcy czy dla okłamywanego?
OdpowiedzUsuńSydoniu, tylko że kłamstwo zawsze kłamstwem jest i nie ma co szukać usprawiedliwień, tłumaczyć okoliczności, choć są kłamstwa różnego kalibru i kłamie się z różnych powodów. Nawet jeśli jakiś bardziej szlachetny powód by się zdarzył, nie sprawi on, że kłamstwo kłamstwem być przestanie, choć pozwoli je zrozumieć.
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że inaczej sprawa z kłamstwem i kłamcami wygląda, jeśli nie tak znów często nas dotykają ze strony ludzi, zwłaszcza tych bliskich (i mam tu na myśli to, że kłamstwo się wyda rzecz jasna), a inaczej jeśli okłamuje się nas wciąż, piąty, dziesiąty, dwudziesty, setny, itd. raz.
A co z kłamstwem, które zaczyna nosić znamiona przestępstwa?
OdpowiedzUsuńTak mi przyszło do głowy, że z kłamstwem jak np. z papierosem - przecież jedno czy dwa nikomu nie zaszkodzą, a człowiek sobie ulży jakoś tam... i tak się potem zaczyna, a jak się porządnie zacznie, to już człowiek musi brnąć w to, żeby się nie wydało.
Nie wiem, jak Wam, ale mi się wydaje, że kłamstwo, jeśli już stosowane i będące jakimś wyjściem z sytuacji, powinno być używane jako wyjście ostateczne po wyczerpaniu wszelkich innych możliwości, a nie najprostrze i najłatwiejsze, bo prościej skłamać niż się namęczyć, a już żeby prawdę powiedzieć... I oczywiście inna sprawa z tym, jak być powinno, a z tym jak jest.
;] temat rzeka...
OdpowiedzUsuńwczoraj zaglądnąłem pomyślałem sobie ,,hmmmmm dobry poruszony wątek... można by było się rozpisywać godzinami...
aniołkiem nie jestem- ale to wiadomo... kłamstwo... bardziej jest mi bliski ślinotok i długi język, sarkazm, złośliwość, i dowalanie w pięty kręcąc śrubę w brzuchu... nad którym nie panuje- ale krzywdzi chyba podobnie jak samo kłamstwo chwilami... złe postrzeganie niektórych spraw i ich odbiór, wynikający chyba z mej niedojrzałości, no i specyficznego charakteru ;]
a co do samego kłamstwa... wiem o czym powiadasz ;]
niestety mój pierwszy i ostatni poważny związek, opierał się na tym ;] rok bałamucenia, później rok samego związku, który był jednym wielkim oszustwem grania na dwa fronty mając na boku wianuszek ciał i kompromitacji mnie za plecami opowiadając niesamowite bajki ;] ale jak powiedziałaś- kłamstwo ma krótkie nogi ;] a wspólni znajomi- o których druga strona spodziewać się nie mogła, piknie zobrazowali całą relację i za to chwalić moich przyjaciół będę a szczególnie Hankę Dentystkę ;]
ciężko było heheh ale teraz już się z tego śmieje, bo nie pozostaje mi nic innego ;]
z tego co wiem dzieje się tak dalej i kolejne osoby są omamiane ;]
ale wszystko wraca 3 krotnie do człowieka...
nigdy nie mów nigdy, ale jak na razie owy sposób życia i bycia jak najbardziej mi odpowiada ;]
zatajanie prawdy i nie mówienie o tym... czasem tez mi się zdarzy... dlatego lepiej czasem przemilczeć, choć jak wspomniałem- ślinotok jest silniejszy ;]
Dopuszczam kłamstwo jako formę zatajania prawdy i tylko wtedy, kiedy nie robi ono nikomu krzywdy.
OdpowiedzUsuńMoją wypowiedź po części uzasadnili już Sydonia w komentarzu i NordBerd u siebie na blogu ;)
OdpowiedzUsuńKetiov, gdyby wszyscy tylko w taki sposób dopuszczali kłamstwo...
OdpowiedzUsuńHadesie, już rozumiem, że to miałeś na myśli z tym malowaniem ;)
OdpowiedzUsuńKimi, Ty to papla jesteś o tyle ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, słowa jako takie mają moc krzywdzenia, oprócz innych mocy, bo posiadają cały ich wachlarz.
Kłamstwo w związku, kłamstwo w uczuciach cholernie boli, a niektórzy zwyczajnie lubią bawić się ludzkimi uczuciami. Po prostu.
Norbert dobrze ujął kłamstwo - smutne, ale prawdziwe.
OdpowiedzUsuń