Mówi się, że aby kogoś dobrze poznać, zjeść z nim trzeba beczkę soli. I nie jest ważne czy będziemy tę sól jeść wolno, czy pochłaniać ją w zastraszająco szybkim tempie. Trzeba spędzić trochę czasu w towarzystwie drugiego człowieka, przeżyć coś razem, zobaczyć jak się funkcjonuje w określonych sytuacjach. Jednak to wcale nie znaczy, że wiemy o sobie wszystko, czy że znamy się tak dobrze, że wiemy, czego się po sobie wzajemnie spodziewać. Bywa i tak, że my sami nie zdajemy sobie sprawy, ile wiedzą o nas nasi najbliżsi, jak dobrze nas znają.
Wczoraj pod wpływem tych wszystkich emocji krążyłam po mieszkaniu jak cień. Snułam się albo leżałam. Zrobienie sobie herbaty i wmuszenie w siebie jakiegoś jedzenia, przekraczało moje możliwości. Przemieszczanie się gdziekolwiek było po prostu niewykonalne. Późnym wieczorem przyjechała po mnie moja przyjaciółka, bo stwierdziła, że nie powinnam być sama, ani tym bardziej sama nie powinnam wracać do B. Powiedziała mi dzisiaj, że w takim stanie to mnie dawno nie widziała. A mój głos... wystarczyło, że usłyszała, jak z nią rozmawiam i nie musiałam nic mówić właściwie. Zaskoczyło mnie to, jak dobrze mnie zna, jak uważna jest w naszej przyjaźni. Widzi i czuje tak wiele, wie to, co gdzieś tam w środku duszę w sobie, usiłuję schować, do czego nawet się przed sobą niechętnie przyznaję. Jest jak siostra. Taki przyjaciel to skarb.
Zanim zdarzyło się to, co się zdarzyło, zanim emocje wezbrały we mnie i tsunami uderzyło mi do głowy, podtapiając racjonalne myślenie i wszelką logikę było dużo dużo wcześniej takie popołudnie.
Siedziałam z jednym z moich przyjaciół, choć wtedy nie nazwałabym jeszcze tej osoby przyjacielem, przy herbacie i tak żeśmy sobie gadali na trudne tematy. Doszłam do wniosku, że mam do czynienia z uważnym obserwatorem. Zna życie, zna się na ludziach i we mnie też umie czytać. W sumie od początku naszej znajomości nieźle mu to wychodziło.
Gdy zdałam sobie sprawę, że bez sensu zamykać się w sobie, barykadować, wtykaniem szpilek unikać odpowiedzi albo zmieniać temat, bo on i tak wie, to byłam trochę zła, że tak sobie we mnie czyta jak w książce. Ale i tak nie składałam broni, wszak Don Kichotowi konkurencja się przyda, to może ktoś z wiatrakami w końcu wygra. Gdy stwierdził, że lubi gdy wtykam te swoje szpilki z mieszanki cynizmu, złośliwości, inteligencji, żartu i sympatii, to zostałam kompletnie rozbrojona.
Nie dość że przterzymał zmasowany atak szpilek, to jeszcze lubi, jak mu je wtykam. W pierwszej chwili pomyślałam, że chyba oszalał i chojraczy. Po czym wyrzekłam: "O ja cież pierdzielę cholera jasna! Ty tak na serio?! Masz dziwne upodobania, ale niech będzie. Jak na faceta jesteś dość inteligentny. ;)" I tak się nasza przyjaźń zaczęła. Dla postronnego obserwatora przyjaźń dziwna i niezrozumiała. Uwielbiam rozmawiać z tym człowiekiem. Inteligencja, kultura i poczucie humoru. Jest jeszcze bardziej niecierpliwy niż ja i bardziej w gorącej wodzie kąpany, serce ma wyjątkowo miękkie, ale tyłek amortyzuje wiele.
Dobrze mieć przyjaciół, lecz o nich nie tak znów łatwo. Czasem zjeść trzeba wiele beczek soli. Im bliższa nam osoba, tym mocniej reagujemy, gdy dzieje się jej krzywda, gdy cierpi, choruje. Bliscy ludzie, prawdziwi przyjaciele to skarb, tylko o te relacje trzeba dbać. Mogę mieć dziurawe kieszenie, dziurawe buty, ubrania z łatami, mogę nie mieć nic z tych rzeczy materialnych, a i tak jestem bogata. Jestem krezusem. Bo są wokół mnie ludzie, którzy mnie kochają, którym na mnie zależy, którzy mnie lubią i szczerze życzą mi dobrze, których kocham i ja, na których szczęściu mi zależy, których lubię, szanuję i podziwiam, ale których nie zawsze potrafię docenić, czasem spotkania z nimi odkładam na później, bo wciąż jest tyle czasu, bo na pewno jutro będzie następny dzień. W poniedziałek otrzeźwiło mnie, że jutra może naprawdę już nie być - dla nich lub dla mnie.
ps. Wieści są dość dobre, choć obrażenia poważne. Teraz mój przyjaciel potrzebuje spokoju. Jest bardzo słaby. Mam jednak nadzieję, że z każdym dniem będzie się mu poprawiać i że wyjdzie z tego cały, wróci do zdrowia i pełni sił. Trzymam za niego mocno kciuki.
Strasznie mi przykro z powodu przyjaciela ;( Mam nadzieję, że szybko wrócić do zdrowia.
OdpowiedzUsuńWyliże się. Szczęściarz z niego, a ja się bardzo cieszę.
UsuńTak, przyjaźń to najtrudniejsza próba, jaką można spotkać w życiu.
OdpowiedzUsuńDopiero teraz doczytałam... I brakuje mi słów. Dobrze, że wieści ze szpitala są krzepiące i ta myśl niech Cię przepełnia! Czas dopełni reszty, zobaczysz.
OdpowiedzUsuńCo do obwiniania się - emocje tak często się mylą. Nie pozwól im się ponieść. Nie pozwól, byś niosła brzemię odpowiedzialności za coś strasznego, na co tak naprawdę nie miałaś wpływu.
Ten wypadek to kaprys losu, czarna karta, nie zaś Twoja wina.
Przytulam, życząc zdrowia Twojemu Przyjacielowi, a Tobie siły :)
Nawet bardzo bardzo Granato. Wyliże się i śladu nie będzie. Szczęściarz. I dobrze.
UsuńNo ja już tak mam. Zresztą jak z nim rozmawiałam, sam mi powiedział, że to nie moja wina i nawet nie jego. Tak miało być, a nic nie mógł zrobić, bo nawet nie było miejsca, żeby zjechać, uciec, a kierowca TIR-a zasnął za kierownicą.