Usiadłam. Przy stole. Wraz ze szklanką mrożonej kawy. Mleko, bita śmietana, cynamon, no i oczywiście kawa. Obok stoi szklanka wody ze świeżymi listkami mięty i cząstkami cytryny. Nawet zjadłam obiad, co nie zdarzyło mi się od dawna. Jakoś niespecjalnie chce mi się jeść.
Tuż przed weekendem mogłam wreszcie podłączyć sobie internet, bo przyszła paczka od dostawcy. I gdy tak dziś otwierałam stronę po stronie, to aż mnie coraz bardziej w środku zatykało. Lepiej nie czytać wiadomości z kraju. Nie chcę. Odnoszę wrażenie, że Polska zmierzać zaczyna w kierunku państwa wyznaniowego. Politycy wzajemnie sobie dowalają i szukają haków na konkurencję. Poza tym intelektualne dno, brak samodzielnego myślenia i żenada.
A tu? Czasem naprawdę mam ochotę schować się pod łóżko, którego nawet jeszcze nie mam. Nie kupiłam. Jeszcze nie teraz. Najpierw w kolejce stało kilka innych rzeczy. Pilniejszych. Za to mogę wejść pod stół, który mi złożył albo do szafy. Jasna cholera... czy to, że mówię, że jestem z Polski, musi wywoływać tak skrajne reakcje i zachowania?
Nie wiem, ile razy w przeciągu tygodnia słyszałam, że my Polacy to lubimy zapierdalać (dosłownie), robić jakieś kosmiczne normy, szprycować się czym popadnie, trzymamy buzię zamkniętą, nie upominamy się o swoje albo wręcz jest na odwrót i rozstawiamy ludzi po kątach, rządzimy się, ale mniejsza o to. Bywamy też normalni, ale tych normalnych podobno tak wielu nie ma, choć osobiście znam trochę takich osób. Wiecie, czego ludzie nie potrafią tu zrozumieć? Ano tego, że jesteśmy dla siebie jak wrogowie. Nie pomożemy, ale świnię chętnie podłożymy. Ci co rzekomo mają się tu nami opiekować, mają nas gdzieś. I generalnie zwykle kończy się wszystko tak, że jak się nam nie podoba, to wypad do Polski.
Czasem mi zwyczajnie wstyd. Chcę tu normalnie żyć. Pokazuję, tak jak niektóre moje znajome osoby, że nie można nas wkładać w jeden worek, przykładać do nas tej samej miarki, bo w każdym narodzie są ludzie i... ludzie.
Myślicie, że czasy niewolnictwa i dyskryminacji mają się ku końcowi w XXI wieku w Europie? Jedno wielkie g. Zwyczajne pierdolenie. Wiecie, jak prosto z wolnego człowieka zrobić niewolnika? I jeszcze on sam się będzie tego domagał, pchał się, bił się, żeby tylko jego wybrano. Oglądaliście albo czytaliście może "Igrzyska Śmierci"? To trochę tak, jakby ochotnicy bili się o możliwość reprezentowania swojego dystryktu. Chore prawda? A to tylko zwykła rzeczywistość.
Dopiero teraz zaczynam się tu czuć trochę bezpieczniej, trochę lepiej, trochę jak w domu. Bo mam tu coś jak dom. W sumie mamy. Ja i siostra. Trafiło nam się jak ślepej kurze ziarno. I to piękne wielkie ziarno, a nie jakiś totalny ochłap. Wreszcie zaczął mnie powoli wypełniać spokój. Tylko czasem nie mogę spać i bywa, że prześladują mnie koszmary.
Ostatnio wytrącił mnie z równowagi pewien telefon z Polski. Jednak udało mi się uspokoić, bo wiem, że tu jestem bezpieczniejsza niż tam. Czasem żartuję sobie, że mam tu swojego anioła, który mnie chroni i pilnuje. Naprawdę się przeraziłam. Na szczęście jestem bardzo daleko.
Nadal mam przed sobą długą wyboistą drogę. Jeszcze nie raz, nie dwa przyjdzie mi zaklejać obdarte kolana, patrzeć na siniaki i podnosić się z upadków. Potknę się jeszcze mnóstwo razy. Boję się tego, co mnie czeka i... nic nie czuję. Żadnych przeczuć, żadnych snów. Tylko otwarta księga. Białe kartki czekające na zapisanie. Jego spokojny głos, że wszystko będzie dobrze.
Pamiętaj, że mamy dobrych jeśli nie bardzo dobrych aniołków , którzy nas będą chronić i wspierać zawsze o każdej godzinie i przy każdym wyborze...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i kolorowych snów
Nie od dziś twirdzę, że polityka to już nie bagno, ale jedno wielkie szambo. Gdy ostatnio usłyszałam, że śmierć prawie trzystu osób nic nie znaczy w porównaniu z interesami politycznymi, gospodarczymi i jakimiś tam, nie dziwi mnie podejście ludzi, iż jeśli umiesz liczyć - licz na siebie. Chociaż wolę być optymistką i wierzyć, że są ludzie i ludziska. Ale to najczęściej nie rzucające się w oczy unikaty.
OdpowiedzUsuń