Wirtualny świat... Dawno bardzo dawno temu kiedy wirtualny świat przybył do Polski, byłam nim zachwycona. Nie tylko ja tak miałam. Godziny rozmów ze znajomymi i z nieznajomymi z różnych zakątków świata. Miliony znaków zapisanych po polsku, po angielsku i po francusku. Rozmowy o życiu i o pierdołach. Flirty. Przyjaźnie, zauroczenia, fascynacje. Tylko w tym wszystkim nie zapominało się o jednym - że najważniejszy jest człowiek.
Dzisiaj ten świat jest zupełnie innym miejscem. Zrobiło się z niego jedno wielkie bagno. Tzw. internauci szydzą ze wszystkich i wszystkiego, a już najbardziej z ludzkich niedoskonałości. W sieci lądują filmiki promujące ludzką głupotę w różnej postaci. Ile to razy już widziałam, gdy coś się gdzieś działo, ludzie zamiast pomóc, wyciągali swoje wypasione telefony, robili zdjęcia, kręcili filmiki, żeby później wrzucić to do sieci. Nie tak dawno na Wyspach głośno było na podobny temat. Czworo dzieci topiło się w morzu, dwie matki je ratowały, a ludzie kręcili zajście, zamiast pomóc. Czy te dzieci topiły się z winy matek czy nie, nie było najważniejsze w momencie tragedii, bo najważniejsze powinno być uratowanie im ich żyć, a nie "upamiętnianie" po to, aby wrzucić to do sieci.
Oczywiście internet pełen jest wszelkich akcji pomocowych i jest to piękne, tylko wciąż jest to medium, za którego pomocą w bardzo szybki i prosty sposób można zrobić ludziom krzywdę.
Kiedyś ten wirtualny świat oswoiłam, a później stał się dla mnie wrogi, dziki, przerażający. Stopniowo zaczęłam z niego znikać. Teraz oswajam go na nowo. Inaczej. To tylko medium. Jedynie pośrednik, który nie zastąpi mi kontaktów z drugim człowiekiem. Tak jak nie zrobi tego telefon. Zamiast siedzieć w wolnym czasie z nosem w komputerze czy smartfonie, wolę spotkać się z ludźmi, zwyczajnie pogadać, pospacerować, napić się kawy czy czegoś innego.
W pewnym momencie straciłam też jakąkolwiek umiejętność kontaktu z ludźmi przez bloga. Cóż miałabym powiedzieć? Co miałabym Wam przekazać? Wiodę zwyczajne nudne życie okraszone zwykłymi ludzkimi problemami. I wiecie co? Jest pięknie choć tkwimy w tym porąbanym świecie, który czasem przypomina krzywe zwierciadło.
Kiedyś potrzebowałam tego świata, aby przetrwać, a dziś... oswajam go jak starego przyjaciela. I w końcu przestałam zabierać się do niego jak pies do jeża ;)
ładnie napisane. Podobnie mam z kontaktami z ludźmi, a żyjąc w naprawdę małym miasteczku ciężko znaleźć kogoś z "podobną grupą krwi." Internety pozostają.
OdpowiedzUsuńpzdr
i to niewątpliwa zaleta sieci. tak daleko, ale tak blisko. na wyciągnięcie ręki.
UsuńTwoje spsotrzezenia są bardzo trafne.
OdpowiedzUsuńZaczęłam swoja przygodę z siecią ok 2001-2002 roku, jeszcze w kafejce. Odkrywanie stron z interesująca mnie tematyką i poznawanie ludzi o tych samych zainteresowaniach, szlifowanie języków obcych - bomba. teraz masa ludzi poluje na innych, chciac ich zniszczyć za nic... Straszne. ale ja wciąż szukam w tej sieci jakichś miejsc dla siebie. Pozdrawiam!!!
To mnie okropnie wkurza w tym całym internetowym światku, takie dowalanie ludziom, szydzenie z nich, śmianie się, wytykanie im ich mało idealnych ciał, jakby ci, którzy wytykają, sami byli idealni.
UsuńNa szczęście sieć jest tak wielka, że można znaleźć kawałek wirtualnego lądu dla siebie, choć czasem trzeba walczyć z najeźdźcami.
Pozdrawiam.