Kiedy człowiek jest zdenerwowany, zestresowany, wściekły jak rój pszczół to dość często te emocje trafiają w zupełnie niewinnych ludzi, tudzież "ofiarami" stają się przedmioty. Przecież najłatwiej wyładować się na kimś.
Kilka dni temu wybrałam się na spacer z moją dawno niewidzianą przyjaciółką. Zazwyczaj jest spokojna, ugodowa, nie włazi nikomu w drogę, ani tym bardziej nie wyładowuje się na ludziach. I ona mi mówi, że ostatnio przez jedną osobę z pracy ona jest tak nerwowa i wściekła, że wyładowała swoją złość na matce. Dziewczyna zupełnie nie myślała, że jest do tego zdolna. A ja się w sumie nie dziwię, że wyzwolono w niej takie emocje, bo w tej jej pracy to ona już nie jest pracownikiem tylko niewolnikiem, a na dodatek odwala nie tylko swoją robotę, ale i robotę jednego palanta, bo jemu się nie chce, wychodzi do domu kiedy chce i za nic ma innych ludzi. Jest zastępcą szefa i jego kolegą, a przez to myśli, że wszystko mu wolno. Na ludziach z pracy wyładowuje swoją frustrację z domu, zwłaszcza to, że mu się nie układa w małżeństwie, że żona z nim po chamsku pogrywa.
Inna moja znajoma rozstała się z facetem i wyładowuje złość na całej rodzinie za to, że została sama z dzieckiem, a facet nie jest zbyt chętny nawet na to, aby dziecko odwiedzać.
Przykłady można by mnożyć.
Sama też nie jestem święta. Jako nastolatka dawałam rodzicom popalić swoimi wybuchami złości. Mi dorosłej też się zdarzało wyładować złość na zupełnie niewinnej osobie, bo ktoś czy coś mnie tak rozwścieczyło, że później wystarczyła pierdoła, aby wyzwolić tornado, tajfun, tsunami, burzę z piorunami i cholera wie, co jeszcze. Znam siebie i wiem, kiedy jestem doprowadzona do ostateczności, a to znowu nie tak łatwo, bo nauczyłam się wyciszać, uspokajać i nie dać wyprowadzać z równowagi, jednak jeśli ktoś się wyjątkowo postara... W każdym razie od razu po mnie widać, że jestem wręcz naelektryzowana emocjami i niewiele mi trzeba do wybuchu, a ja jeszcze ostrzegam dodatkowo wszystkich wokół, żeby mnie nie drażnili i dali mi święty spokój, dopóki nie wyładuję się, bo inaczej to trafi w kogoś i niestety sprawi dużą przykrość. Najlepszym moim przyjacielem na złość jest worek treningowy lub cokolwiek, co może go zastąpić. Mogę się wyżyć bez szkody dla innych, zmęczyć dla zdrowia, a przy okazji jeśli już naprawdę jest źle, to mogę wyrzucić z siebie cały potok wulgaryzmów i to bez szkody dla innych, ale jednak lepiej, aby nikt mnie nie słyszał, ponieważ wysłuchiwanie takiej ilości przekleństw do przyjemnych raczej nie należy, tym bardziej jeśli te słowa wydobywają się z ust kobiety.
Na stres reaguję inaczej. Jestem totalnie rozkojarzona, zwłaszcza kiedy sytuacja stresowa mija. Roztargnienie moje w stresie i po stresie osiąga szczyt, ponieważ jestem nastawiona tylko na zadanie, na sytuację, która mój stres wywołuje. Na innych się nie wyżywam wówczas, za to wciąż mi się coś myli, myślenie szkodzi mi bardziej niż zwykle, poza tym wciąż o czymś zapominam. Mój stres jako taki dla otoczenia jest niegroźny, za to mi trochę bardziej komplikuje życie.
Stres to coś takiego, co niestety w wielu ludziach, których znam wywołuje coś takiego, że lepiej zejść im z drogi, bo się wyżyją na otoczeniu.
Nie wiem, czy jest jakieś skuteczne lekarstwo, aby nasze negatywne emocje nie trafiały w nasze otoczenie, zwłaszcza w niewinnych ludzi. Dlaczego tak łatwo jest wyładować frustrację na innych, zwłaszcza na naszych najbliższych? Przecież to ten, który jest winny naszej złości powinien być już bardziej świadkiem naszych emocji, a dlaczego nie jest? Z drugiej jednak strony przecież nie mamy prawa wyżywać się nawet na tym, kto nas wkurzył, bo jakby ten świat wyglądał, gdyby się zaraz za każdym razem na innych wyżywać? Nawet jeśli to ci inni są winni w jakiś sposób naszej złości.
Sama wiem, jak trudno czasem wyciszyć emocje, nie mówiąc już o ich wyłączeniu i spróbować spokojnie załatwić daną sprawę. Czasem się to zupełnie nie udaje. Trzeba jednak rozmawiać i wyjaśniać to, co nas wścieka od razu, bo kiedy sytuacja zacznie nabierać jeszcze żywszych kolorów, złość w nas już nie będzie kiełkować, ale rozkwitnie bujnym kwieciem, a my będziemy ją dalej kumulować, to możemy być pewni, że w końcu wybuchnie, tylko nie tam gdzie trzeba i nie wtedy kiedy trzeba, a przy okazji jeszcze sprawi przykrość komuś, komu sprawić byśmy nie chcieli.
Czasem nawet takie bycie niemiłym, odpowiadanie na odczepnego sprawia ludziom przykrość, a my tacy jesteśmy, bo nie mamy humoru, czy ktoś nas wkurzył, a obrywają inni.
Fajnie by było, gdyby ktoś wynalazł pigułkę, która by przeciwdziałała takiemu zachowaniu.
Dlatego dobrze mieć przyjaciół i bliskich ludzi, którym czasem można ponarzekać, tak dla zdrowia psychicznego, jeśli oczywiście zechcą wysłuchać naszego marudzenia ;) A wyładować się można, na przykład przy sprzątaniu, na worku treningowym, przy ćwiczeniach, seks też dobry. Polecam każdemu ;)
Witaj :)
OdpowiedzUsuńtaaaak, ten seks jest bardzo dobry na stres :)
figa
Cześć Figuniu :)
OdpowiedzUsuńoj taaak :)
Ja zamiast worka treningowego stosuję właśnie szorowanie, odkurzanie, trzepanie dywanów (bardzo dobre). Nasza frustracja najczęściej dotyka tych osób, które są w "chierarchii" nieco niżej od nas (albo tak nam się wydaje). Mnie zdenerwuje mama. Wyżywam się na synu, ten z kolei na kotach a one na przedmiotach martwych. Więc już lepiej trzepać te dywany...
OdpowiedzUsuńWitaj Aniu,
OdpowiedzUsuńporządki też bardzo pomagają. Ja ostatnio właśnie się tak wyładowywałam. Pomaga i to bardzo, więc tak jak mówisz, lepiej już trzepać te dywany niż zaczynać cały łańcuch wyładowywania się.
Pozdrawiam :)
Witaj:
OdpowiedzUsuńStres wyładowuję najskuteczniej jeżdżąc rowerem.NR 2 na liście przejechać się autem dość szybko z bardzo głośno włączoną muzyką-tak głośno,że kiedy śpiewam to się nie słyszę...i dobrze.20minut i po bólu duszy.Warunek konieczny :nie stać w korkach i zero pasażerów w samochodzie.Nr 3 najczęściej stosowany "teletarapia" znaczy rozmowa z przyjaciółką przez tel.Ostatnio denerwuje mnie chłopak córki więc wymyślam co bym mu zrobiła werbalizuję to ,obśmiewamy i po temacie.Nawet mogę mu zrobić herbatkę....wrrr
Pozdrawiam.M
Witaj M.
OdpowiedzUsuńRower też dobry i ten samochód podobno pomaga. Czasem mi się zdarza pojeździć rowerem, kiedy u siostry jestem, bo ja roweru nie posiadam, bo nawet nie mam go gdzie trzymać ;) a szkoda.
Jeśli chodzi o ten samochód, to ja Cię podziwiam, bo ja nie lubię szybko jeździć, kiedy trzymam kierownicę w ręku i wątpię, aby to się zmieniło.
Ta werbalizacja to dobra jest. Dobrze, że chłopak córki tego co werbalizujesz nie słyszy i córka też, bo pewnie by im do gustu nie przypadło, a tak to Tobie ulży, przyjaciółka zrozumie :)
Dobrze mieć przyjaciół :)))
Pozdrawiam :)