Ostatnio blog mój miał focha i odmawiał współpracy ze mną, ale na szczęście mu się odwidziało. Mam nadzieję, że na czas dłuższy niż ostatnio, bo ile można zamęczać czytelników samymi słowami ;)?
Gdy piłam dziś rano gorącą herbatę, siedząc na blacie w kuchni, spoglądałam na horyzont, który wyglądał już bardzo jesiennie, zimowo nawet. Zamglone drgające powietrze, rześkie, chłodne i lekko wilgotne. Już jesień. Czas odkurzyć sweterki, wełniane sukienki i spódnice, kolorowe rajstopy, chustki i szale. Obok mojego krzesła spoczywa na podłodze karton z nowymi kaloszami. Tylko, jak to określił i stwierdził wczoraj mój dobry kolega A., umilacza jesiennych wieczorów brak. W sumie mój ciepły kocyk, grube skarpety i bluza w zupełności mi wystarczą... na razie ;) Przyznam, że A. najbardziej jednak "zastrzelił" mnie stwierdzeniem, że gdyby nie wiedział, jak to jest ze mną naprawdę, pomyślałby, że jestem zajęta i samotność jesienna mi nie grozi.
Może powinnam jaki casting uskutecznić czy coś? Choć przyznam, że miałabym obawy, bo ja w te klocki zbyt dobra nie jestem, podobnie jak w te związkowe. Chodzę na (nazwijmy to) randki (choć osobiście wolę nazwę: spotkania), tyle że z samymi nieodpowiednimi facetami. (I tu przypomniał mi się pewien film, w którym bohaterka stwierdza dokładnie to samo, co ja w poprzednim zdaniu. Po czym widzimy z kim ma "szczęście" i "przyjemność" się spotykać.) Chyba dodam nowy cykl dla własnego zdrowia psychicznego ;)
Wracając jednak do obrazków, poniżej prezentuję wycieczkę, opisaną tu oraz efekty zmagań kuchennych, do których dwa przepisy znajdują się tu.
mój punkt orientacyjny w terenie
cel podróży nr 1
cel podróży nr 2
wreszcie pole... po chwiejnej przeprawie przez coś jak mostek,
biegu przez bagienko i przedzieraniu się przez krzaczory
moje kąpielisko
po tych kamlotach i przez pokrzywy wlazłam do góry na pole
jeszcze tylko obok pola do góry, w bok i prosto drogą do wsi
stamtąd przyszłam
zmasakrowana Choco
we wsi odpoczynek przy drodze
a tą drogą już prosto (jakieś 4-5 km) do domu...
tylko w przeciwną stronę niż ta na zdjęciu ;)
zupa brokułowa
babeczki czekoladowe z malinami
owsianka z malinami
banany zapiekane w cieście naleśnikowym z sosem malinowym
babeczki cytrynowo-imbirowe
w wersji z malinami i bez
Gdy piłam dziś rano gorącą herbatę, siedząc na blacie w kuchni, spoglądałam na horyzont, który wyglądał już bardzo jesiennie, zimowo nawet. Zamglone drgające powietrze, rześkie, chłodne i lekko wilgotne. Już jesień. Czas odkurzyć sweterki, wełniane sukienki i spódnice, kolorowe rajstopy, chustki i szale. Obok mojego krzesła spoczywa na podłodze karton z nowymi kaloszami. Tylko, jak to określił i stwierdził wczoraj mój dobry kolega A., umilacza jesiennych wieczorów brak. W sumie mój ciepły kocyk, grube skarpety i bluza w zupełności mi wystarczą... na razie ;) Przyznam, że A. najbardziej jednak "zastrzelił" mnie stwierdzeniem, że gdyby nie wiedział, jak to jest ze mną naprawdę, pomyślałby, że jestem zajęta i samotność jesienna mi nie grozi.
Może powinnam jaki casting uskutecznić czy coś? Choć przyznam, że miałabym obawy, bo ja w te klocki zbyt dobra nie jestem, podobnie jak w te związkowe. Chodzę na (nazwijmy to) randki (choć osobiście wolę nazwę: spotkania), tyle że z samymi nieodpowiednimi facetami. (I tu przypomniał mi się pewien film, w którym bohaterka stwierdza dokładnie to samo, co ja w poprzednim zdaniu. Po czym widzimy z kim ma "szczęście" i "przyjemność" się spotykać.) Chyba dodam nowy cykl dla własnego zdrowia psychicznego ;)
Wracając jednak do obrazków, poniżej prezentuję wycieczkę, opisaną tu oraz efekty zmagań kuchennych, do których dwa przepisy znajdują się tu.
mój punkt orientacyjny w terenie
cel podróży nr 1
cel podróży nr 2
wreszcie pole... po chwiejnej przeprawie przez coś jak mostek,
biegu przez bagienko i przedzieraniu się przez krzaczory
moje kąpielisko
po tych kamlotach i przez pokrzywy wlazłam do góry na pole
jeszcze tylko obok pola do góry, w bok i prosto drogą do wsi
stamtąd przyszłam
zmasakrowana Choco
we wsi odpoczynek przy drodze
a tą drogą już prosto (jakieś 4-5 km) do domu...
tylko w przeciwną stronę niż ta na zdjęciu ;)
zupa brokułowa
babeczki czekoladowe z malinami
owsianka z malinami
banany zapiekane w cieście naleśnikowym z sosem malinowym
babeczki cytrynowo-imbirowe
w wersji z malinami i bez
Pięknie tam ;D
OdpowiedzUsuńMnie tam zmasakrowana Choco się podoba, szczególnie z tej perspektywy ;)))
Znowu po wizycie na Twoim blogu, muszę iść do kuchni ;]
Przestanę tutaj zaglądać, bo moją permanentną dietę szlag jasny trafia ;DDD
Hadesie, a niech tam szlag trafi tę permanentną dietę ;)
OdpowiedzUsuńJuż się te moje babeczki o to postarają ;)
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee.....!!!
OdpowiedzUsuńCzy Ty dziewucho nie wiesz, że mam CEL ;D
Właśnie zeżarłem trzy pajdy chleba, grubo smarowane wieprzowym rillette ;]
Jutro biegam bez wytchnienia ;)
Przecież Ty nie masz tłuszczu!!!
OdpowiedzUsuńZresztą i tak spalasz to, co zjadasz ;P
Jedna czy dwie babeczki szkody nie czynią, a do takiego zdjęcia już mógłbyś pozować :D
ps. Tylko wiesz, że totalny brak tłuszczu nie sprzyja ładnemu starzeniu się... ;P
Ależ pikne to w tle co masz teraz, hmmmm może też sobie zmienię, bo tak u mnie zimno i biało, hahahahah. No i faktycznie jeść się chce. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTo problem z głowy, bo nie zamierzam się zestarzeć ;P
OdpowiedzUsuńIza, już miałam wielką ochotę zmienić te kwiatki, bo mnie choć ładne, już mi się znudziły ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)))
Hadesie, a czemuż to? Że jak to? ;)
OdpowiedzUsuńRudzielcu zmasakrowany! Jeśli tak wyglądasz zmasakrowana, to chyba zjawiskowo, jeśli wypoczęta :) Pozazdrościć kondycji. Pozdrowienia. anna s.
OdpowiedzUsuńAniu, no naprawdę byłam już zmęczona. Jakieś 20 km w nogach, przedzierałam się dziwnymi ścieżkami, wspinałam po kamlotach i przez pokrzywy... ale rano i tak wyglądam gorzej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Czytałam tamten wpis. Jedynie nie mogłam skomentować. nie zawsze mogę. A dziś to świeto, że mi pozwalają. Jakieś złośliwe gnomy mieszkają w moim laptopie, czy co? anna s.
OdpowiedzUsuńJa do pewnego czasu mogłam pisać tylko gołe notki, bo ani zdjęć, ani muzyki i nawet komentarzami mi pluło... Cóż... czasem i tu blogi zdają się mieć focha ;)
OdpowiedzUsuńO jezusie , zglodniałam:)))Moze Ty Kochana, powinnas cukierenkę otworzyc:)?
OdpowiedzUsuńWszystko wygląda absolutnie pysznie:)
Dominiko słodka, chciałam kiedyś herbaciarnię z domowymi ciastami :)
OdpowiedzUsuńMniaaam:))) No, kto wie, kto wie:):*
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś tak zrobię :)
OdpowiedzUsuń