Lubię zimę. Nie tylko za śnieg i za mróz, za sanki, łyżwy, bałwana i wygłupy na śniegu nie tylko w dziecinnych latach. Lubię zimę za kolor nieba, który tak wielu ludzi nazywa zbyt często szarym i ciężkim, a dla mnie ma ono w sobie więcej fioletu i różu niż szarości, i jest takie brudno niebieskie, takie migotliwe, a powietrze na horyzoncie wygląda jak z baśni wyjęte. Zimą lubię składać słowa w bajki.
Miałam może z pięć lat, a może jeszcze nie... nie pamiętam dokładnie. Była taka zima - mroźna i śnieżna, ale nie z tych zim, kiedy to mama musiała otulać mnie pierzyną, abym nie marzła. Zupełnie inna zima, ale zima z tych zim, które swym mroźnym oddechem malują na szybach kwiaty, dziergają koronki, które pierwsze muśnięcie wiosny zabiera do krainy wspomnień. I taka zima była właśnie wtedy. Siedziałam sobie wygodnie na mamusinych kolanach w ciepłej kuchni i przyglądałam się rysunkom na szybie, wypatrywałam za oknem dzieci, bawiących się na śniegu. Byłam wciąż chora, ale czułam się na tyle dobrze, że choć musiałam jeszcze być w domu, mogłam siedzieć sobie ubrana i nikt nie zmuszał mnie już do leżenia w łóżku.
Na mamusinych kolanach było mi ciepło, bezpiecznie, dobrze, a poza tym mogłam swobodnie wyglądać przez szybkę na bajkowy świat. Na kuchennym stole leżał chleb, wędzona słonina, sól i cebula pokrojona w piórka. W kubkach parowała woda z sokiem z malin, a mama robiła mi malutkie kanapeczki z tą słoniną i cebulką, którą posypywała leciutko solą. Jejku... jakie to było pyszne. Co ja bym dała za kawałek dobrej wędzonej słoninki... Może przypomniałabym sobie, jak pachniała tamta zima?
Cóż, ja nie lubię zimy. Odkąd pamiecią sięgam zawsze marzłam. Przecież rodzice ubierali mnie ciepło, a jednak zawsze przychodziłam z tak zziebnętymi rekoma, że aż bolały i trzeba je było...pod zimna wodę. Kiedyś koleżanka, nieco starsza ode mnie, zima w porozpinanym kożuszku powiedziala mi, ze to starym ludziom jest zimno. Podziękowalam jej za oświecenie mnie, że ja od urodzenia chyba byłam stara, skoro zawsze mi było zimno :) Ale gdy w szkole średniej pojechaliśmy na narty do Istebnej a mróz był wtedy -27, wcale tego nie odczuwaliśmy. Wniosek nasuwa sie sam - powinnam jeździć zimą na narty.
OdpowiedzUsuńAle gloger czas nam pozmieniał!!! Bo mój lapek pokazuje, że jest 11 lutego, godzina 00:47
OdpowiedzUsuńDlatego tak warto doceniać chwile, które są nam dane. Chwila ciszy... herbata... kto co lubi... bo za kilka lat nasze życie może wyglądać inaczej i będziemy chcieli oddać wiele... za tamte chwile :)
OdpowiedzUsuńMiłej soboty :)
Z bloggera zrobiłam "gloger" hi,hi hi
OdpowiedzUsuńzrobiło mi się ciepło jak czytałam o zimie:) o dziwo:)))
OdpowiedzUsuńPS. jejku, te banerki, trza je było na sam dół, do piwnicy;))))))
Aniu, a ja zimę lubię i im więcej mam na sobie warstw, tym lepiej się czuję, ale tu też przesadzić nie można, żeby nie przypominać kulki ;)
OdpowiedzUsuńJak nie ma wiatru, a jest duży mróz, do tego pełno śniegu wokół, to nie jest to tak odczuwalne. Najgorzej jak jest wiatr...
Pozmieniał samoczynnie ten zegar i wychodzi na to, że siedzimy w środku nocy ;) hi hi
Mi, dokładnie tak :) Takie chwile są po prostu bezcenne i później tak miło jest je wspominać :)
OdpowiedzUsuńSydoniu, to ja się bardzo cieszę, że ciepło Ci się zrobiło :)))
OdpowiedzUsuńDo piwnicy ;)? Łeeee i nikt nie zobaczy wtedy, że jednak nie zawsze mam sklerozę ;)