2 lata w Holandii minęły jak z bicza strzelił. Dwa lata i dwa miesiące. W tym czasie zmieniło się tak wiele. Miałam wyjechać na chwilę i wrócić, bo takie było moje pierwotne założenie. Było. Szybko takim być przestało. Emigracja chyba po prostu była mi pisana. Wcześniej podejmowałam różne próby dłuższe lub krótsze. Tylko jakoś miejsca nie mogłam znaleźć. Jedno wiedziałam na pewno. Poza Europą mogłabym mieszkać jedynie w Australii lub Nowej Zelandii albo w Turcji. Australia i Nowa Zelandia to po prostu Australia i Nowa Zelandia. Chyba nie muszę tego wyjaśniać, bo wystarczy jedno zdanie: Piękno w każdym calu. A Turcja? Turcja to taka brama do Europy i miejsce, o które wciąż się ocierałam.
Próbowałam różnych miejsc. Była i Francja wraz z językiem, który uwielbiam, była i bliska memu sercu Szkocja, była w ogóle cała Wielka Brytania, była Irlandia. Przyglądałam się Niemcom, Włochom i Austrii. I nagle znalazłam się tutaj. Tylko na chwilę. Na momencik, aby zmienić otoczenie, poukładać sobie w głowie pewne sprawy, odpocząć od tego wszystkiego, co było za mną, co było tak trudne. Chciałam spróbować zapomnieć o cierpieniu.
Nie umiem znaleźć właściwych słów, które zobrazują mój stosunek do tego kraju i to jak się tu czuję. Inaczej zawieram znajomości z ludźmi i inaczej do ludzi podchodzę. Mogłabym mieć cały tłum znajomych i spotykać się z nimi, wychodzić, tylko... wcale tego nie chcę. Wolę wypracować sobie kilka dobrych trwałych relacji niż mnóstwo badziewia, które i tak będzie miało mnie gdzieś, gdy na horyzoncie pojawi się prawdziwe życie, a ja zniknę na chwilę, pochłonięta problemami. Ileś bliskich mi osób rozsianych jest po świecie. Trochę ludzi mieszka w Polsce. A ja buduję jakoś swoje życie i nie chcę w nim pustych chwilowych relacji. Szkoda mi czasu i energii. Chcę się uczyć, chcę poznawać, chcę osiągnąć i wypracować to, na co nie było czasu.
W Polsce nie pasowałam do niczego. Uwielbiałam słuchać opowieści mojego taty o rejsach i o innych krajach. Czasem tęsknię za Polską, a właściwie za latem. Za zapachem truskawek, smakiem naszych czereśni i pomidorów, za zapachem powideł śliwkowych i suszonych grzybów. A może to nie za Polską tęsknię, tylko za wspomnieniami stamtąd, z czasów dzieciństwa, z domu rodzinnego? Tęsknię za ludźmi.
Jestem sentymentalna. Gdybym jako szesnastolatka wiedziała, że w wieku trzydziestu lat będzie tak fajnie, to z chęcią pominęłabym całe dziesięciolecie. Są takie różne komedie, w których bohaterowie budzą się jako dorośli albo cofają się do dzieciństwa. Gdybym na drugi dzień obudziła się w Polsce jako dwudziestolatka... Nie. Dziękuję. Nie skorzystam. Jakoś tak po prostu nie.
Zdarzyło mi się kiedyś mieć doświadczenie z wróżkami, przepowiedniami, horoskopami, kartami itd. Za bardzo w to nie wierzyłam, bo każdy każdemu może próbować wcisnąć jakąś bzdurę. Tylko te jakieś przepowiednie o dziwo zaczynają się sprawdzać. Nagle sobie o nich przypomniałam. Urzeczywistniona bajeczka dla naiwnych. Nie może być mowy o tym, abym jakoś podświadomie dążyła do realizacji czegoś, co kiedyś usłyszałam. Ja nie z tych. Zdarzyło się, bo zdarzyć się musiało. Zresztą moja mama dawno temu rzekła to i owo, a dziś się sprawdza. Życie bywa zaskakujące. I jak tu nie wierzyć w moc sprawczą słowa? Mówisz i masz. Ale o tym kolejnym razem, bo bywa z tym niezwykle ciekawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz