Mam kryzys. Już nie ma sensu ukrywać tego dłużej nawet przed samą sobą. Z upływem czasu miało być lepiej, a wcale tak nie jest. Czasem nie mam ochoty z łóżka wstać i najchętniej nakryłabym się kołdrą cała, schowała się. Chyba tak naprawdę nie do końca sobie z tym wszystkim radzę. Sytuacja mnie przerosła. Nie chcę zasypiać, nie chcę dnia kolejnego, jeść też nie mam ochoty. Najchętniej schowałabym się gdzieś, ukryłabym się, wypłakała, wykrzyczała...
Jak byłam mała chowałam się za kanapą albo w szafie. Za kanapą było dobrze, spokojnie, jasno. W szafie było ciemno. Gdy wchodziłam do niej, zamykałam za sobą drzwi, przeciskałam się między płaszczami, kurtkami, ubraniami i stawałam na takiej półeczce. Bliskość ubrań i ich zapach uspokajały mnie, nikt mnie nie widział i mogłam sobie popłakać. Zawsze w ukryciu. Przy ludziach jestem dzielna. Muszę. Przydała by się teraz taka kryjówka, jak ta szafa... Wanna pełna wody albo prysznic... Woda zagłusza, uspokaja i zmywa słone strużki z policzków.
Idą święta. Zbliżają się z każdym dniem, a ja czuję jak rośnie mi gdzieś w gardle klucha. Robi się coraz większa, a w oczach wzbiera potok... Teraz silniejszy, po grudniu... Nie wiem, czy kiedyś coś się zmieni, ale wciąż świeżo mam w pamięci wszystko, co Ona robiła, w czym Jej pomagałam, a co teraz robię ja.
Gdy nikt nie widzi, otwieram szafę, w której wiszą jej sukienki, zabezpieczone, nie są wyprane... Wciąż czuję zapach jej perfum i jej zapach. Wtulam nos w miękki materiał i czuję się bezpiecznie... Zapach Mamy. Żebym go na zawsze zapamiętała... Czasem też biorę do ręki cienki szalik mojej Cioci, szalik w kwiaty... Przykładam do policzka...
Kocham cicho, tęsknię, czuję... Chyba nie bardzo umiem o tym mówić. Jakoś nie potrafię znaleźć słów właściwych. Nie znam się na miłości. Wiem tylko, kiedy ją czuję i kiedy jej nie czuję.
Tęsknię... Umiem żyć, mogę żyć i muszę żyć. Tylko tęsknię. Bardzo. Nie zamieniłabym Mamy na żadną inną, jak nie zamieniłabym mojego Ojca. I nie zmieniłabym żadnej podjętej w ciągu ostatnich kilku lat decyzji. Wiem, że gdybym postąpiła inaczej, żałowałabym. Nie mogłam postąpić inaczej, nie mogłam postąpić wbrew sobie. Nie potrafiłabym się odwrócić plecami do Mamy, do Cioci, jak nie potrafię odwrócić się do Ojca plecami i iść, tylko że tym razem muszę... i pęka mi serce. Ojciec mi mówi, że muszę iść i że nie powinnam się oglądać za siebie, ale ja tak nie umiem. Oglądam się z każdym krokiem, idę powoli, ale muszę iść. Czuję, że czas w tym miejscu mija dla mnie. Tu i teraz jest jeszcze kilka ważnych spraw, a poza tym muszę mieć pewność, że nie będzie tu sam, bo ja rozdwajać się nie potrafię jeszcze ;) A muszę na nowo poskładać moje życie. Zbudować je na nowo. Dopiero jestem przy fundamentach. Są porządne.
Mam nadzieję, że Oni będą ze mnie kiedyś dumni i będą mogli pomyśleć, że wychowali mnie na dobrego człowieka. Bardzo bym tego chciała.
ps. Jutro w ramach notki przepis na babeczkę, bo święta tuż tuż ;)
To skomplikowane. - cz. 25.
-
Usiłowałam zasnąć. Jednak po głowie krążyło mi tyle myśli. Nie potrafiłam
powstrzymać ich biegu. Myślałam o Tomaszu, który siedział w drugim pokoju.
Chyb...
11 lat temu
Trudno mi cokolwiek napisać...
OdpowiedzUsuńZnam różne tęsknoty i ciemne zakamarki mnie samej... Znam zapach wspomnień, a każdy nowy dzień to ucieczka, do której nie przyznaję się zbyt często...
Tym bardziej wierzę, że wzejdzie dla Ciebie słońce...
I jeszcze jedno, cokolwiek wyprawiasz, pamiętaj, że Oni byli i będą z Ciebie dumni wtedy, gdy Ty będziesz z siebie zadowolona i szczęśliwa :)
Przesyłam dużo dobrych myśli, Czekolado, oj dużo :)))
Granato, każdy z nas ma tęsknoty, wspomnienia... I można się z nimi nauczyć żyć, można z nimi żyć, tylko właśnie czasem jest tak, że ma się ochotę uciec, schować się.
OdpowiedzUsuńDlatego ojciec mnie tak wypycha i zmusza, abym myślała tylko o sobie w podejmowaniu najbliższych decyzji. A ja jestem cholernie rozdarta, bo to nie jest takie proste, ale widzę wyjście :) Teraz tylko muszę sprawić, aby się udało.
Dziękuję i ściskam :)
Czekolado - to na moment zarygluj się w domu. Zaserwuj sobie moc łagodnych dźwięków. Pobądź sama...
OdpowiedzUsuńA później otwórz drzwi, okiennice i ze słońcem wpuść do wnętrza wiarę w dobry czas :)
Granato i nawet będzie na to czas, przy porządkach :)
OdpowiedzUsuńCześć CzG :)
OdpowiedzUsuńC'est la vie... właśnie dlatego Ci napisałem, że nie lubię zmian i się ich boję - bo zmiany nie zawsze są fajne, czasem czujesz się tak, jakby ci wyrwano kawałek serca... ale ty musisz żyć dalej, bo takie właśnie jest życie...
Ja taki stan nazywam "rozstajne drogi" i chyba podobne określenie widnieje też w Księdze Przemian.
Zagram Ci teraz coś, co mi pasuje do tego posta...
http://tiny.pl/hd6mh
Nos do góry CzG, jesteś jak młody ptak, pozdrawiam :)
Cześć Smurffie ;)
OdpowiedzUsuńTak, zmiany nie zawsze są fajne, ale nikogo nie ominą. Trzeba żyć nawet z sercem w kawałkach i z drzazgami w duszy, i można żyć.
Ah... dziękuję :)
I odpozdrawiam ;)
Yyyyyyyyyyyyy, ja chyba nie zrozumiałam tego co powyżej. Dokąd tata Ciebie wypycha, mieszkasz z tatą? Ile masz lat Kochana? jakie decyzje????? sorry, ale nie kumam:)
OdpowiedzUsuńKochana, ja na powaznie. Do lekarza idż. Powiedz o swoich nastrojach, przezyciach i ze masz kłopot ze spaniem i tak dalej. To się leczy, skutecznie.
OdpowiedzUsuń____________
Czekam na przepis na babeczke i sciskam mocno..!
Love, to ja już mówię bardziej ludzkim językiem ;) Rzeczywiście można się w tym moim powyższym słowotoku zgubić.
OdpowiedzUsuńOjciec mieszka u mnie i ze mną, jest chory, co miesiąc dostaje chemię i zaraz po niej przez kilka dni nie może być cały czas sam, bo różnie to znosi. Moje rodzeństwo kochane zbytnio się nie garnie, aby pomóc, mama nie żyje, siostra ojca też. Ojciec uważa, że wystarczająco dużo zrobiłam przy mamie, przy cioci, przy nim.
Jeśli ktoś się mną opiekował jak byłam dzieckiem, jeśli później pomaga, to gdy sam potrzebuje pomocy, ja się nie umiem odwrócić plecami, to byłoby nie fair.
Jeśli chodzi o decyzje to, chcę zawodowo robić coś, co robiłam wcześniej, a nie to, co robię teraz, ale to ciągnie za sobą inne decyzje, ojciec mi mówi - "idź", a ja wiedząc, jaka jest sytuacja, nie mogę go tak samego zupełnie zostawić. Pomysł jest, co z tym zrobić, tylko teraz muszę nakłonić i zaangażować w niego osoby, które jak przychodzi co do czego, zawijają w tyłek i idą w długą, bo m.in. się boją...
Niby to jest takie proste i łatwe, ale tylko pozornie. Rozwiązanie jest banalne wręcz, ale...
Może trochę rozwiałam, może nie ;)
Pozdrawiam
Choco-
OdpowiedzUsuńZ sercem rozdartym, z sercem w kawałkach, z sercem, w którym tkwią drzazgi da się żyć, choć czasem trudno to zrozumieć, bo kiedy wydarzy się jakaś tragedia, życie zaczyna bardziej przypominać egzystencję.
Człowiek skonstuowany jednak jest tak , że potrafi znieść nawet największe cierpienie.
Chowanie się do "szafy" czasem pomaga, ale tylko na krótką metę.
A co dalej?
Dalej trzeba żyć i robić wszystko, by smutek nie przesłonił nam realnego, rozsądnego myślenia.
A tęsknoty, cóż, bywają różne, ale dobrze że są, bo to oznacza, że przeżyło się coś wspaniałego, czego być może będzie nam brakować, ale dzięki takim tęsknotom obrazy, przeżycia, wrażenia na trwałe zapisują się w naszej pamięci.
Dominika, byłam, pogadałam... Jako że moje nastawienie do brania czegokolwiek jest więcej niż negatywne, bo po tym jest gorzej. Ja się dobudzić nie mogę, sen jest ciężki, ja się czuję jak nieprzytomna, zmęczona. Trzeba było znaleźć rozwiązanie inne. Banalne wręcz. Muszę zdjąć z siebie to, co mnie gniecie, zanim zrobi ze mnie dżem Czekoladowy ;)
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze. Było gorzej i wylazłam cało, tym razem też się uda. Musi.
Ściskam :)
Ketiov, zgadza się, że człowiek potrafi znieść i tragedie, i cierpienie, i może żyć dalej, bo da się żyć dalej.
OdpowiedzUsuńW zbyt krótkim czasie zbyt wiele jak na jedną osobę. Nikt nie ma wytrzymałości bezgranicznej. Ja potrzebuję w tej chwili normalności i zwyczajności jak powietrza i muszę rozdzielić tobół życiowy, ale moje życie nie może przypominać porządnych fundamentów z rozpoczętą byle jak budową albo z byle jak postawionym domem, bo to się zawali i znowu zgniecie.
Słowotok i marudzenie osoby, której najczęstszą "rozrywką" w ostatnim półroczu były pogrzeby.
OdpowiedzUsuńTeraz to tylko przyjdzie mi pilnować, co bym w pracoholizm nie popadła, ale że na nałogi podatna nie jestem, to myślę, że mi to nie grozi.
Zmieniam temat, wrzucam zaraz przepis babeczkowy, bo za smutno się tu zrobiło, a ja tak właściwie nie bardzo lubię płakać, no chyba że ze śmiechu ;)
Teraz rozumiem....kurwa mać, że się tak wyrażę, co się dzieje ostatnio...jakoś tak ostatnio nowotwory bardzo blisko mnie, nie wiem co będzie.....trochę się boję...
OdpowiedzUsuńLove, lepiej niech te nowotwory uciekają od Ciebie i Twoich bliskich jak najdalej, bo jak się trafi, to jak rosyjska ruletka... Ale na szczęście medycyna idzie do przodu, badania są i z wieloma można wygrać, można żyć prawie normalnie. Ja Ci życzę, aby się trzymały z daleka.
OdpowiedzUsuń