Mam nadzieję, że to już ostatki zimy, a słonko, które zaczęło od kilku dni rozciągać swoje kończyny, rozpychając chmury, zwiastuje wiosnę. Tęsknię za zielenią drzew, miękką trawą, śpiewem ptaków, świeżymi kwiatami z pola i łąki, za górami, za jeziorami, za spokojem. Jestem zmarznięta od środka. Kawał lodu mam w piersi, grudki śniegu w żołądku. Rozgrzewa mnie jedynie gorąca herbata z cytryną, grejpfrutem i sokiem malinowym oraz wszelkiego rodzaju zupy. Ostatnio preferuję te proste i szybkie w przygotowaniu, czyli porowo - ziemniaczaną, marchewkowo - pomarańczową, z pieczonej papryki z prażonymi migdałami, pomidorową z bazylią i pomarańczami. Gorące, pachnące, kremowe.
Schodzi ze mnie stres z ostatnich mięsięcy, tygodni i dni. Zmęczenie, migreny. Czytam tylko baśnie, bo wszystko inne mnie męczy. Psychicznie.
Przywiozłam z G. wreszcie wszystkie książki i zdałam sobie sprawę, że nie bardzo mam dla nich miejsce. Trzeba było wszystko poprzestawiać, pozmieniać i w efekcie wszelkie półki w obu pokojach wypchane są książkami. Na biurku też królują, również w kilku innych miejscach, bo wszystkie się po prostu nie zmieściły na półkach. We własnym domu odkryłam kilka pozycji, o których istnieniu nie miałam pojęcia. Gdy robiłam porządek z papierami służbowymi ojca, wśród materiałów z meteorologii, hydrologii, nawigacji i innych takich, znalazłam mnóstwo książek. Dwie mnie bardzo ucieszyły, wręcz wzruszyły mnie. Nie miałam pojęcia, że tato je miał.
Zamiłowanie do książek, do czytania mam po ojcu i po jego mamie. W sumie to chyba bardziej po babci, której zdarzało się spalić cały obiad, bo kompletnie zatonęła w lekturze. Skąd ja to znam? Przez książki mam na koncie kilka spalonych garnków, kilka zwęglonych obiadów, a raz przy odgrzewaniu marchewki... w garnku zrobiła się dziura...
Wyobraźnia.
Czuję się chora. Brak mi równowagi. Za mało czytam. Brak mi kontaktu z naturą. Oby wiosna nadeszła prędko. Jak najszybciej. Ciepłe noce, rozgwieżdżone niebo, szum liści, zapach trawy o świcie, rześkie powietrze o wschodzie słońca.
Wiosna idzie i to wielkimi krokami. Zobaczysz :)
OdpowiedzUsuńOh mam nadzieję :)
UsuńTeż już mam dość zimy i odczuwam brak słońca. Zima była piękna w górach, nawet wielki mróz (ok. -20) mi nie dokuczył, choć jestem straszny zmarzlak. A teraz - precz, idź od nas zimo jak najdalej. Liczę na to, że wraz z nadejściem wiosny optymistyczniej spojrzę na świat, a bardzo mi teraz tego trzeba.
OdpowiedzUsuńByła w tym roku piękna zima, ale już jest marzec, więc czas na wiosnę :)
UsuńCo do czytania książek też mam to po ojcu. Poniewaz jestem już wiekowa, w dzieciństwie nie mieliśmy telewizora, więc w długie zimowe wieczory ojciec sadzał nas przy stole w kuchni, mama krzątała się przy domowych zajęciach a on czytał nam na głos, np "Krzyżaków". Do dziś pamiętam tę scenę gdy Jagienka pomagała Zbyszkowi w upolowaniu niedźwiedzia na sadło dla chorego Maćka z Bogdańca
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Czytanie na głos. Teraz to można sobie audio booka posłuchać, ale dla mnie to nie to samo. Uwielbiałam jak tato mi czytał.
UsuńKiedyś było inaczej.
A właściwie nie tyle scenę, co moje wyobrażenie sobie tejże. A pierwszym poważnym prezentem pod choinkę był gruby tom wierszy Brzechwy pt. "Sto bajek". Żaden (prezent) mnie chyba tak nie ucieszył jak właśnie ten.
OdpowiedzUsuń:) a u mnie Brzechwa, Tuwim.... i 3-letnie dziecko udawało, że umie czytać, a znało wszystkie wierszyki na pamięć. Uwielbiałam to robić ;)
UsuńSię rozgadałam, przepraszam. Ale to wszystko Twoja wina, Czekoladko - obudziłaś wspomnienia :))
OdpowiedzUsuńOh nic nie szkodzi, wręcz przeciwnie ;) Proszę częściej :)
Usuń