11 października 2009

Muzyka w nas.

Jedną z najgorszych rzeczy, która mogłaby by mnie spotkać, jest utrata słuchu. Nie wyobrażam sobie, że przestałabym słyszeć dźwięki, a ukochana muzyka pozostałaby jedynie wspomnieniem. Słuch tak jak i węch mam niesamowicie wyczulony. Najbliższych mi rozpoznaję po krokach. Zresztą każdy człowiek chodzi w sobie właściwy sposób i inne dźwięki wydaje podczas poruszania się, inaczej szeleszczą ubrania. Nawet cisza cieszy moje uszy swoją muzyką. Słuchać, słuchać, słuchać... Zatopić się w morzu dźwięków.

Kocham muzykę. Kocham ją od dziecka. Jak tylko podrosłam na tyle, aby poradzić sobie z wyciąganiem garnków z szafek kuchennym, to wyjmowałam je, brałam też wiadra z łazienki i robiłam sobie perkusję. Od samego początku żyłam z muzyką i żyłam muzyką. Nawet kiedy marzenia o tańcu zgasły z powodu poważnej kontuzji i bólu, pozostała mi muzyka. Nie wyobrażam sobie, że nagle miałabym żyć bez niej. Wolałabym chyba umrzeć.

Gdybym miała wymienić wszystkich artystów, kompozytorów, którzy mnie zachwycają, wyszłaby bardzo, ale to bardzo długa notka i nikt nie dobrnąłby pewnie nawet do połowy. Oczywiście jest też sporo muzyki, której słucham okazjonalnie, chociażby ze względu na jakieś imprezy czy taniec. Istnieje również cała gama dzieł, za którymi nie przepadam, ale wcale mi nie przeszkadzają, do momentu, gdy nie byłabym nimi katowana dzień w dzień. Jednakże bywają i takie utwory, i tacy twórcy, których nie jestem w stanie ścierpieć, i nawet gdybym była zupełnie pijana z pewnością zatkałabym sobie uszy, aby nie słyszeć, no chyba że byłaby w towarzystwie... postarałabym to jakoś wytrzymać, żeby nie robić ludziom przykrości swoim zachowaniem. Nie znoszę zabijania muzyki, a niektórzy pseudomuzycy potrafią ją dosłownie zarżnąć.

Czy macie tak, że gdy pewne utwory czy artyści kojarzą się Wam z ludźmi, których znacie i nie możecie słuchać tej muzyki w oderwaniu od osób, z którymi Wam się ona kojarzy? Jeśli o mnie chodzi, to tak mam. Słyszę i pomyślę o kim, z kim mi się to kojarzy. Skojarzenia biorą się stąd, że albo dana osoba bardzo lubi tego wykonawcę czy utwór, albo muzyka towarzyszyła nam w tle, kiedy coś razem robiliśmy.

Lenny Kravitz już do śmierci chyba będzie kojarzył mi się z moim najstarszym siostrzeńcem i pamiętnym koncertem w Krakowie, kiedy Młody był zalany i uskuteczniał różne akcje. Cud, że go nie zamknęli na 24h. Jak sobie to wszystko przypomnę, mam niezły ubaw, ale wtedy do śmiechu mi nie było - akcja z policją, z ochroną i z rusztowaniem.

Zielona Wyspa... deszcz... wiatr... i Miles Davis, którego słuchałam z jednym mężcyzną. Zresztą później w Polsce Miles też nam towarzyszył podczas długich rozmów, w czasie wywiadu. Kiedy słucham Miles'a zawsze przypomina mi się głos tego faceta. Jest taki ciepły, miły dla ucha, taki hmm... radiowy. Gdyby pracował w radiu z pewnością miałby całe tabuny wielbicielek swojej audycji, zwłaszcza ze względu na ten głos i jego barwę. Jeśli o mnie chodzi, mogłabym go słuchać na okragło ;)

Bardzo lubię Pearl Jam, którego muzyka, tak jak i Alice in Chains, miała duży wpływ na kształtowanie mnie. Eddie i spółka, tak jak i Jose Gonzalez będą mi zawsze przypominać jedną z moich przyjaciółek - drobą bardzo ładną dziewczynę z długimi ciemnymi włosami, zafascynowaną Witkacym. Bardzo ciepła, empatyczna, inteligentna i niezwykła osoba. Na ludzi działa jak magnes. Niesamowita.

Tango... zmysłowy gorący taniec. Siła. Astor Piazzolla i jego tanga przywodzą mi na myśl inną z moich przyjaciółek. Czyta we mnie, jak w książce. Czasem przeraża mnie swoją wnikliwością, przeczuciami. Wrażliwa, ale jednocześnie bardzo silna. Jest w niej taka iskra jasna. I jej piękny głos. Jeśli kiedyś moje wiersze stałyby się piosenkami, to chciałabym, aby właśnie ona je śpiewała.

Jak już jestem przy tańcu... lubicie salsę? Para moich bliskich przyjaciół wprost uwielbia. Może przez tę salsę, a może przez ogień, który widać w ich oczach, gdy tańczą ze sobą, każda muzyka latino mi się z nimi kojarzy. Lubię obserwować emocje, które przepływają między nimi. Czuję się jakoś wyróżniona, że zapraszają mnie do swojego świata, że jestem im w jakiś sposób bliska. Z nią przyjaźnię się od wielu lat, jeszcze od czasów mojej podstawówki. Pamiętam, kiedy pierwszy raz zobaczyłam ją z nim. Do momentu, w którym są dziś, prowadziła wyboista droga, ale są szczęśliwi. Może te iskry, które są między nimi, początkowo były trudne do okiełznania? W każdym razie, nie wiem, czy ktoś zna mnie lepiej i wie o mnie więcej niż oni.

Jesień już zupełenie zapanowała. A jak jesień to i Chopin. A jak Chopin to i mój dobry przyjaciel, na co dzień bujający w obłokach. Czasem jednak da się ponieść emocjom i zrobi coś szalonego, choć mało kto podejrzewa, że jest do jakiegokolwiek szaleństwa zdolny. Uwielbiam z nim dyskutować o książkach i poezji. Intelektualne dyskusje na wysokim poziomie, zwłaszcza na temat sztuki i kultury - w ogóle nie przypominają normalnych rozmów. Zresztą wcale nie chciałabym, aby było inaczej, bo dobrze nam się rozmawia.

Jest wiele artystów i utworów, które przywodzą mi na myśl ludzi i zawsze będą mi o nich przypominać, o chwilach z nimi. Do wieczora mogłabym pisać o nich bez końca. Wspomnę jeszcze o jednej osobie, bo muzyka pewnej pani jakoś tak zbiegła się z tym, czego słuchałam ostatnio, a o czym napisałam powyżej.

Wczoraj w nocy, w sumie to dzisiaj, nie mogłam spać, więc włączyłam radio. A tam... cudowna Tori Amos. Piękna kobieta z niesamowitym głosem. Jej muzyka i teksty powalają mnie. Kiedy jej słucham przypomina mi się pewna scena, gdy przeglądałam "składanki" pewnego człowieka. Pozgrywał sobie muzykę na płyty, nosił je przy sobie. Kiedy wśród całego mnóstwa znanych i lubianych znalazłam Tori... nie mogłam przestać spoglądać na tego człowieka. Byłam tym zupełnie zaskoczona, że on słucha Tori. Z pewnością wyszłam wtedy na kretynkę, bo nie mogłam przestać się wpatrywać. Zresztą żeby to był jedyny raz... Życie mnie zawsze stykało z tą osobą w takich sytuacjach... że mogłam sobie później pomyśleć, że wyszłam na idiotkę, bo obojętnie co bym wtedy nie zrobiła, mogło być albo źle, albo gorzej.
Nie potrafię słuchać Tori w oderwaniu od tego człowieka, od różnych scen z życia, od jego słów. Nie wiem, co chciał wtedy w deszczu powiedzieć. Dziś zachowałabym się inaczej. Zapytała. Wyrażałabym się jaśniej i precyzyjniej.
Nie ma do czego wracać. Było. Minęło. Ale pytania bez odpowiedzi zostały gdzieś we mnie. Racjonalizm wcale nie pomaga.
Wysyłałam sprzeczne sygnały, nad którymi nie miałam kontroli. Wiele razy go nie zauważyłam, ale nie tylko jego, pochłonięta walką z lękiem i depresją. Zastanawiam się, skąd u niego takie emocje, kiedy mówił, że jemu jest bardziej przykro...? Co miał na myśli, że za każdym odwróceniem głowy...?
Czasami pojawia się w moich snach. Są to dziwne sny. Rzadko potrafię je zrozumieć i zinterpretować.
Nie wiem, czy potrafię być obojętna...

Ciekawe jak muzycznie ja kojarzę się innym...?

Muzycznie do notki :)

Astor Piazzolla


Fryderyk Chopin

Miles Davis

w duchu latino

Lenny Kravitz

Pearl Jam

Tori Amos