12 lipca 2013

Zjadające nerwy.

Właśnie zaczęłam się bać. Ogrom tego wszystkiego naprawdę mnie przeraża i przytłacza. 

Wczoraj mu powiedziałam, że jestem aut z pracy. Stwierdził, że postąpili ze mną po chamsku. Jednak jeśli o mnie chodzi, to i tak dla mnie byli znacznie bardziej mili niż dla jednego faceta. 

W teorii wcale nie musiałam zostać wyautowana, bo było kilka innych możliwości. W praktyce natomiast, jest tu tak, że jeśli chcą cię wyrzucić i komuś na tym zależy, to prędzej czy później to zrobią. Świnię może podłożyć ci każdy i to tak, że nawet nie zauważysz, co się święci.

Moja własna siostra jeszcze się wybroniła przed wyautowaniem. Kumpla jeden facet z roboty też chce się pozbyć i gościu nie ma łatwego życia. Na razie się wybronił, ale obawiam się, że któregoś dnia może nie mieć tyle szczęścia. Tu bardzo łatwo pozbyć się ludzi. Ostatnio kumpela wyleciała... bo była za słabo zmotywowana do pracy. 

Mnie się zaczęto czepiać od pewnego momentu i w końcu się udało. Jak chcą cię wywalić, to powód się w końcu znajdzie. Oficjalnie jestem aut z jednego powodu, ale w rzeczywistości poszło o coś innego.

Z czymś takim spotkałam się w pracy za granicą drugi raz. Za pierwszym razem nawet się nie broniłam, bo nie chciałam w tamtej firmie pracować. Szefowa była tak wredna i tak dawała w kość, że nie szło z nią wytrzymać. Bez żalu rozstałam się z tamtym zajęciem. 

Tu natomiast... lepiej mieć oczy dookoła głowy. Jeśli cię w pracy ludzie lubią - uważaj. Zawsze znajdzie się ktoś, komu jesteś nie na rękę, komu to się nie podoba i może postarać się pomóc tobie wylecieć. 

Po wczorajszym i dzisiejszym mam pełną głowę informacji. Jestem w totalnym szoku. Ludzie potrafią takie rzeczy robić, żeby pomóc innym wylecieć... Normalnie aż nie chce się wierzyć. 

Nawet przez chwilę się zastanawiałam, czy nie iść do szefa szefów, ale nawet gdyby mnie przywrócił, (a myślę, że tak by było) to chyba bym nie chciała tam wracać. Wtedy byłabym na celowniku jeszcze większej liczby osób i wyleciałabym kolejny raz. Tyle tylko że mogłabym mieć duże problemy ze znalezieniem nowej pracy. 


Pracy jest tu sporo. Można się gdzieś załapać. Boję się tylko o to, abym nie trafiła gorzej i nie wpadła w jakieś bagno. Martwię się, denerwuję się. Kryzys zaczyna mnie dopadać. On mi mówi, że sobie poradzę, że jestem mądra, że wszystko się ułoży. 

Momentami myślę, czy nie rzucić tego wszystkiego i nie wracać. Tylko że nie mam do czego wracać. Do domu? Co to za dom, w którym czekają tylko puste ściany? Nie mam domu. Mam cztery własne ściany, ale nie mam domu. Nie mam pracy. Nie mam rodziny. 

Nie wiem, czy będę potrafiła tu żyć. Czy nauczę się tu normalnie żyć? Co będzie z nami. Boję się jak jasny gwint. Bardzo dużo spraw do ogarnięcia. Strach, czy wszystko się uda. 

Trzymajcie kciuki!