3 lutego 2011

jest mi tak...

Popołudnie było jakieś takie zamglone, rozmyte, nieprzyjemne. Tylko zawinąć się w koc i wcisnąć się w kąt, słuchając jazzu. Miękka jak wosk, rozpłynięta i śpiąca...
Zrobiłam sobie curry. Uwielbiam curry. Wąchałam je tak długo, aż poczułam, że energia rozchodzi się po całym moim ciele. Aromatyczne, ostre, pyszne...
Jest mi tak jakoś...

Przypomniał mi się dziś obraz Wrubla - "Demon i anioł z duszą Tamary" i wiersz, napisany jakiś czas temu, gdy znalazłam go przypadkiem przy czyszczeniu starego laptopa...


"spacer z aniołem"
ludzkie to cechy zbliżyły nas do siebie
wtulasz nos w moją szyję i włosy co noc
strzegąc snu mojego
głaszczesz mnie po włosach

masz mnie pod skórą
wraz ze skrzydłem moim
które schnąc nad kuchenką
zostało nadpalone

aureola wisiała kiedyś na kołku
dałam ją temu kto bardziej jej potrzebował
mam tylko sukienkę szarą podartą
i kawałek skrzydła
z którego dnia każdego gubię pióra

słone strużki wyryły koryta na policzkach

głowę w rękach chowasz
kulisz się jak kamień
spod zaciśniętej powieki wysuwa się gwiazda
błyszczy się 
spada
na serce nieme 

znak pamięci?
chwila odrodzenia?


porzuć koronę twą cierniową
na gwoździu nad kominkiem zawieś
rzuć w ogień skrzydła
idź ze mną drogą


niech w pył się zmieni
bolesna pamięć







Być i nie być.

Minęła druga, a mi się nadal nie chce spać. I wcale to nie jest wina kawy, którą wypiłam o 20.00. Kawa na mnie nie działa bezsennie. Mogę ją pić o dowolnej porze. Jeśli sen ma nadejść i tak nadejdzie, nawet jeśli dwa litry kawy wypiję. 

Wiem, czego nie chcę. Ale czy ja wiem, czego chcę? Wiem, czego mi potrzeba.
Ogólnie to mam chyba jednak problem. 

Nie, nie będę wywracać własnego wnętrza na drugą stronę. W sumie nie ma takiej potrzeby. 
Doszłam do wniosku, że z czymś takim jak związek to mi nie jest po drodze. Związkofobia? Nie. Tylko zupełnie w ogóle jakieś podejście do tematu nietypowe dla kobiety. Gdy tak o tym myślę, to stwierdzam, że pasowałoby do mnie określenie,  że mam stereotypowe podejście typowego faceta. A przecież jestem kobietą. Niezaprzeczalnie. 

Potrafię się przystosować do otoczenia, do świata, do normalnego życia, itp. Nie mam z tym problemu. Nie potrafię się przystosować do związku. W sumie chyba nie chcę tego umieć. Można być z kimś i jednocześnie nie być? To byłby stan idealny i zupełnie sprzeczny. 
Gdybym miała siebie porównać do zwierzęcia, to powiedziałabym o sobie, że jestem kotem. 

Jestem osobą dość ekspresyjną, ale w okazywaniu uczuć, nawet zwyczajnego lubienia, jestem powściągliwa. Bardzo. Czasem szorstka w obejściu.
Wciąż mi się wydaje, że powinnam marzyć o księciu z bajki, wypatrywać go ze swojego okienka, wyobrażać sobie białą sukienkę, ślub i miłość aż po grób. Tylko że od wielu lat na samą taką myśl chce mi się śmiać. W takie bajki to ja wierzyłam... jak miałam osiem lat. Może mi terapia jakaś jest potrzebna...? Choć ja wcale nie czuję takiej potrzeby. 

Jak pogodzić to być i nie być? Czy w ogóle jest to możliwe? 
Póki co jestem lodowatą okrutnicą bez serca. Jeśli ktoś mnie nakłoni do bycia, będzie cudotwórcą. Ja jednak jestem bardziej skłonna uwierzyć w garbate aniołki niż w cuda ;)