26 stycznia 2010

Zimno...

Miewam czasem takie dni. Kulę się w sobie, nie mam ochoty z nikim rozmawiać, nikogo widzieć, a z drugiej strony oddałabym w takich chwilach wszystko za bliskość, za milczące przytulenie, za dotyk...

Rodzina mówi, że jestem trochę jak dziecko, potrzebuję przytulania, głaskania, trzymania za rękę. Potrzebuję dotyku, ale bez podtekstu erotycznego, dobierania się do mnie.

Miewam sny... jest wtedy blisko, przytula mnie, przytula się do mnie. Przestaje mi być zimno, przestaję się tak okropnie trząść z zimna... dopiero wtedy. Warstwy ubrań, bluza z kapturem, wełniane skarpety, kołdra z narzutą i kocem to zbyt mało, aby zrobiło mi się ciepło. Leżę w ciemnościach i drżę. Zimno mi... w środku... gdzieś tam głęboko... Leżę i kulę się w sobie.

Strużki wymykają się spod firanek rzęs...

Za dotyk... za ułamek sekundy... przy cieple... mogę oddać wszystko...