3 kwietnia 2013

Kwiecień plecień.

Kwiecień plecień... Tylko że zamiast przeplatać, to się chyba trochę ów kwiecień w tym roku zapomniał albo się luty zasiedział. Nie pamiętam takiego kwietnia. Owszem zdarzało się, że w kwietniu czy maju przymroziło albo śniegiem sypnęło, ale żeby taka zima? Czuję się zdezorientowana i chyba nie tylko ja.  

W tym roku pierwszy raz dostało mi się śnieżkami zamiast wodą, a lany poniedziałek należałoby przechrzcić na śnieżny. Zwykle na początku kwietnia szukałam wiosny w lesie, tropiłam kiełkujące roślinki, przyglądałam się pęczniejącym i popękanym pączkom, drobnym zielonym listkom, a w tym roku tylko śnieg i jeszcze więcej śniegu. Znalazłam co prawda bazie, ale to dość marne pocieszenie, bo wiosna chyba o nas zapomniała.

Spotkałam dziś, podczas spaceru po lesie, sarnę. Dłuższą chwilę przyglądałyśmy się sobie wzajemnie, ale gdy tylko pies siostry wychylił się zza krzaków, sarna uciekła. Była piękna i stała zaledwie kilka kroków ode mnie. 

W lesie leżą stosy drewna po niedawnej wycince. Sosnowe żerdzie pachnące żywicą. Lubię ten zapach, tak jak lubię się przyglądać słojom drzew, porównywać je i opuszkami palców badać. Las. To takie przyjazne miejsce. Uspokaja mnie i daje mi poczucie bezpieczeństwa, rozjaśnia myśli. Zawsze tam chodzę, gdy tylko muszę się nad czymś poważnie zastanowić, potrzebuję spokoju czy relaksu. Moje stopy wydeptały tam kilka ścieżek. Może kiedyś zamieszkam w sąsiedztwie lasu, wśród gór, obok strumienia. Może...

A dziś kwiecień plecie i plecie, ale wypleść nie może. Być może luty zasnął albo... zamienił się z marcem miejscami. W każdym razie - czekam na wiosnę. Kwietniu - rozgość się wreszcie!