15 czerwca 2014

Lojalność.

Co byś wybrał/wybrała? 
 
1. Fałszych przyjaciół.
2. Brak przyjaciół.
 
Nie sztuką jest mieć przyjaciół. Czasem lepiej ich nie mieć niż mieć fałszywych. Wolałabym być całkiem sama niż mieć wokół siebie takich ludzi, którzy grają moich przyjaciół i to perfekcyjnie. Na miarę Oskara wręcz. 
 
Kiedy przyjaciel, właściwie fałszywy przyjaciel, wbija Ci nóż w plecy, najczęściej pierwsze co robisz, to zastanawiasz się, co złego zrobiłeś i dlaczego, skoro tak się stało. Miałam kiedyś dwie przyjaciółki. Obie przyjaźnie się skończyły. I to nawet z podobnych powodów. Mężczyźni.
 
Z jedną przyjaźniłam się dawno. Bardzo dawno. Kiedyś byłyśmy razem na wyjeździe. Podobał się jej pewien facet, który traktował ją jako kumpelę. Ona bardzo chciała, a on się opierał. Później się zdarzyło, że pojawił się inny facet, którego ona też chciała i on też ową oporność prezentował. Pech, a może szczęście, sama nie wiem, tak chciał/chciało, że obu panów znałam i to dość dobrze znałam. Kumplowaliśmy się. Z tym pierwszym wylądowałam po jakimś czasie, nie w łóżku, bo to nie te czasy, ale na wspólnym wyjeździe. Nie moja to wina, że czuł do mnie miętę przez rumianek, pomagał mi i odwalał moją pańszczyznę w godzinach, kiedy normalni ludzie śpią, a akurat przypadał mój dyżur. Nie zmuszałam, nie prosiłam. Mogło coś z tego wyjść, ale się nigdy nie dowiem, bo przed rzuceniem się w wir wydarzeń powstrzymywało mnie coś takiego, jak lojalność. W sumie nie powinno się czegoś takiego robić przyjaciółkom. Co zaś tyczy się drugiego pana, przyjaźniliśmy się. Tylko tyle. Ich ścieżki się przecięły i ona na pewien czas się z nim związała. Jednak jej zazdrość stopniowo niszczyła tę relację. Nasza przyjaźń się skończyła w momencie, w którym zaczęła się przyjaźń moja z nim. I zaczęły się podjazdówki. Podkładanie świń. Doszło do tego, że nie chciała oddać mi 20-stu książek, które jej pożyczyłam. Po walce odzyskałam 18. Ich związek nie przetrwał, choć w pewnej chwili myślałam, że zwiążą się trwale. Przysięgą M. Z nim stopniowo rozluźniałam kontakty, bo nie mogłam patrzeć, jak jej zupełnie bezpodstawna zazdrość niszczy ten związek. Lepiej było trzymać się jak najdalej. 
 
 
Byłam dziewczyną z dobrymi stopniami, ciętymi żartami. Dobrą kumpelą dla facetów, ale nie typem dziewczyny, z którą się idzie na randki. Raczej taką, z którą się chodzi po drzewach, pije się pierwsze piwo, pływa na łódkach i włóczy się po nocy, a później dostaje się za to szlaban. Był ze mnie łobuz z dobrymi ocenami. 
 
Druga przyjaźń skończyła się słowami, że nie chcę szczęścia mojej przyjaciółki. Było to absolutną nieprawdą. Ona nie potrafiła zrozumieć, że chodzenie na imprezy co drugi dzień raczej szczęścia jej nie zapewni i raczej nie sprawi, że pozna ona jakiegoś księcia z bajki. W miejscach, w które mnie ciągnęła, mogła poznać co najwyżej faceta na jedną noc. Zresztą gdy szłyśmy gdzieś razem, ona siedziała cicho, nie rozmawiała ani nic. Nigdy jakoś nie mogłam zrozumieć, po co chciała tak często wychodzić, skoro poznawanie nowych ludzi nie było jej bajką. Nie słuchała mnie, że są inne metody, że zwykła sympatia mężczyzny nie oznacza jeszcze jego zainteresowania. 
 
W tamtym czasie nie przerabiałam już i jeszcze okresu imprezowej singielki, ale też nie stroniłam od ludzi. Jednakże interesowało mnie coś innego i byłam nastawiona na cel. Pracowałam, rozwijałam się, uczyłam i zaczynało mi się układać z jednym panem. Przeżywałam etap monogamii. Moja przyjaciółka, która doświadczyła rozczarowania, nie wiem, czy nie mogła znieść mnie, mojej sytuacji, czy może chciała dobrać się do niego...? Raczej się już nie dowiem. Zaczęło się psuć. 
 
Przyjaźń to nie związek na 24 godziny. Relacja, w której druga osoba chodzi za tobą jak cień i robi to, czego nie lubi, bo musi robić to co ty i tak, jak ty i próbuje stać się w pewnym momencie tobą. Kiedy zaczyna zabierać ci życie, to definitywna granica. Czas znajomość skończyć. Ja głupia dwa razy miałam taką sytuację i dwa razy próbowałam znajomość ratować. Z poczucia lojalności? Z serca? Z przyjaźni? Czasem warto odpuścić. Dać sobie z ludźmi spokój. 
 
I jedna, i druga mocno pracowały nad psuciem mi opinii, ostrzyły noże, nożyczki i pilniki. Wcale jednak nie chodziło o spiłowanie pazurków, lecz o zapuszczanie. Żeby móc później mnie nimi podrapać. Metaforycznie. 
 
Nie ma idealnych ludzi. Nie ma idealnych przyjaźni. Nie ma idealnych przyjaciół. Są jednak prawdziwi przyjaciele. Najdłuższy staż mam z moją M. W przyszłym roku będziemy obchodzić 18-stkę. Kiedyś usłyszałam, że ukradłam moją przyjaciółkę. Że tylko dzięki pewnej osobie się z nią zaprzyjaźniłam, a to zupełnie nieprawda. Ja i moja M. chodziłyśmy do tej samej szkoły, do tego samego kościoła i mieszkałyśmy blisko siebie. Krążyłyśmy wokół siebie długi czas. To była przyjaźń od pierwszego wejrzenia. Wiem, że mogę na nią zawsze liczyć. Wiem też, że jest i będzie lojalna. Że jest prawdziwa. Ona wie, że ja murem za nią stanę i nie pozwolę wyrządzić jej krzywdy. Nie, nie mamy siebie na wyłączność. Bo z drugim człowiekiem można być, przy drugim człowieku można być, ale nie można go mieć i nie można nim być. 
 
Nie jest ze mną łatwo się przyjaźnić, bo nie jestem łatwym człowiekiem. Trzymam się na dystans i nie lubię się otwierać, a nawet jeśli to robię, to jest to otwór kontrolowany, przez który inni dojrzą tylko tyle, ile im pozwolę. Z tym, że najbliższym pozwalam na więcej. 
 
Przyjaciel, to taki ktoś, z kim można zjeść tuzin beczek soli, ukraść dwa stada koni, wylać morze łez i śmiać się tak głośno, jak tylko można. Przyjaciel to taki ktoś, kto jest z tobą nie dla twoich zalet, nie dla korzyści, tylko dla ciebie samego wraz z całym inwentarzem. Przyjaciel przyjacielowi pewnych rzeczy nie robi. A jeśli robi, to był tylko lepszym lub gorszym aktorem w tej całej komedii czy innej tragedii.