9 grudnia 2009

Ciało.

Po tysiącach wyklepanych liter na klawiaturze, spojrzałam na zegar. Był środek nocy. Problem z moją bezsennością wciąż się powiększa i nie sypiam już prawie wcale. Wczoraj jednak musiałam odpocząć, więc przydałby się sen. Usypiająco działa czasem na mnie ciepła kąpiel, więc poszłam do łazienki, wzięłam kąpiel. Kiedy wyszłam, wytarłam się ręcznkiem, nadal nie chciało mi się spać. Stałam tak sobie przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie.

Przypomniało mi się, jak kilka lat temu moja współlokatorka rzuciła do mnie, że powinnam przytyć, bo przypominam szkielet, a jedna z moich sióstr twierdziła uparcie, że powinnam się odchudzić, bo jestem tłusta. Żeby było śmieszniej wyglądałam najzupełniej normalnie i z moją wagą było wszystko w porządku. W sam raz. Głównie dzięki karate, bieganiu i jodze. Moja współlokatorka była osobą dość szczupłą, żeby nie powiedzieć, że chudą, mocno wystawały jej kości. Miała zwyczajnie zaburzony obraz widzenia siebie przez anoreksję, siebie widziała wciąż za grubą, a inne osoby zbyt chude. Natomiast moja siostra odkąd pamiętam ma kompleks małych piersi, więc drażniło ją to, że przy prawie identycznej wadze i wzroście, mam znacznie większe piersi.
Obie są bardzo ładnymi kobietami i właściwie niepotrzebnie na siłę wyszukują sobie kompleksy, powody do niezadowolenia.

Kiedy tak stałam w nocy i patrzyłam na siebie, przypomniało mi się też coś, co powiedział mi ostatnio ojciec. Stwierdził, że on zupełnie nie rozumie obsesji kobiet na punkcie wyglądu, a już zwłaszcza na punkcie wagi i tłuszczu. I ja mu się nie dziwię. Jakoś tak jest, że to my kobiety same wyszukujemy w swoim wyglądzie "wad", wytykamy innym kobietom jakieś niedociągnięcia urodowe, wmawiamy im je nawet, aby myślały, że są brzydsze.

Stałam sobie i patrzyłam na siebie. Kiedyś też sobie wmawiałam to czy tamto. Pamiętam, jak też o mało nie wpadłam w obsesję odchudzania, czepiałam się własnych "boczków" - takie coś poniżej talii nad biodrami. Od zawsze tam są i nawet kiedy byłam szkieletowatym patyczakiem dawno dawno temu w czasach podstawówki, to one tam były. Jak to możliwe? A żebym to ja jeszcze wiedziała... ;)

Patrzę na swoje ciało i naprawdę je lubię. Miękka, gładka, jasna skóra... Łuki, wygięcia, wcięcia, zaokrąglenia... Małe dłonie i stopy... Kobieta. Nie chciałabym mieć innego ciała. Lubię je. Jest moje. Wiem, jak reaguje, co lubi, co mu służy, a co nie. Nigdy więcej nie chciałabym doprowadzić do momentu, aby patrząc na siebie, zacząć sobie wmawiać... wciskać sobie, że to czy tamto jest nie tak, nabierać obrzydzenia do własnego ciała.

Uroda i ciało są ważne, ale jeśli obsesja na punkcie wyglądu przesłania to, jakimi jesteśmy ludźmi, kim jest drugi człowiek. Wygląd się postarzeje, ciało posypie i nawet najlepszy chirurg plastyczny nie pomoże, a wspaniały wygląd, choć mocno pomaga, nie zrobi z nas dobrych ludzi.