17 listopada 2010

To skomplikowane. (cz. 9)

Starałam się oddychać jak najciszej. Buty zbliżały się dość szybko. Trzasnęły jakieś drzwi i buty nagle zatrzymały się, aby właściwie od razu udać się biegiem w inną stronę. Czyżby ktoś ich przepłoszył? 

Kusiło mnie, żeby wyjrzeć, ale jeśli ten ktoś zaraz sobie pójdzie, to tamci mogą wrócić i gdy mnie zobaczą... Nie, lepiej o tym nie myśleć. Trzeba wezwać pomoc. 
Próbowałam wyjrzeć zza śmietnika, żeby zobaczyć, kto tamtych wystraszył, ale poza butami niczego nie widziałam. 
- Lepiej siedzieć cicho i przeczekać? Czy może zacząć krzyczeć, żeby zwrócić na siebie uwagę? Może ten człowiek mi pomoże? A jeśli tego nie zrobi? - myślałam gorączkowo, nie mogąc się na nic zdecydować.
Zobaczyłam, że człowiek zbliża się i kieruje się w moją stronę. Jego buty wyglądały zdecydowanie na męskie. Może chce zmienić wyrzucić. Może go sobie bliżej obejrzę. 
Spróbowałam zmienić pozycję, bo było już mi niewygodnie i wszystko miałam ścierpnięte. Nogi mi się jakoś poplątały, potknęłam się, poleciałam na śmietnik, przesuwając go i z hałasem lądując na betonie. Usłyszałam, jak człowiek podbiega do mnie. 

- Cholera jasna! - zaklęłam, podnosząc się z ziemi.

- To pani?! - wydał zdziwiony okrzyk znajomy mi skądś głos. - Pani pozwoli, że pomogę - powiedział mężczyzna, wyciągając do mnie dłoń.

Złapałam go za rękę, wsparłam się na niej, spoglądając na niego... Niewiele brakowało, abym straciła znowu równowagę. Przede mną stał Tomasz.

- Co pan tu robi?

- Mógłbym o to samo spytać panią - odpowiedział mi, uśmiechając się. - Moja ciotka mieszka tu w kamienicy - wyjaśnił. 

- Możemy mówić sobie po imieniu? 

- Dobrze. Co się stało i dlaczego leżysz tu koło śmietnika?

- Mam tu mieszkanie w kamienicy. Odwiedziłam przyjaciół... O matko, Aga! - przypomniałam sobie nagle o Agnieszce, zamkniętej w schowku.

- Kto?

- Agnieszka, moja przyjaciółka - wyjaśniłam, otrzepując spodnie i bluzę z chodnikowego kurzu. - Ona jest zamknięta w schowku. Musimy tam iść. Pomóż mi proszę. Pewnie Michał ci mówił w co jestem zamieszana... Widziałeś, że spłoszyłeś jakichś facetów?

- Tak. Oni ciebie szukali?

- Nie wiem, czy mnie, ale za mną tu przybiegli. Pomożesz mi?

- Tak, chodźmy. 

- Chyba któryś z nich chciał się dostać do mojego schowka. Jak byłyśmy w nim z Agą, to ktoś nasłuchiwał za drzwiami, a później ja uciekłam, Aga tam została, a ten ktoś pobiegł za mną. Im na czymś zależy, ale w tym schowku to najwięcej kurzu i pustych kartonów. Nic z tego nie rozumiem - wyjaśniałam po drodze. - Widzisz tego faceta tam przy samochodzie?

- Znasz go? - spytał Tomasz.

- Nie, ale on tu cały dzień siedzi, jakby kogoś obserwował. Wiesz, ja zaczynam mieć już manię prześladowczą - powiedziałam, otwierając drzwi wejściowe. - Tu na półpiętrze mam schowek, wyżej na piętrze jest moje mieszkanie. Im może chodzić o ten schowek, bo kiedyś Wiesiek trzymał w nim jakieś rzeczy, ale wydaje mi się, że chyba wszystkie zabrał, ale na wszelki wypadek postanowiłam tam zajrzeć - kontynuowałam, szarpiąc się z drzwiami schowka.

- Daj, ja to zrobię - powiedział Tomasz.

- Aga, to ja Lena. W porządku?! Żyjesz?! - pokrzykiwałam przez drzwi.

- Chcesz, abym odjechała na zawał?! - krzyknęła Agnieszka, kiedy drzwi się otworzyły. - W ogóle co to było?! Kto to był?! Czego chciał?! Co to za facet?! - wyrzuciła z siebie Aga.

- Nie stresuj się. Po kolei. To jest Tomasz, kolega Michała, mojego kuzyna.  - Tomasz podał Agnieszce rękę. - Pomoże nam. Resztę powiem ci w domu. Chodźmy się napić jakiejś herbaty. Tobie to by się melisa przydała - powiedziałam do Agnieszki. - Może lepiej idź do domu, ja zaraz przyjdę, dobrze?

- Tylko żeby to nie było tak zaraz, jak z tym schowkiem, bo mnie nerwowo wykończysz. W coś ty się wplątała znowu... 

- Idź już lepiej idź. Odpocznij sobie, bo mi Paweł nie daruje - odpowiedziałam- Paweł to jej mąż - wyjaśniłam Tomaszowi. - Mógłbyś popilnować tutaj mnie? Ja muszę tu pogrzebać, bo ten schowek mi nie daje spokoju. 

- Nie ma sprawy. A może pomóc ci szukać?

- Jeszcze sobie to ładne ubranie powalasz kurzem. Bruno tutaj. Lepiej obserwuj, bo dobrze ci to wychodzi. Nie zniosę kolejnego napadu na mnie. Chcę wreszcie coś w spokoju zrobić - powiedziałam, wchodząc do schowka. 

- Jak sobie życzysz.

- A właściwie to skąd się znacie z Michałem? - spytałam, przerzucając puste kartony, aby dopchać się do półek i szafki. 

- Znamy się z pracy.

- Aha. To ty też w policji pracujesz?

- Już nie.

- Dlaczego? - spytałam, nie przestając szarpać się z kartonami.

- Tak wyszło. Może ci lepiej pomogę, bo niedługo nie będzie cię widać z tej góry kartonów. Po co ci tego tyle?

- Jak chcesz, to chodź. Zajrzyj na te wysokie półki tam po prawej. Ja jestem za niska i nie dojrzę, czy coś tam leży. A kartony? Normalnie. Jedna przeprowadzka, druga, trzecia, czwarta...

- Ile tego było? - spytał Tomasz, przesuwając kartony.

- Czego? Przeprowadzek? Nie wiem. Po dziesiątym razie przestałam liczyć - wyjaśniłam, zaglądając na półki.

- Nie możesz wytrzymać długo w jednym miejscu?

- Różnie. A ty często tu bywasz u cioci?

- Co kilka tygodni. Nigdy cię tu nie widziałem.

- Rzadko tu bywam. Ostatnio właściwie wcale. Gdyby nie ten schowek... Auuu!

- Co się stało? 

- Uderzyłam się łokciem o szafkę. Znalazłeś coś? 

- Pusto. Kartony też puste. A na parapecie leżą tylko pokrywki od słoików. 

- To zajrzyj jeszcze pod półkę. Tam powinien być taki długi karton z różnymi rzeczami. Nie wiem, co w nim jest. A ja pogrzebię w tej szafce... - urwałam, otwierając drzwiczki.

- W porządku?

- Chyba... Znaczy, tak. Chyba źle widzę... Normalnie mam jakieś omamy... 

- Co masz?

- Sam zobacz - odpowiedziałam, usiłując się przesunąć w stronę okna, aby zrobić Tomaszowi miejsce przy szafce.