5 sierpnia 2014

Najlepszy rower na świecie.

Wczoraj trafił mi się najgorszy poniedziałek od dawna. Jechałam sobie spokojnie rano do pracy i nie ujechałam daleko. Po pięciu minutach pedałowania, pewna naturalizowana Holenderka, choć w sumie to Hinduska, próbowała przerobić mnie na naleśnik. Owa pani wjechała autem w mój rower. Pomyliła gaz z hamulcem... 
 
A zaczęło się tak. Dojeżdżałam do skrzyżowania i widzę, że kawał ode mnie jedzie wolno auto. Myślę, spoko, przejadę, zdążę z jednej ścieżki rowerowej w drugą wjechać. Ślepa nie byłam, bo wówczas to mogłabym mieć do siebie pretensję, że źle oceniłam odległość. Soczewki były w użyciu. I co? Gówno! Nie zdążyłam przejechać. Pani dała gaz do dechy, wjechała z impetem na skrzyżowanie i w sumie nie tyle wjechała, co je maksymalnie ścięła, wjeżdżając na ścieżkę rowerową i mnie z niej zepchnęła. Właściwie miałam auto za plecami i kątem oka zauważyłam, co się święci, odbiłam kierownicą, żeby nie znaleźć się na masce. Mało brakowało, a bym przeleciała przez rower i auto tej pani. Na szczęście całe uderzenie poszło w koło roweru i z kółka zrobiło się coś na kształt prostokąta. Ja się jedynie pobrudziłam.
 
Pani stwierdziła, że mnie nie widziała. Jak nie spojrzała, to nie widziała. 
 
Ja tutaj się już dawno temu nauczyłam, że rowerzysta to święta krowa, a jak się wyjeżdża z podporządkowanej i jeszcze przecina się ścieżkę dla rowerów, to się i sto razy patrzy, aby się upewnić, że nie wyleci żaden rowerzysta. Mało który użytkownik dwóch kółek ma tu tzw. polski odruch czyli zwraca uwagę na jadące auta. Często wygląda to tak, że rowerzysta zapierdala i na skrzyżowaniu czy na rondzie nawet nie raczy spojrzeć w żadną stronę, zakładając, że auto i tak się zatrzyma.
 
Wciąż się zastanawiam, jak też ta pani tego dokonała. To wyczyn z kategorii typu ruszanie z 3 pod górkę. Tego z kolei ja dokonałam, wracając nocą z pracy, bez okularów i w padającym deszczu. Na szczęście po chwili dotarło do mnie, że coś świat za bardzo przypomina zamazane plamy. Może owa pani też chwilowo bujała w obłokach, pomyliła i stało się. Może też tak szybko jej poszło, bo z górki miała, a jak wiadomo z górki się pięknie wszystko toczy. 
 
Rower jest u naprawiacza rowerów. Może jutro w końcu mi go zrobią. Póki co w użyciu musi być rdzewiaczek. 
 
Pani wraz z mężem zapłacą za naprawę, bo wina leżała po pani stronie. Jak wszystko będzie tak, jak powinno, pokryją koszty, żadnej policji nie będę w to mieszać. Nie lubię dowalać ludziom większych problemów niż te, które już mają. Wszystko można próbować załatwić w cywilizowany sposób. 
 
Mi się nic nie stało, a to jest chyba najważniejsze. Rower dość ucierpiał, ale liczę na to, że wyjdzie z tego i będzie jak nowy, bo mnie uratował. Gdyby uderzenie nie poszło w niego, poszłoby w moje kolano. Zaledwie jakieś 5 cm i ruina, którą mam zamiast kolana, byłaby nie tylko w opłakanym stanie... Pewnie o jeździe rowerem mogłabym już tylko pomarzyć. Bo jak to mój cudotwórca ortopeda stwierdził - jeszcze jeden taki wyczyn albo wypadek i mam pozamiatane. 
 
Dziękuję Najwyższemu i Aniołom Stróżom, że mnie pilnowali, bo mogło się skończyć gorzej. A jak rower odbiorę, to będę dbać o niego bardzo bardzo bardzo, bo spisał się wspaniale. Dzielny rower. Nowiutki. Mam go zaledwie od 3 miesięcy. Szybko oberwał. Trochę jesteśmy do siebie podobni ;) Za młodu poturbowani. Teraz będziemy do siebie idealnie pasować ;) Oby pan naprawiacz ładnie się spisał. 
 
Bo póki co to mam pozamiatane. Dobrze, że chwilowo mam wolne i nie muszę robić po minimum 30 km dziennie rowerem, bo rdzewiaczek z trudem by sobie poradził. Do sklepu może się nadaje, ale to czarny służył dzielnie jako transport do pracy, do miasta, na stację kolejową, no i do szkoły. 
 
Niby człowiek nie powinien zżywać się z przedmiotami, ale... z czarnym stanowimy zgrany duet i dajemy radę bez względu na pogodę, ilość kilometrów oraz zgubioną drogę. Oby do czwartku "wyzdrowiał", bo bez niego nie zrobię tylu kilometrów. Jest niezastąpiony. Zwłaszcza wtedy, kiedy wszyscy są daleko i jestem zdana tylko sama na siebie. I na niego. Najlepszy rower świata. Dzięki niemu jestem cała. Przetrzymał. I mam nadzieję, że wróci do mnie cały i zdrowy.