4 lutego 2010

Muza.

Ostatnio siedzę i pracuję nad kilkoma tekstami. Słowa to właściwie moje życie. Setki zdań, tysiące wyrazów, miliony liter. Skoro coś tam sobie skrobię, piszę, to i ocieram się o inspirację. Inspirować może właściwie wszystko. Coś jest przyczyną stworzenia dzieła, pojawia się natchnienie itd. Bywa i tak, że inspiracją może być człowiek. Artysta, twórca (jak zwał tak zwał) może mieć swoją muzę. I tu zaczynają się schody.

Muza... kobieta? W każdym razie istota rodzaju żeńskiego. Jakoś w mitologii muzy były dziwnym zbiegiem okoliczności kobietami. Hmmm... Skoro jestem kobietą i powiedzmy, że do pisania inspiruje mnie jakiś tam mężczyzna. To kim on jest? Jak mam określić taką osobę. Muza? Inspiracja? Jakoś tak dziwnie mi to brzmi, bo oba słowa są ni mniej ni więcej rodzaju żeńskiego. To mam facetowi przypisać rodzaj żeński? Eeeeeeee..... Dziwnie tak.

Tak ładnie brzmi: "Jesteś moją muzą." - w odniesieniu do kobiety rzecz jasna. No nie wyobrażam sobie powiedzieć czegoś takiego facetowi. Normalnie jakbym kobietę z niego robiła. Coś jak kastrowanie ;)?

Szukałam jakiegoś odpowiednika słowa i..... nie znalazłam. Słowo inspiracja też mnie nie zadowala, bo też stanowi rzeczownik rodzaju męskiego. I jak tu określić mężczyznę, który inspiruje? Zwracając się do faceta mogę zawsze powiedzieć: "Inspirujesz mnie." Ale to taki banał.

A może by tak wypalić: "Jesteś moim muzem." :)?
Prawda, że ładnie ;)?