12 lipca 2010

Zasłony.

Roztapiam się. Mam już serdecznie dość tych upałów, duchoty i gorąca. Rozpływam się od ciepła, jak na czekoladę przystało. Powinno się mnie trzymać chyba w lodówce.

Dziś się poddałam i przeszukałam dom w poszukiwaniu czegoś, co by się nadawało do zasłonięcia okna. Moje łóżko stoi tuż pod samym oknem, wzdłuż niego, i jak tylko wzejdzie słońce, robi się nie do wytrzymania. Do tej pory jakoś dawało się żyć przez te wszystkie lata, kiedy mieszkałam i nocowałam w tym domu. Łóżka przestawić się nie da, bo stoi w najlepszym dla siebie miejscu, tak jak i pozostałe meble. Mogłabym ewentualnie przenieść się do wanny albo do przedpokoju, ale tam jest duszno jeszcze bardziej.

Przewaliłam wszystko w domu i znalazłam jakąś różową ohydę, która była z pewnością kiedyś zasłonami, ale ja sobie tego przecież nie powieszę w oknie. Różowy we wszelakich swoich odcieniach w moim życiu zajmuje miejsce marginalne i nadaje się wyłącznie jako kolor w makijażu, świetnie wygląda na ręcznikach i papierze toaletowym, ewentualnie na pościeli, no i na małych dziewczynkach. Jako dekoracja pokoju? Nnnooo aż tak zdesperowana nie jestem, aby wieszać w oknie to różowe paskudztwo. Przy moich zielonych ścianach powstałaby obrzydliwa kompozycja. Na szczęście udało mi się dogrzebać do kawałków białego płótna. Nadawało się doskonale, więc uszyłam sobie z niego zasłonę. Piękna to może nie jest, ale za to biała i funkcjonalna. Jutro ma chrzest bojowy. Wierzę, że zda egzamin.

Czy nie prościej byłoby iść do sklepu, aby kupić jakiś porządny kawał materiału na zasłonę albo zakupić sobie rolety? Może i by było, ale po co, skoro i tak nie mam ochoty na chodzenie po sklepach w tym upale, a poza tym po co mi na tym moim 9 piętrze jakieś stałe zasłanianie. Zaletą tego mieszkania zawsze były dla mnie okna od wschodu, a że ostatnio żyć się z gorąca nie da, to sobie zrobiłam prowizoryczną zasłonkę, która ochroni mnie przed upałem. I tak ją przecież zwalę z tego okna, jak tylko przestanie być tak gorąco.

Lubię mieć jasno w pokoju i nawet firany są tylko do połowy szyby, a są, bo nie jestem zwolenniczką łysych okien. Przyznam Wam się, że naprawdę lubię te wszystkie firany, zasłony (byle nie za długie i nie za ciężkie), a najbardziej uwielbiam drewniane okiennice - pałam do nich miłością gorącą.

Może jak się pogoda zmieni kupię sobie jakiś ładny materiał na zasłony i będą porządne, bo rolety... no chyba że rzymskie ;) O okiennicach to mogę sobie na razie zapomnieć. Póki co prowizorka mi wystarczy, bo aby było tak porządnie, to zajmie mi trochę czasu, gdyż wybredna jestem i wiem dokładnie, czego chcę, i tylko tego, nic innego. Z tego też powodu jestem fatalnym klientem jeśli chodzi o te wszystkie promocje, upusty, wyprzedaże, itp. Reklamy na mnie też nie działają, ale o tym może kiedy indziej. Idę poczekać na słońce i wypróbować moje dzieło.