2 sierpnia 2010

Wiatraki.

Deszcz. Wiatr. Słońce.

Uwielbiam czasem tak zmoknąć. Aż do suchej nitki. Aż do samej skóry. Uczucie, kiedy letni deszcz wsiąka powoli w moje ubranie i przesiąka przez nie jest niesamowite. Zawsze wtedy czuję się częścią świata. Pojawia się takie dziwne uczucie, jakbym nagle zyskiwała pewność, że żyję, że nie jestem tylko skorupą. Deszcz jest wielką siłą - ma moc życiodajną i moc niszczenia, bo przecież to woda.

Nie lubię, kiedy jest zbyt upalnie, duszno, gorąco. Jednak bez grzejących promieni słonecznych jest smutno, ciemno. Czasem pojawia mi się gdzieś wewnątrz takie uczucie chłodu, zimna. Wtedy pomaga słońce, wygrzewanie się na nim. Zresztą na depresję też jest doskonałe, no i na przeziębienie.

Najbardziej jednak lubię wiatr. Wiatr jest wolny, jak wolne są myśli. Wieje gdzie chce, wcisnąć się może wszędzie. Kiedy rozwiewa mi włosy, chłodzi rozgrzaną skórę albo zimą wywołuje dreszcz, czuję się wolna.
Wiatr uważano dawniej za przejaw obecności bogów, których nie widać, a którzy działają w sposób wyczuwalny, tak jak i wiatr jest wyczuwalny. W różnych kulturach wiatr utożsamiano z boskim tchnieniem.
Wiatr ma w sobie coś magicznego, coś metafizycznego, choć przecież jest ruchem powietrza w dolnej troposferze w układzie poziomym lub skośnym.

Może właśnie przez tę magię i siłę wiatru, czuję przypływ energii i emocji na widok wiatraków. Mogę godzinami wpatrywać się w ich ruch. Jeśli gdzieś po drodze w czasie podróży mijam wiatraki to wręcz się na szybie rozpłaszczam. A kiedy są to stare wiatraki, a nie cud współczesnej technologii w dziedzinie elektrowni wiatrowych, to ten człowiek, który towarzyszy mi w podróży może być pewny, że ja te wiatraki będę musiała sobie dokładnie obejrzeć.

Wiatrak działa na mnie jak magnes. Jest jak jakieś uzależnienie. Jest czymś, co wzbudza we mnie ogromny podziw, bo przecież przez stulecia pomagał i wciąż pomaga ludziom, stanowi odnawialne źródło energii (choć budowanie farm wiatrowych ma swoje ujemne skutki, zwłaszcza dla rolników i ptaków).

Z mojego okna widać na horyzoncie koło "zamku" dwa wiatraki. Codziennie tuż po obudzeniu, spoglądam za okno, jakbym musiała się upewnić, że one tam są. Zresztą, kiedy patrzę na nie, wstępuje we mnie jakaś nadzieja i siła, no i zawsze się wtedy uśmiecham.

Jak niewiele potrzeba, aby twarz rozjaśnił uśmiech.