19 listopada 2012

Listopadowe mgły.

Lubię listopad z jego mgłami i powietrzem pachnącym wilgotną ziemią, suchymi liśćmi, pierwszym śniegiem i mrozem. Przedwczoraj grabiłam liście wokół grobu rodziców... tak bardzo mi ich brakuje. Obojga. Nauczyłam się żyć bez mamy, choć tęsknię za nią ogromnie. Śmierć ojca sprawiła, że straciłam poczucie bezpieczeństwa, które zawsze mi dawał. Tuż po pogrzebie wyciągnęłam z szafy jego koszulę i noszę ją zamiast swetra. Mniej się boję. 

Siostry mi mówią, że podziwiają mnie za spokój i opanowanie. Tylko że nie ma za co mnie podziwiać. Po prostu wiem, że ktoś musi ogarnąć sytuację, pozałatwiać wszystko, a spokój sprzyja logicznemu myśleniu. Serce będzie krwawić, dusza kulić się będzie z cierpienia i smutku, ale rozum musi kierować moim postępowaniem. 

I choć tato odszedł... zasnął na moich rękach, do mnie to jeszcze nie dociera. Wciąż wydaje mi się, że zadzwoni, abym przyszła odebrać go ze szpitala albo że za chwilę wróci ze spaceru i zapuka do drzwi. Siedzę w jego koszuli przy biurku i nie mogę się przyzwyczaić ani do ciszy w domu, ani do dźwięków otoczenia. 

Wzrokiem śledzę listopadowe mgły, jakbym chciała zobaczyć rodziców, którzy się z nich wyłonią.

Któregoś dnia ojciec powiedział mi, że chciałby odejść przy mnie. Odpowiedziałam mu, że boję się tego, że nie chcę, że to będzie zbyt trudne dla mnie. On natomiast odrzekł mi, że nie powinnam się bać, że przecież on spokojnie zaśnie, a ja przy nim będę, potrzymam go za rękę. Dwa tygodnie temu w szpitalu, gdy byłam przy nim, chciałam wyjść na dłuższą chwilę na powietrze, bo bolała mnie głowa, ściskało mi się serce od patrzenia na jego cierpienie. Siostra właśnie wróciła, więc mogłam wyjść. Pamiętam wzrok taty, gdy usłyszał, że na chwilę wychodzę - proszące oczy... Upewniłam go, że wrócę szybko. Czekał. Wróciłam. Po 3 godzinach zasnął i odszedł drogą, którą ja jeszcze iść nie mogę. Wybrał osobę, przy której odejdzie. Mnie wybrał. Nie czułam strachu i chciałam, aby on też się nie bał. Czuję się zaszczycona, że to mnie wybrał. 

Spokojna śmierć jest jak zasypianie. Zasnąć w ramionach bliskiej osoby to piękna śmierć. Mam tylko nadzieję, że kiedy odchodził, czuł, że jest kochany, ważny, potrzebny, że są ludzie, którym na nim zależy.

Zanim odszedł na wieczną wachtę, nauczył mnie tylu rzeczy i zaszczepił miłość do wody. Uczył mnie aż do ostatnich swoich chwil. Nauczył mnie, że śmierci nie trzeba się bać, bo śmierć jest jak zasypianie.

I choć listopadowe mgły unoszą się nad polami, płyną we wszystkie strony, pamięć o kapitanie - o moim ojcu - nie zginie.