17 kwietnia 2011

Pragnienie.

Czy marzenia mogą się spełnić? Nie wiem. Ale bardzo bym chciała, aby się spełniły. Czuję, jakby były gdzieś blisko, przelatywały nad moją głową i że wystarczy, abym wspięła się na palce, wyciągnęła rękę i złapała lecące marzenie za skrzydło. W cuda nie wierzę, prędzej skłonna jestem uwierzyć w garbate aniołki, ale bardzo bardzo chciałabym, aby się udało. Od tak dawna niczego tak mocno nie pragnęłam i na niczym mi tak nie zależało.

Chyba po prostu chciałabym, aby się wszystko poukładało, powchodziło na swoje miejsca, żeby mi łzy choć trochę obeschły. Żebym nie musiała się tak bardzo zmuszać, do niczego. Nie lubię tego i nie chcę.

Śniła mi się dziś ucieczka, tak jak poprzedniej nocy. Jednak w poprzednim śnie byłam w ciąży (znowu!), były klucze, drzwi na klucz zamykane, szafa, gitara, uroczystość pogrzebowa, cmentarz - wszystko dla mnie jasne w swojej wymowie. Tym razem tak nie jest. Dla odmiany było wesele, hotel i wielkie schody, szklane drzwi i mężczyźni, przed którymi uciekałam... do innego faceta. Nagle znalazłam się na dworze i nie wiedzieć czemu, była tam zima, choć w sumie nie zima. Tylko ośnieżone góry i zamarznięte jezioro z oblodzonym pomostem - widok jak ze Szkocji. Ktoś ze mną był na tym pomoście, ten ktoś się poślizgnął, przewrócił się, podałam rękę i pomogłam wstać tej osobie. To była kobieta chyba, ale nie jestem pewna. To tylko mały fragment tego, o czym dziś śniłam. Sen cały był taki jakiś sprzeczny, ale właściwie spójny. Wiem tylko i czuję, że wszystko będzie jakimś sposobem dobrze. Nie wiem tylko, co zrobić, aby tak się stało. Myślę jednak, że w odpowiednim czasie będę wiedziała.

I chyba muszę popracować nad moim poczuciem bezpieczeństwa. Po prostu. Chociaż dzisiaj to... niech mnie ktoś przytuli... Tak zwyczajnie.