8 sierpnia 2011

Zagubiona.

Wiatr zerwał się za oknem i zaszumiał w liściach. Myślałam, że to może deszcz już szumi, ale nie. To wiatr targa liśćmi we wszystkie strony. Na marszczącej się i migoczącej wodzie drgają cienie gałęzi, drzew włosy, a miasto zdaje się zupełnie tego szumu nie słyszeć. Tylko co kawałek widać punkciki świateł. Jest cicho, gdy wiatr na chwilę zachłyśnie się swoim oddechem i nie szarpie swej podartej szaty o konary drzew. Gdzieś daleko słychać stukot pociągu.

Stałam na boso na balkonie, wsłuchując się w nocne dźwięki, obserwując taneczne kroki wiatru. Gdy stąpam bosymi stopami, to właściwie mnie nie słychać. Stałam tak sobie, wpatrując się w senne, choć roziskrzone jeszcze kolorowymi plamkami, miasto. Myślałam o sobie.

Jak bardzo muszę się jeszcze zagubić, aby się odnaleźć?

Przypomniałam sobie jeszcze to... znane albo jeszcze nie...

"Epitafium"
Wyszłam z domu razem ze słońcem,
Wędrowałam aż do końca.

Pójdę dalej.
Tam, gdzie mnie nie znajdziecie.
Drogą brzasku i jutrzenki podążać będę,
Znikając w deszczu, pojawiając się we mgle.

Ziemia nie przyjmie już śladów moich stóp,
Wiatr nie rozwieje mi włosów.

Rozsypię się powoli,
Wąchając kwiaty,
Czując dotyk traw,
Stanę się tym, co nienamacalne...
- MYŚLĄ.