7 grudnia 2009

Nie ma nic za darmo.

- Musisz się więcej wychodzić.

- Gdzie? Przecież wychodzę, chodzę, baa... nawet biegam.

- Do ludzi wychodzić.

- Codziennie spotykam całe tłumy.

- No musisz się rozerwać.

- Na kawałki?

- .....


***
Nie wiem czy to zmęczenie, czy niedawne wydarzenia, ale w taki sposób właśnie prowadzę ostatnio rozmowy z rodziną i przyjaciółmi. Przypalam głupa, ale może to i lepiej...
Jako że siedzę i pewnie niedługo zakwitnę w tej mojej Poczekalni stwierdziłam, że może by jednak znaleźć jakąś stałą robotę niż pracować w trybie od przypadku do przypadku (czyt. tryb nieregularny, wolny zawód, od zlecenia do zlecenia, czy jak kto tam już sobie woli). Musiałam już chyba naprawdę zgłupieć, że o tym w ogóle pomyślałam, no ale tak właściwie jestem przyzwyczajona do dużej ilości zajęć, więc nawet lubię zajmować się kilkoma rzeczami naraz...

Było mi dokładnie wszystko jedno, co będę robić, byle żebym chociaż miała o tym jakieś pojęcie, a nawet jeśli nie, to aby szło się szybko nauczyć, w każdym razie żeby to było coś normalnego, żadna tam prostytucja czy tańczenie przy rurze. Nie mam zupełnie nic przeciwko takim zawodom, nawet uważam, że prostytucja powinna być legalna, co by te kobiety, a czasem i faceci, mieli emerytury, bo na "dupie" to mało kto się tak naprawdę dorabia.

Poszłam sobie na rozmowę właściwie tak trochę z marszu. Weszłam. Zobaczyłam faceta. Wciąż młody, nawet dość przystojny w tym swoim garniturku. Po tych wszystkich grzecznościach, widzę błysk w oku... Myślę sobie, niedobrze. Bla bla bla... odbębnione formalności, standardziki... błysk nie znika... Czułam jak się we mnie gotuje i tylko czekałam na to, z jakim pytaniem facet mi wystrzeli. W tamtej chwili dałabym sobie głowę i wszystkie kończyny uciąć, że wyleci z czymś odbiegającym poprzednich pytań. Nie pomyliłam się. Zaproponował mi spotkanie przy kawce. Odpowiedziałam mu bardzo grzecznie, aczkolwiek stanowczo, że nie jestem zainteresowana, więc ów pan uderzył w inny deseń. Jak to ładnie ujął...: "Możemy panią zatrudnić bardzo chętnie, bo i buźka ładna i prezencja, ale pani sama rozumie, że nie ma nic za darmo." I w tym momencie szlag jasny mnie trafił. Żebym ja chociaż wyglądała jakoś specjalnie atrakcyjnie, zachęcająco, ale byłam formalna do obrzydzenia, zdystansowana, choć miła. Opanowałam swoją wściekłość i udałam głupią, zapytałam faceta, co ma na myśli, mówiąc, że nie ma nic za darmo. Mężczyzna wstał, podszedł do mnie i oparł się o stół przy którym siedziałam, przjeżdżając palcem po moim ramieniu, powiedział: "Nie udawaj głupiej, przecież wiesz o co chodzi." Tego już było za wiele. Nie dość, że przeszedł na ty, to jeszcze włazi z buciorami w moją przestrzeń osobistą. Próbując opanować kłębiące się we mnie uczucia, z których na pierwszy plan usilnie próbowała wydostać się złość, wstałam, biorąc głęboki oddech, powiedziałam, że nie jestem zainteresowana i wyszłam, trzaskając drzwiami.