12 listopada 2009

Litery.

Sieć to ogromne miejsce, właściwie bez dna. Dla mnie jest po prostu medium, takim jak papier, gazety, radio, telewizja. Jest też trochę jak telefon i poczta, tyle tylko, że łączy w sobie funkcje ich wszystkich rzeczy. Maile, czyli nasza poczta, przechodzą od nadawcy do adresata w kilka sekund, czasem minut, w zależności od wielkości. Mało który użytkownik internetu nie używa skype czy gadu-gadu. Można podłączyć słuchawki, mikrofon, kamerę. Możliwości sieci są ogromne. Jednakże tak wiele osób traktuje ją, nie jak medium, nie jak miejsce komunikacji, ale jako zamiennik życia. Stąd mamy coś na pozór drugiego życia, jakąś jego ułudę. Zamiast spotkań w kawiarni czy spacerów można kliknąć w któryś z pokojów czatowych na popularnych portalach, można próbować rekompensować sobie nieudane aspekty życia, tworząc nowego innego siebie, drżąc o rankingi własnego bloga, można wchodzić i wnikać w tę rzeczywistość na tysiące sposobów, dając się złowić.

Za literami, znakami, fragmentami zdjęć stoją żywi ludzie. To my sami, gdy wchodzimy w tę przestrzeń, korzystamy z niej, budujemy swoje miejsca, choćby takie jak to, pokazujemy siebie. Dzielę się z Wami swoimi myślami, poglądami, opowiadam różne historie. W takich miejscach jak to fikcja miesza się z prawdą, kiedy człowiek chce pozostać anonimowy. Nie ma tu mojego zdjęcia i nie będzie go tutaj, nie dlatego że mam coś do ukrycia, nie dlatego że wstydzę się. Nie mam czego, ale co zmieni moje zdjęcie wiszące obok notek? Czy nie sprawi, że będę postrzegana nie przez pryzmat emocji, przeżyć, własnych poglądów, a przez pryzmat wyglądu?

Są miejsca w sieci, w których ludzie wrzucają swoje zdjęcia - różne portale społeczne, randkowe. Można znaleźć tam normalne, zwyczajne zdjęcia z wakacji, z rodziną, ze zwierzakami, ale są też takie wyzywające, nawet wulgarne. Zamieszczając tu swój wizerunek nie myślą o tym, że mogą być postrzegani przez jego pryzmat. Ładna kobieta nie będzie miała spokoju od wielu adoratorów, a jeśli zamieści jakieś odważniejsze zdjęcia, może być pewna, że będą padały erotyczne propozycje. Dokładnie tak samo jest z informacjami, jakie o sobie podajemy. Ktoś napisze, że np. ma duży dom, dobry samochód, świetną pracę, możliwości to zaraz ustawi się cała kolejka w walce o...? O co? I co ważniejsze, po co?

W sieci bardziej niż w realu ujawniają się emocje, a liter można wyczytać tak wiele. Nie mam na myśli stanu posiadania, koloru oczu czy włosów, ani rozmiaru ubrań, bo w dzisiejszych czasach tak łatwo można stracić oszczędności, samochód może zostać skradziony, kolor włosów czy oczu tak łatwo zmienić, bo farby i soczewki kontaktowe są ogólnodostępne, a operacje plastyczne mogą z naszym ciałem zrobić naprawdę wiele. I w sieci i w realu można wszystko zmienić, tyle tylko że w sieci w jednej chwili z kobiety możemy stać się mężczyzną, z singla - mężem, z dziecka - dorosłym, z bezrobotnego - dyrektorem, itp., a w życiu to już nie jest takie proste, bo możliwości są znacznie bardziej ograniczone. Internet to nie druga ziemia, na której możemy być Bogiem i robić to, co nam się podoba, rekompensować niepowodzenia, żyć sobie drugim życiem, choć niektórzy się na to łapią.

Patrzę na Was poprzez litery, ale z tych liter mogę wyczytać tak wiele. Emocje, zachowania, cechy... Widać co lubicie, czy jesteście optymistami, pesymistami. Jak podchodzicie do ludzi. Czy jesteście niepewni, lękliwi czy wprost przeciwnie. Widać jednak tylko to, co pozwalacie dostrzec, a do tego, czego dostrzec się nie da, nie sposób dotrzeć. Można nadbudowywać sobie co nieco, próbować kombinować, ale wtedy włazi nam w paradę własna wyobraźnia, wyobrażenia. Z tego, że ktoś pisze bez błędów, buduje gładkie zdania czy też pisze obszerne wypowiedzi nie można wysnuć czy jest dobrą osobą, czy jest ładny duchowo i fizycznie, ale można spostrzec, że nie ma problemów z językiem, może być gadułą, itp. Gładkie zdania nie świadczą o naszej dobroci, jak i o brzydocie nie świadczy dysortografia.

Myślę, że wypowiedzi w sieci trzeba nauczyć się czytać, zwłaszcza blogi, na których to bloggerzy budują sobie swój wycinek świata, tworzą swoisty dom w sieci. Litery trzeba nauczyć się czytać, trzeba nauczyć odbierać się przestrzeń w sieci. Proszę mi nie mówić, że tu żyjemy wyobraźnią i żyjemy nią wszyscy, bo takim tokiem myślenia dojdziemy do paradoksu, że przez net płacimy nieistniejące rachunki nieistniejącymi pieniędzmi, bo przecież robimy to w wyobraźni, czyli nie jest to prawdziwe. To, że sieć nie jest namacalna, nie znaczy że jest nieprawdziwa. Kłamstwo i prawda w sieci przecież istnieją, ale weryfikacja może przebiegać inaczej, jak w życiu. Zobaczcie, że wiele uczuć nie jest w realu namacalnych, choć ich oznaki widać, ale to że namacalne nie są, nie oznacza że nie są prawdziwe.

Oczywiście zgodzę się z tym, że wiele osób żyje sobie własną projekcją i nadbudowuje sobie różne rzeczy. Doszukują się tego, czego nie da się dostrzec albo wręcz czegoś, czego nie ma. Jednak czy ludzie nie robią tego samego w życiu, np. kiedy się zakochają? Trzeba umieć swojej wyobraźni powiedzieć "stop", kiedy zamiast życia i tego, co mamy, co wiemy, co dostrzegamy, włazi nam projekcja. Nie jest to łatwe, bo machina sama się nakręca.

O ludziach mam tylko taką wiedzę, jaką mam. Nie wymyślam sobie, nie snuję wizji, nawet się nie zastanawiam co robi ten, czy tamten w życiu, gdy kogoś poznaję. Znam moich przyjaciół, znam moich bliskich, znam moich znajomych, ale moja wiedza o nich to nie stan ich konta, naturalny kolor włosów, numer buta czy metraż domu, choć i takie rzeczy o większości z nich wiem. Wiem, jakimi są ludźmi, jakie mają poglądy, upodobania, wiem, kiedy są smutni i kiedy się cieszą, a do tego, aby być czyimś przyjacielem nie potrzebuję znajomości numeru buta, rozmiaru ubrań czy marki samochodu.

Znam też Was, jednych lepiej innych gorzej, ale czy aby z Wami rozmawiać, wymieniać myśli, nawet i przyjaźnić się, muszę wiedzieć ile macie wzrostu, znać rozkładu Waszych mieszkań czy wiedzieć, jaką macie znajomość matematyki. Litery mówią mi wiele. Widzę tylko to, co pokazujecie, nie zawsze widzę to, co mi się podoba, co chciałabym widzieć. Czasem widzę to, czego nie chciałabym zobaczyć, czego nie chciałabym poznać, zbyt intymne, zbyt głębokie... Ale czy tak samo nie jest w relacjach twarzą w twarz?