10 listopada 2009

Każdy ma swoją prawdę.

Czytam i komentuję w miarę regularnie kilka blogów, a od czasu do czasu, gdy mam chwilę czytam hurtowo notki na znacznie większej ilości blogów. Na wielu jednak, czy to w notkach, czy w komentarzach przewija się mielenie w nieskończoność tych samych tematów, podsycanie aferek, robienie z igieł wideł, śledzenie, obwinianie, wywalanie prywatnych listów różnych ludzi, włażenie z buciorami w prywatność, próby macania wirtualnych tworów, itp. itd. Oczywiście to wszystko dzieje się dla "dobra" osób, które funkcjonują w sieci. Jakiego znowu dobra? A nie czasem dla zwrócenia uwagi na siebie?

Konflikty, aferki... A czy nie lepiej rozwiązać to prywatnie, poza oczami. Zresztą przecież prawda w czymś takim leży po środku. Nie można zwalać na kogoś winy za swoją głupotę, naiwność, ale nie można też mówić, że ktoś się mści, jeśli szuka prawdy. Wydaje mi się, że problemem jest nie tylko brak szczerości i brak zaufania. Jak ufać i być szczerym, skoro tu w sieci ludzie to wykorzystują, chcą wniknąć głębiej, macać twory wirtualne, chcą jakiejś prawdy obiektywnej, a takiej nie ma. Przecież wciąż w sieci pełno nagabywania, natarczywości, nękania, szantażu, a to wszystko za prawdę. Kiedy kobieta jest ładna i wrzuci swoje zdjęcie albo wyśle komuś, to musi się liczyć z tym, że faceci tak szybko nie odpuszczą i mogą się posunąć do wielu rzeczy, (oczywiśnie nie mam na myśli wszystkich, tylko tych, którzy tak się zachowują). Kiedy facet powie, że ma pieniądze, a nie daj Boże, rzeczywiście je ma, to tabun kobiet będzie go chciało, bo bogaty to jak książę z bajki. Przykłady można by mnożyć w nieskończoność.

No dobra. Zapytacie co ze mną? Czemu kasowałam swoje blogi, czemu zmieniałam nicki, dlaczego jestem anonimowa i dlaczego się czepiam akurat dziś i akurat tych szczegółów. Każdy z moich blogów jest blogiem prywatnym, choć czasem napiszę coś o jakiejś z dziedzin sztuki, o społeczeństwie czy walnę sobie zupełną fikcję literacką. Blog to wycinek naszego świata, to skrawki autorów. Wielu z Was było świadkami całej palety emocji na moich blogach, mogliście czytać notki o mojej Mamie, ale większość z Was uszanowała i moje emocje, i moje życie. Oczywiście znaleźli się i tacy, którzy domagali się dowodów, aktów zgonu, zaświadczeń szpitalnych, itp. itd. Próbowano wmawiać mnie i innym rzeczy, które nijak się do mnie miały, zdarzenia, z którymi nie miałam nic wspólnego. Po jakie licho?

Wielokrotnie w sieci usilnie namawiano mnie, aby wysłała swoje zdjęcie. Nagabywano w natarczywny, czasem wręcz chamski sposób i jakie było zdziwienie, kiedy moje kategoryczne "nie!" podpierałam argumentem, że nie znam danej osoby, że nie chcę, że nie wiem, co taki człowiek zrobi z moim zdjęciem przy pomocy photoshopa. Padały później zapewnienia, że mogę ufać, że na pewno nic nie zrobi, że wyśle mi własne zdjęcia. Tjaaaa. Albo pójdę jeszcze dalej... Może miałam podawać na prawo i lewo swój numer telefonu? Zresztą jak dobrze poszukać, można znaleźć jeszcze co nieco, również niektóre namiary na mnie, ze względu na to, czym się kiedyś zajmowałam.

Jeśli zbiorę w jedno to, co już napisałam powyżej, to wg tez niektórych osób, powinno się mnie nazwać oszustką, bo:
  • nie ujawniam swojego nazwiska, mimo że można coś niecoś wyskrobać o mnie w necie
  • nie chcę wysyłać nagabującym mnie facetom swojego zdjęcia (Przyznam, że nie raz nie dwa miałam ochotę wysłać zdjęcie modelki czy jakiejś aktorki, bo przecież tym natarczywcom chodzi tylko o wygląd, aby mieli się do kogo ślinić i może jeszcze by się spuszczali, patrząc na takie zdjęcie. Przecież chodzi tylko o to, aby upewnić się, że drugi człowiek jest ładny, a nie że jest jakimś grubym pasztetem, niezgrabą, starą pudernicą, itp.)
  • nie mam ochoty przenosić znajomości z sieci do reala, a jeśli już się takie coś wydarza, to nie jest decyzją nieprzemyślaną, ale też nie opowiadam o tym na prawo i lewo (Z kilkoma osobami, poznanymi w sieci, utrzymuję kontakt prywatnie, wiem kim są, jak wyglądają itd.) Jednak jeśli kategorycznie mówię "nie chcę" przenosić znajomości na inny poziom, znaczy że nie chcę i już.
  • skasowałam kilka swoich blogów i podpisywałam się różnymi nickami (np. Gdybym bloga pisałam pod jednym nickiem i byłby to blog ociekający seksem, to chyba logiczne, że nie komentowałabym na jakimś forum religijnym pod tym samym nickiem, bo dla niektórych zagorzałych katolików seks jest bleee, nieczysty i w ogóle i nawet nie obchodziłoby ich, że mogę być wierząca, praktykująca, itp. )
  • nie wstawiam dowodów, które mają świadczyć o tym, że mówię prawdę
  • mieszam fikcję z rzeczywistością (np. w opowiadaniach).
Przecież każdy z nas ma swoją prawdę - swoją prawdę o sobie i o świecie. Przytoczę Wam historię najzupełniej realną, która zdarzyła się trzy dni przed 1 listopada. Chciałyśmy z siostrą kupić na grób Mamy cięte złote chryzantemy. W kilku miejscach nie było takich nawet w doniczkach, ale w innych miejscach mieli w doniczkach, natomiast cięte było dość trudno znaleźć. W jednej kwiaciarni pani właścicielka powiedziała nam, że tej odmiany się już nie hoduje, bo to stara polska odmiana i że zajmują się nią wyłącznie pasjonaci, hobbyści, że nie ma jej już w sprzedaży, że nikt w Polsce nie uprawia jej na sprzedaż w postaci ciętej. A oni mają kwiaty z Holandii i tam to w ogóle, nawet pasjonaci nie mają takiej odmiany. Tak wyglądała prawda wg tej pani. Przy czym do naszych dziadków na grób kupiłyśmy złote chryzantemy w doniczce i w kilku miejscach widziałyśmy cięte złote, ale nie bardzo nam się podobały (mimo że mieli dwa rodzaje złotych...), więc kupiłyśmy kremowe, bo mieli ich więcej i nie były przebrane.

Jaki stąd wniosek? Każdy ma swoją prawdę i nie ważne czy chodzi o real, czy o wirtual. Ta pani naprawdę wierzyła w to, co mówiła nam. Może chciała wydać się znawczynią czy coś, żebyśmy jednak kupiły u niej kwiaty? Coś może być dla jednej osoby prawdą, a dla innej już nią nie będzie. A czy jest zgodne ze stanem faktycznym? To pokażą obserwacje i czas. Oliwa zawsze wypłynie.

Coś, co jeden owinie w bawełenkę i nazwie wsparciem, może być w rzeczywistości wyłudzeniem. Coś, co dla kogoś będzie pijaństwem (nie chodzi o regularne picie i alkoholizm, a o upicie się dwa czy trzy razy), może być tak naprawdę krzykiem rozpaczy, wołaniem o pomoc, ucieczką. Coś, co dla jednego jest manipulacją, może okazać się zapewnieniem sobie poczucia bezpieczeństwa. Coś, co dla kogoś jest miłością, w rzeczywistości może być znęcaniem się psychicznym. I tak nazywano mnie oszustką, zdzirą, dziwką, manipulantką, heretyczką, alkoholiczką, pasztetem z brzydką mordą, idiotką, naiwniaczką, zaślepioną pustą lalą, która marzy o zwróceniu na siebie uwagi, histeryczką, lodowatą suką, itp. To tylko kilka z określeń, które krążyły o mnie. A jak się mają do rzeczywistości? Wiedzą ci, którzy mnie znają. A Wam mogę powiedzieć tyle, że jestem: nadwrażliwa, uczciwa do przesady, czasem brutalnie wręcz wywalam prawdę, uparta jak osioł (co poniektórzy mogli się już przekonać), nie osądzam przysłowiowej książki ani po okładce, ani po recenzjach innych, powściągliwa na co dzień i zdystansowana, co może być odbierano jako chłód, lubię siebie i podobam się sobie, a mój wzrok jest jak magnes, ale to tylko moja prawda o mnie samej. Może być zgodna ze stanem faktycznym, a wcale nie musi, choć ja uważam, że jest.

Każdy z nas ma swoją prawdę i każdy z nas w tę swoją prawdę wierzy. Po co śledzić, dochodzić, doszukiwać się, ostrzegać, wywalać cudze życie, publikować cudzą korespondencję itp. itd.? Od wydawania wyroków są sądy i Bóg. Może jeszcze w sieci powinno się propagować lincz i samosąd? Dla wielu w realu takie coś źle się skończyło, ale to nie nauczyło ludzi zbyt wiele. Przecież zawsze lepiej się wypada, kiedy wytyka się innym błędy, a że nie sprawdzone, a że z kontekstu wycięte, a że inni nie znają całej sytuacji tylko wycinki albo zdanie jednej strony, to co to kogo obchodzi.

Czy ludzie udają takich głupich, czy rzeczywiście tacy są? Każdy z nas ma swoją prawdę, ale wcale nie musi jej udowadniać. Ludzie albo w to uwierzą, albo nie. A czy ta nasza prawda o naszej rzeczywistości i o nas samych jest zgodna ze stanem faktycznym? Samo się okaże, ale na siłę, nie da się do tego dotrzeć. Każdy ma swoją prawdą o sobie. Czy jest sens, aby ją niszczyć?

I jeszcze jedna ważna refleksja. Nie osądzam książki (czyt. człowieka) po okładce, ani po recenzjach. Gdybym to robiła, nie przyjaźniłabym się z żadnym z moich przyjaciół, a to naprawdę fantastyczni ludzie.