13 września 2010

Roboty drogowe.

Jechałam dzisiaj z moją najstarszą siostrą do miejsca X, aby zacząć wyjaśniać sprawy związane z ziemią po naszych dziadkach, rodzicach mamusi. Mama jeszcze za życia chciała zająć się tą sprawą, ale już nie zdążyła. Dlatego my postanowiłyśmy to zrobić, aby mama mogła sobie w spokoju odpoczywać.

Kiedy tak sobie jechałyśmy, przypomniało mi się hasło "roboty drogowe", które od dawna funkcjonuje w naszej rodzinie.

Ostatnio siostra wracała ze swoim synem z jakiegoś meczu (Młody gra w piłkę nożną, jest bramkarzem.) i powiedziała do siebie półgłosem:
- O, roboty drogowe.

Na to Młody:
- Mama, ale gdzie? Ja nic nie widzę!

A siostra:
- Nigdzie.

Po chwili Młody:
- Mamooo, a czemu ta pani tak spaceruje koło drogi?


W pewnym miejscu, niedaleko B. w kierunku na Warszawę, "roboty drogowe" należą od wielu lat do normalnego krajobrazu. I nic dziwnego, skoro jeździ tamtędy dużo tirów, po obu stronach drogi rozciąga się gęsty las i właściwie co kawałek można w niego skręcić. Różowo - czarne kapturki w kozaczkach za kolana...

Moja siostra dzisiaj do mnie rzuciła:
- Ciekawe, ile one tak w dzień obrobią?

- A co Ciebie to obchodzi - ja jej na to.

- O patrz, a ta gumę żuje. Pewnie obciągała i sobie oddech odświeża po... - nie dałam jej dokończyć, bo mnie zemdliło jak sobie wyobraziłam.

- Weź przestań! Nie dość, że im połowę albo i więcej zarobionej kasy zabiorą, to jeszcze muszą to robić byle komu. Fuuuj! -stwierdziłam.

Aż mi się niedobrze zrobiło. W ogóle to mi się też trochę ich żal zrobiło, bo to taka niewolnicza praca i jeszcze nie mogą sobie klienta za bardzo wybrać, a na dodatek część z nich jest okropnie głupia. Jak już tak chcą zarabiać czy muszą, to lepiej być utrzymanką jakiegoś bogatego faceta, przynajmniej tylko jeden i kasa lepsza. Ale za to jak się taka pani w swoim "pracodawcy" zakocha... raczej nie ma co liczyć na biały domek z ogródkiem i psem oraz małżeństwo i dzieci, co najwyżej na to, że jak się facet znudzi, to wymieni ją na inny model.