15 listopada 2009

Kobieta z narzędziami.

Mężczyźni z narzędziami zwykle podobają się kobietom i jakoś wszyscy przyzwyczaili się do widoku faceta z młotkiem, wiertarką, cegłami czy też piłą w ręku. A jak to jest z kobietami? Czy kobieta, dla której problemu nie stanowi porąbanie drewna siekierą, gwoździe i uszczelki nie spędzają jej snu z powiek, baa nawet i wymiana spłuczki jej nie straszna, nie mówiąc już o gniazdkach, lampach, itp., nie jest postrzegana jako jakaś przeciwniczka mężczyzn, Zosia-Samosia na siłę? Czy taka kobieta jest sexy? A może lepiej, by kobieta zatrzymywała umiejętność posługiwania się narzędziami tylko dla siebie?

Pamiętam jak jednego roku spędziłam dość sporo czasu z przyjaciółką w leśniczówce. Mieszkało tam z nami kilkanaście osób. Jeździliśmy konno, kąpaliśmy się i w ogóle było miło, do czasu kiedy nie trzeba było porąbać drewna... Jakoś żaden facet się za to nie brał, choć drewno było nam potrzebne, więc zabrałam siekierę i poszłyśmy z przyjaciółką porąbać trochę. Rozpędziłyśmy się i wyszła nam niezła sterta, taki "malutki" zapasik. Znajomi pytali, kto porąbał, no to my im na to, że to nasze dzieło. Spora część ludzi stwierdziła, że to takie mało kobiece i że trzeba było zostawić, bo kobiety się do tego nie nadają... Czyżby komuś to weszło na ambicję? A może zazdrość kobieca...?

Uszczelki, gwoździe, pędzle, gniazdka, itp. jakoś nie spędzają mi snu z powiek i radzę sobie z nimi, co nie znaczy, że jak facet jest w pobliżu, to go nie poproszę o pomoc. Jednakże dla wielu mężczyzn kobieta z młotkiem czy kluczem w ręku jest nie do zaakceptowania. Spotkałam się wiele razy ze stwierdzeniami, że co to za kobieta, która się łapie za narzędzia, skoro są to rzeczy typowe dla faceta, że to musi być jakiś babochłop a nie kobieta, skoro to dla niej nie problem, że to z pewnością jakaś skończona feministka, która chce zniszczyć wszystkich facetów, że na pewno jest zakompleksiona i nikt jej nie chce, więc udowadnia na siłę swoją niezależność, itp. itd. Przecież najczęściej jest tak, że albo nie ma w pobliżu faceta, który by się za to wziął albo facet się za to nie łapie mimo próśb, więc na co kobieta ma czekać? Aż się samo zrobi? Nic się samo nie zrobi, nawet deszcz z nieba od tak sobie nie pada. Co robi kobieta? Jeśli potrafi weźmie się sama, bo po co ma się użerać z czymś, skoro ma ważniejsze problemy na głowie, no ale później słyszy, że trzeba było poprosić, powiedzieć, itd. Cóż... nie każda kobieta jest na tyle ładna, że każdy facet jej pomoże. Niestety niektórzy są też na tyle chamscy, aby oczekiwać za pomoc "słabej" kobiecie jakiejś "zapłaty". ("Słabej" - bo nie każda jest słaba; "zapłaty" - cóż... niektórzy oczekują jej w naturze.)

Myślę, że taka kobieta z narzędziami w dłoniach mogłaby się spodobać nie jednemu facetowi (oczywiście nie mam tu na myśli nie zadbanych, brzydko pachnących, zarośniętych brudem z kołtunem zamiast włosów babochłopów ;).

Właściwie to częściej kobiety uważają, że narzędzia są zaprzeczeniem kobiecości. Pamiętam jak jedna z koleżanek ostro kiedyś po mnie pojechała, że sama zrobiłam sobie remont, poskręcałam meble... Czy to źle, że kobieta sobie radzi? Czy to naprawdę takie mało kobiece? Czy na każdym kroku kobieta powinna udawać słabą, niezaradną, potrzebującą wsparcia męskiego ramienia eteryczną sierotkę?