8 maja 2011

Oset i czas przenikania.

Bardzo lubię kwiaty, zresztą nie tylko kwiaty, rośliny w ogóle. Nie wyobrażam sobie, aby w moim domu nie było żadnych roślin. Zieleń działa na mnie z jednej strony kojąco i uspokajająco, a z drugiej daje mi energetycznego kopa. Zresztą to mój ulubiony kolor, który jest również na ścianach i na pościeli.

Gdy byłam mała, uwielbiałam na podwórku bawić się w ogródek. Miałam łopatkę, grabki, wiaderko, konewkę i inne akcesoria. Na piasku niedaleko piaskownicy wydzielałam sobie kawałek terenu, ogradzałam go małymi, cienkimi patyczkami i sadziłam zielsko, udając, że to warzywa, zioła i kwiaty. Zawsze też pomagałam mamie, gdy przesadzała kwiaty, sadziła coś i siała. Wciąż pamiętam jak wieczorem pachniała maciejka... Dawno nie było jej na balkonie. Może w tym roku...? Muszę też więcej ziół wysiać, bo coś mi za szybko znikają w potrawach.

Pamiętam, jak w podstawówce zabieraliśmy na wakacje kwiaty do domu. Większość zawsze lądowała u mnie, były przesadzane, leczone ze szkodników, piękniały i później jesienią takie ładne wracały do naszej klasy szkolnej. W całej szkole nigdzie nie było ładniejszych kwiatów. Przez całą podstawówkę opiekowałam się nimi. Jak nikogo obok nie było, to zawsze z nimi rozmawiałam. Może dlatego tak dobrze rosły? A może dlatego że moja mama do nich rękę latem przykładała... Zawsze sobie żartowałam, że gdy mama patyk wsadzi w ziemię, to on zakwitnie.

Nie przepadam za ciętymi różami, zwłaszcza za czerwonymi. Podobają mi się takie na krzewach. Mogę podejść, powąchać, ale cięte... Cóż... Jednak są to najpopularniejsze kwiaty, które można dostać, nie tylko od mężczyzny, ale dostać tak w ogóle. Tak się zastanawiam... Ile kobiet dostaje od swoich połówek swoje ulubione kwiaty? W moim najbliższym otoczeniu... tylko mama od ojca dostawała. Zawsze wiosną, bo ulubione kwiaty mamy są sezonowe. W domu, przez cały okres kiedy one były, zawsze stały świeże. Teraz też ojciec, jak tylko może, a jak nie może, to mnie wysyła albo najstarszą siostrę, zanosi je na grób mamy. To urocze, że przez tyle lat jej dawał kwiaty i to właśnie te, które tak bardzo lubiła.

Jeśli chodzi o mój gust. Chyba nie jest specjalnie wyszukany. Lubię polne, leśne, łąkowe kwiatki, zwłaszcza te drobne. Są piękne. Najbardziej jednak lubię białe tulipany, bez, wrzosy, lawendę i... oset. Z tego, co pojawia się w kwiaciarniach, to jeszcze goździki - najlepiej drobne i różnokolorowe. W tej mojej kwiatowej wyliczance dziwić może oset, ale ja go uwielbiam. Fascynuje mnie od pierwszego wejrzenia - jednocześnie kłujący i delikatny. Jest dla mnie symbolem... symbolem czasu przenikania... Cichutko powiem, że wierzę za starożytnymi, że oset może wzbudzić nieodparte uczucia miłosne. A poza tym, zamiłowanie do ostu odziedziczyłam chyba w genach po przodkach.

Oset (wrzucam w to pojęcie wszelkie osty, popłochy itp. - kłujące astrowate;) jest dla mnie symbolem czasu przenikania, przenikania się czasu rodzenia z czasem umierania. Osty odkąd sięgam pamięcią przyciągały mnie do siebie, intrygowały, fascynowały nieprzytomnie. Przed dotknięciem ich, zerwaniem, wąchaniem nie zniechęcały mnie nawet kolce, które wiele razy przebijały mi dłonie, kaleczyły je do krwi. Uwielbiałam patrzeć, jak na tych purpurowych kwiatach siadały bąki. Kwiaty piękne w barwie, z delikatnymi płatkami, ale kłującą łodygą i liśćmi. Kiedy byłam w Szkocji, chodziłam dużo po szkockich górach. Tam można spotkać oprócz wrzosowisk również duże ilości popłochów (nie lubię tej nazwy, wolę oset szkocki - brzmi dostojniej). Pamiętam, jak zatrzymałam się przy takim jednym rosnącym przy drodze. Stałam i patrzyłam jak urzeczona...... Wtedy był także czas przenikania.

Śmierć to ból, cierpienie. Rodzenie to nadzieja, świeżość. Czasem tak w życiu bywa, że czas rodzenia przenika się z czasem umierania. Jednocześnie coś się rodzi, a coś umiera. Kiedy dotykam ostu, chwytam za liście czy łodygę, czuję ból... kłują kolce... Kiedy jednak dotykam samych tylko płatków, dotykam delikatności, piękna... Kolce to śmierć, płatki to rodzenie, nadzieja...

Kolce ostu kłują bardziej niż różane kolce, a płatki kwiatu delikatniejsze są niż róża. Ukłucie w dłoń boli jak śmierć, pieszczota płatków jest jak nadzieja na nowe, na narodziny...
Czas przenikania to czas trudny, bolesny, ale i świecący nadzieją. Czas rodzenia wymieszał mi się z czasem umierania, tworząc czas przenikania.... W tym kwiatku widzę tak wiele, tak wiele nadziei na to, co piękne. Lecz, aby dojść do piękna, nie da się uniknąć bólu...