15 maja 2013

Poczuć się kobietą.

Pogoda się poprawiła. W końcu niebo przestało pluć żabami i wyszło słonko. Może nie jest super ciepło, ale za to jest ładnie i co najważniejsze - pranie w końcu schnie szybko. 

W pracy jestem coraz bliżej normy, ale jeszcze trochę mi brakuje. Jak zepnę dupkę, to może w tym tygodniu coś koło 90% zrobię. Ostatnio o dziwo nadrobiłam czas na dżungli, ale byłam tak zmachana, że ostatnią pracę wykonywałam w żółwim tempie. Zresztą po jej wykonaniu mogłam iść już domu, więc wcale się nie spieszyłam. Przyznam szczerze, że po kilku godzinach poginania na dżungli, po iluś tonach warzyw i owoców, nie miałam już siły. Jak mnie taką zmachaną zobaczył jeden znajomy, to zamiast iść do domu, postanowił mi pomóc, abym szybciej skończyła i mogła wreszcie iść. Właściwie to cały dzień mi pomagał, jeśli akurat był w pobliżu. Zresztą, jak sądzę, miał w tym swój cel... pomijając całą sympatię do mnie. 

A zaczęło się od sałaty... Choć może zaczęło się wcześniej, tylko tego nie zauważyłam. Od początku właściwie wykazywał się uprzejmością pod moim adresem, pomagał, robił mi miejsce, przepuszczał mnie od razu, itd. Wczoraj też. Za to przy sałacie, jak prawie w niego wjechałam (no bo ja to muszę mieć miejsca jak dla słonia, a czasami się zagapię... ;)), zamiast pracować, zaczęliśmy gadać i przestaliśmy nawet udawać, że pracujemy. Zresztą zaraz była długa przerwa, z której zeszłam szybciej, żeby pracować, skoro zrobiłam ją sobie 5 minut wcześniej.

Mój współlokator, który był ze mną na zmianie, pyta się mnie, czemu tamten tak za mną wciąż chodzi przez cały dzień, że pewnie się narzuca czy coś. Ja mu na to, że w przynajmniej mi pomaga i nie muszę wrzucać ostatniej skrzynki z główki. Skończyło się tym, że mój współlokator od wczoraj ze mną nie rozmawia. Czyżbym go uraziła? Ale co tam. On jest z tych, którzy będą stać bezczynnie, gapić się, zajeżdżać drogę, zastawiać, ale nie pomogą, tylko będą się bezczelnie uśmiechać. 

Nie oczekuję, że ktoś będzie pracował za mnie, bo tego nie chcę. Nie oczekuję też, że będzie mi pomagał, ale trochę przyzwoitości, kultury by się przydało. 

Wracając do mojego hmmm... pomocnika, to zabawny facet i chyba wpadłam mu w oko. Nie wiem, czy to dobrze, czy to źle. I zauważyłam, że nie jemu jednemu. Dlaczego? Pojęcia nie mam. Zielonego, fioletowego, żółtego, żadnego. Odróżniam oczywiście miłe teksty, oznaki uprzejmości, sympatii od tego, co jednak oznacza coś innego. 

Pan Pomagier jest kuźwa przystojny jak cholera. Trochę to rozprasza. Nie wiem, czy to wina jego wyglądu, mojego wyposzczenia, czy jednego i drugiego. Nie zamierzam jednak rzucać się na niego i wpijać się w niego jak wampirzyca, zresztą w żadnego innego przystojniaka też nie, a jest ich kilku w pracy. No może ewntualnie pogram sobie w grę uwodzeniem zwaną.

A tak serio to, to miło było sobie przypomnieć, jak to jest poczuć się choć przez chwilę kobietą (oczywiście z tej konkretnej perspektywy, bo z innych czuję się zawsze i wszędzie).