28 października 2009

Pod żaglami.

"Woda jest miękka i elastyczna, ale również twarda i nieugięta. Płynie lub stoi. Jest bezdźwięczna i głośna, posiada wszelaką naturę. Krystalicza i czysta, zamulona i ślepa, mokra i sucha, słona i bez smaku, ciężka i lekka, nudna i dowcipna... Ma głębię i powierzchnię, jest zorientowana na cel płynąc we wszystkich kierunkach. Błyszczy jak lustro i odbija naszą twarz. Ale też zatapia każdy obraz i wynosi każde wspomnienie." Josef Kroutvor "Żywioły"

Woda. Mój ulubiony żywioł. Dzięki swoim właściwościom potrafi relaksować, uspokajać. Mieszkałam i blisko wody, i daleko od niej. Z okien swojego mieszkania widzę bajoro, właściwie to takie wielkie oczko wodne, coś jak jezioro stojące bez dopływów i odpływów. W tym miejscu kopano kiedyś glinę, a teraz jest właśnie owo bajorko. Lubię czasem wieczorem czy wczesnym rankiem, zwłaszcza zimą albo wiosną, stać sobie nad wodą, wpatrywać się w jej ruch, w fale sunące po tafli, w kołysanie trzcin. Wiecie, że lubię stać po szyję, zanurzona w wodach jeziora czy rzeki i patrzeć na to wszystko, co jest wokół mnie. Mam wtedy pewność, że jestem kawałkiem tego świata, jednością z nim. Ogarnia mnie spokój i harmonia.

Kiedy mieszkałam w dość dużej odległości od wody, nie było mi łatwo. Żywioł ten mnie uspokaja. Czuję się bezpiecznie nad wodą. Może dlatego że od dziecka wychowywałam się w bliskości z nią, a może dlatego że mój znak jest z trygonu wody?

Życie zawodowe, jak i pasja mojego ojca, związane są z wodą. Mnie od zawsze ciągnęło do wszystkiego, co pływa, choć ja sama za bardzo nie przepadam za pływaniem, zwłaszcza na basenie od ściany do ściany. Dla mnie to bezcelowe, dlatego szybko zbuntowałam się i powiedziałam rodzicom, że już nie chcę chodzić na basen, bo to nudne. Nie podobało mi się i zupełnie zniechęciło mnie do pływania. Jednak dzięki ojcu zafascynowałam się tym, co jego od młodych lat pasjonuje, a co stało się również jego zawodem.

Żegluga. Mogę pływać kajakiem, motorówką, żaglówką, statkiem, promem, katamaranem, czymkolwiek, jeśli to nie rower wodny, byle po wodzie. Chciałabym nauczyć się surfować, bo jeszcze nie było ku temu okazji. Marzy mi się także rejs z kimś gdzieś. Pozostałe pragnienia mniej lub bardziej spełnione, łącznie z patentem, który zdobyłam kosztem walki i wielu wyrzeczeń. O mało nie oblałam egzaminu, bo wytknęłam egzaminatorowi błąd, że źle wymaga i wymaga nie tego, czego powinien, a jak już to nie z błędami (cóż... córeczka tatusia, którą ojciec dobrze wyszkolił).

Do dziś pamiętam też jak jeden z egzaminujących czepiał się sposobu w jaki wiążę węzeł ratowniczy. Facet stał na dole, a ja stałam na górce. Byłam dość szczupłą dziewczyną, więc jak od razu, gdy złapałam za linę, pociągnął ją z całej siły to niewiele brakowało, a poleciałabym na dziób z tej górki. Wkurzył mnie tym bardzo, więc mu powiedziałam, że jak się rzuca komuś do wody linę, to osoba ma te 3 sekundy, żeby się przewiązać, bo nie dają od razu "cała naprzód". Facetowi zrobiło się głupio i już normalnie pociągał linę. Ja węzeł zawiązałam na tzw. 1 2 3. A facetowi oczywiście znowu się coś nie podobało, bo jak to stwierdził, powinnam wiązać na nadgarstku. W tym momencie pomyślałam, że ten człowiek nie ma chyba pojęcia o swojej robocie. Oczywiście wytknęłam mu to, dodając że uczył mnie ojciec, mówiąc, że skoro lina jest mokra, a ja wiążąc węzeł ratowniczy wykorzystam nadgarstek a nie palce, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie zdążę liny przełożyć, ona zaciśnie mi się na nadgarstku i stracę dłoń, dlatego wiążę palcami, aby zrobić to szybko. W tym momencie facet chciał mnie oblać i purpurowy z wściekłości krzyczy do mnie: nazwisko! No to ja mu mówię. A on pyta: jak? No to mu powtarzam. On znów się pyta, więc udzielam mu grzecznie odpowiedzi, dodając, że córka tego i tego, i że jak sobie życzy, to mogę mu legitymację pokazać. Facet najpierw zbladł, a później zrobił się lekko sinawy, zielonkawy wręcz na twarzy, ja zdałam, a on już mnie więcej nie chciał egzaminować. Tym lepiej dla niego, przynajmniej zawału nie dostał.
Inni to się przynajmniej znali na tym, z czego mnie egzaminowali.

Fale, bujania, sztormy, itp. nie są mi straszne. Nie mam choroby morskiej, ani nawet nie jestem jej bliska, gdy mocno buja. Lubię stać sobie na pokładzie i patrzeć na wodę albo sunąć pod żaglem przez taflę, czując wiatr we włosach i smak rozbryzgujących się kropel wody.

Pływałam z różnymi ludźmi. Byłam na wielu jednostkach, ale ani razu nie płynęłam wraz z ojcem pod żaglem. On pracował, ja zajmowałam się sobą. Najczęściej pływałam z facetami, z kumplami. Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja, aby razem z tatą, do którego jestem tak bardzo podobna, sunąć po tafli pod żaglem.