10 kwietnia 2010

"Zdajemy sobie sprawę, że są inni ludzie: piloci, obsługa..." Ironia losu? Przeklęty Katyń? Drugi Gibraltar?

Od kilku godzin jest włączony telewizor, radio, chodzi internet i wciąż pojawiała się ta jedna wiadomość - prezydent Lech Kaczyński nie żyje. Kiedy się o tym dowiedziałam, robiłam właśnie zakupy, a mój głośny komentarz wypłoszył z kolejki kilka osób. Jedna z pań była wyjątkowo zbulwersowana tym, że nie płaczę, nie jęczę i co najważniejsze, nie żałuję jakoś, że nie mamy prezydenta. Znieczulica? Być może, a może po prostu wyraziłam swoje odczucia.

Dla mnie prezydent był i jest człowiekiem obcym, podobnie jak większość ludzi, która zginęła w tej katastrofie. Znałam tylko jedną osobę - byłego prezydenta RP na uchodźtwie - Ryszarda Kaczorowskiego i może dlatego inaczej odczuwam jego śmierć. Znałam go osobiście, kilkakrotnie spotykałam się z nim i rozmawiałam.

Stała się tragedia, którą trudno opisać słowami, ale inaczej odczuwa się śmierć swoich bliskich, bliskich naszych bliskich, a inaczej trochę śmierć obcych ludzi. Jednak mało kto z nas pozostaje niewzruszony na takie tragedie, nawet jeśli osobiście nas one nie dotyczą.

Nie ulega wątpliwości, że wydarzyła się tragedia, że zginęli ludzie. Straszna tragedia - zginęli oficjele, funkcjonariusze BOR-u, członkowie załogi. Wg najnowszych informacji nikt nie przeżył.

Od rana w mediach wspomina się o oficjelach, o osobach, pełniących ważne państwowe funkcje, a mnie bulwersuje to, że tak długo nie wspominano o obsłudze, o innych osobach, które także zginęły, które były zwyczajnymi ludźmi. Przecież dla ich najbliższych jest to taki sam dramat jak dla najbliższych oficjeli. W końcu padły wreszcie i te słowa: "Zdajemy sobie sprawę, że są inni ludzie: piloci, stewardessy...". Wkurza mnie to, że pamięta się o oficjelach, a zapomina się o innych, jakby oni nie byli ludźmi, jakby ich bliscy nie cierpieli z powodu ich straty, jakby nie byli Polakami.

Ironia losu? Przeklęty Katyń? Drugi Gibraltar? Błąd pilota, brak asertywności, usterki, zła pogoda? A czy to teraz jest takie ważne? Ważne to było przed 8.56, przed katastrofą. Minie żałoba, znajdzie się część odpowiedzi na stawiane pytania, wyjaśnienia katastrofy, puste miejsca i opuszczone fotele zajmą inne osoby, tylko czy coś się zmieni? Czy politycy przestaną walczyć ze sobą i zaczną myśleć o dobru państwa? Czy pieniądze będą przeznaczane na to, na co powinny? Czy coś się w końcu w świadomości Polaków zmieni?

Śmierć Jana Pawła II odbiła się echem po całym świecie. Miało być tak pięknie, ludzie mieli piękniej i lepiej żyć, wcielać w czyn jego naukę, a jak jest?

Może i ci, którzy zginęli byli dla mnie obcy, może i jakoś nie bardzo mi żal wszystkich, może nie płaczę, może nie jestem specjalnie zasmucona, może i uważam, że Szef pozbawił Polskę kilku kłopotów, choć wolałabym, aby nie robił tego w taki sposób, mimo to żal mi. Żal mi rodzin, bliskich i przyjaciół tych, którzy zginęli. Żal mi tych ludzi, których pozostawili. Za tych, którzy odeszli, można się już tylko modlić i mieć nadzieję, że są w lepszym świecie. Nic więcej nie możemy dla nich zrobić - tylko tyle i AŻ tyle.

Takie tragedie powinny wywoływać w społeczeństwie, we władzach refleksje, a czy wywołują? To nie jest pierwsza taka tragedia? Była już podobna. Zginęli ludzie, inni przeżyli, a dziś? Czy tragedie, których my Polacy doświadczamy wreszcie nas czegoś nauczą? Czy będziemy wyciągać wnioski? Czy zmienimy się, kiedy to wszystko odejdzie, zacznie kryć się za mgłą historii?



Wieczny odpoczynek racz im dać Panie, spokój ich duszom, a ich bliskim siłę.