11 kwietnia 2011

Bajka o kluczach. (2)

część 1

c.d. 

"Dlaczego z nami nie rozmawiacie?" - zwrócił się do nowych lokatorów kluczyk-inwalida.

W odpowiedzi usłyszał... ciszę.
"Wiecie, że to tak niegrzecznie nie odzywać się, udawać, że nie słyszycie, co do was mówimy?" - nie rezygnował kluczyk.

"A po cóż my mamy z wami rozmawiać?" - odezwał się łaskawie największy z nowych kluczy - klucz okrągły. - "Przecież wy jesteście tacy zwyczajni. Nigdzie nie byliście, nic o świecie nie wiecie. A może jeszcze mamy się z wami zaprzyjaźnić? I z tym kaleką też?" - spytały z pogardą nowe klucze. - "My jesteśmy wytworne, wspaniałe, najlepsze." - powiedziały wyniośle.


"Woda sodowa uderzyła im do głowy" - stwierdził najstarszy klucz, ten który uważał, że jest podobny do miecza. - "Pomieszało im się od tych wszystkich torebek, miejsc" - powiedział. 


"Ignorujmy je. Nie warto się przejmować nimi, które się nikim, oprócz nich samych, nie przejmują" - powiedział niebieski długopis. 


Nowym kluczom wydawało się, że z luksusów trafiły do jakichś slumsów, do biedoty. I jeszcze ten kaleka. Choć w torebce było czysto, bo właścicielką często w niej sprzątała, choć torebka była prana przez dziewczynę, nowym kluczom wydawało się, że w torebce jest brudno, ciasno. Brzydziły się dotykać czegokolwiek i leżały bez ruchu, zniesmaczone zachowaniem pozostałych mieszkańców. Kojarzyło im się ono z bazarem, halą targową. Były bardzo zdziwione, jak dziewczyna może takich trzymać w ogóle w swojej torebce. Są bezczelni. 


Nowe klucze miały nadzieję, że szybko zmienią miejsce zamieszkania i że ich właściciel zażąda ich zwrotu. Jednak nawet same przed sobą nie chciały się przyznać, że to może nie nastąpić tak szybko, bo jednak on ją bardzo lubił. Za bardzo! Pozwalał jej spać w swoim łóżku! Chodzić w swoim szlafroku! A ostatnio, gdy leżały na stole w kuchni, zrobił jej herbatę w swoim ulubionym kubku! Klucze koniecznie musiały wymyślić coś, aby on się jej pozbył. Nie chciały mieszkać w tych slumsach, w tym więzieniu dla ubogich.


"Myślicie, że ona będzie ich używać?" - spytał towarzyszy drugi bardzo zmartwiony sytuacją pęk kluczy. 


"Martwicie się o to?" - zapytał duży klucz.


"Jasne. Słyszałem, że ona będzie musiała sprzedać to mieszkanie, które otwieramy, więc pewnie nas odda... A może i was będzie musiała....? My nie chcemy nigdzie się przeprowadzać. Dobrze nam tu." - odpowiedziały klucze.


"Nic wam się nie pomyliło?" - spytał z zaciekawieniem pędzel do pudru.


"Nie. Słyszałem dokładnie. Otwierałem właśnie skrzynkę na listy, a ona rozmawiała przez telefon na ten temat" - powiedział kluczyk inwalida. - "Boję się, że trafimy do złych ludzi, a ona jest taka dobra, miła i ładna" - westchnął kluczyk.


"Nic się nie bój. Przecież ona nie odda cię byle komu. Mądra jest. Zobacz, jak ci pomogła. Poza tym, gdyby była głupia, to on by jej tak nie lubił. Wiem, co mówię. Mnóstwo słów mną napisała, dużo dokumentów podpisała. Ona byle komu was nie powierzy. Znam ją" - uspokoił towarzyszy niebieski długopis. 


"A dobrze im tak. Pozbędziemy się wreszcie kaleki. Jeszcze tylko te drugie. Trzeba wykopać będzie też kalendarz, kosmetyczkę i długopis. A ona mogłaby skórzaną torebkę nosić, a nie takie coś. Jeszcze się poobijamy" - myślały sobie nowe klucze.


Minęło kilka dni. Nowe klucze obmyślały plan pozbycia się innych mieszkańców, z którymi oczywiście w ogóle nie rozmawiały. Mieszkańcy torebki żyli sobie w spokoju, nie przejmując się nowymi. Nagle... torebką zatrzęsło i dziewczyna włożyła do niej rękę. Wyjęła pędzel do pudru oraz puder. Poprawiła makijaż. Schowała puder do torebki i odłożyła ją na bok. Wzięła pędzel i poszła go umyć, a gdy to zrobiła, odstawiła go na stół do wysuszenia. Zrobiła dwie kawy i wtedy do kuchni wszedł on. Pędzel uważnie wszystkiemu się przysłuchiwał i przyglądał się. Zobaczył, jak dziewczyna wyjmuje nowe klucze i daje je jemu. 


Nazajutrz pędzel wrócił do torebki...


"Widziałeś?! Widziałeś?! Zabrała je!" - przekrzykiwali się towarzysze pędzla.


"Tak. Wszystko widziałem i słyszałem. Zaraz wam opowiem. Tylko się uciszcie" - odpowiedział pędzel.


Najstarszy klucz zarządził ciszę, więc pędzel mógł zacząć opowiadać.


"Najpierw zostałem umyty w łazience, a później ona zaniosła mnie do kuchni i postawiła mnie w słoiku na stole, żeby dobrze mi wyschły włosy na głowie. Zrobiła dwie kawy i potem on przyszedł. Powiedziała mu, że nie może mieć tych kluczy, że ich nie chce..." - mówił pędzel.


"Jak to?! Ona ich nie chciała?!" - nie wytrzymał i zawował z niedowierzaniem kluczyk inwalida.


"No tak to. Ona naprawdę ich nie chciała" - kontynuował pędzel. - "Powiedziała mu, że nie może ich używać, wiedząc, że wcześniej używały ich różne kobiety. Dodała, że czuje się, jakby była jedną z nich, jakby była tylko na chwilę. Była smutna. On nic nie powiedział. Wziął je od niej i schował do kieszeni. Potem wstał, podszedł do niej i pocałował ją w czoło, a ona złapała go za rękę i przytuliła głowę do jego ciała. Więcej nie widziałem, bo po chwili wyszli z kuchni" - zakończył swoją opowieść pędzel.


"Dlaczego ona ich nie chciała?" - zapytał małomówny kalendarz. Odzywał się bardzo rzadko, bo czasem nie wiedział, co powiedzieć, ponieważ tak wiele myśli przebiegało przez jego głowę. Wolał słuchać i umiał słuchać.


"Nie wiem" - powiedział pędzel. - "Myślałem, że może ty będziesz wiedział. Znasz się na datach, godzinach, pamiętasz te wszystkie spotkania, wszędzie z nią bywasz..." - kontynuował pędzel, po czym zamyślił się głęboko.


"Tego i ja nie wiem" - stwierdził kalendarz.






c.d.n. 
(jutro ;)