4 listopada 2009

O upodobaniach, podarunkach i urodzinach.

Nie lubię własnych urodzin. Nie cierpię tego dnia od dzieciństwa. Zawsze chcę, aby jak najszybciej minął, aby się wreszcie skończył. Dzień, który jest jednocześnie rocznicą śmierci mojej siostry, mojej bliźniaczki. Jakoś tak dziwnie jest, że nie potrafię spojrzeć na ten dzień, który tak szybko nadchodzi, już w tym tygodniu (uprzedzając pytania - nie, nie dzisiaj), jako na swoje święto. Zawsze patrzę na niego przez pryzmat śmierci. Może to wynika z tego, że bliźniaki są w jakiś sposób ze sobą silnie związane?

Bywały różne. Czasem zupełnie okropne. A czasem bardzo miłe. Moi przyjaciele to kochane istoty i dzięki nim zawsze się uśmiecham w ten dzień kilka, kilkanaście razy. Bardzo Wam wszystkim kochani za to dziękuję. Moja rodzina za to przejawia czasem dziwaczne pomysły i też się śmieję dzięki nim. Były jednak też lata, gdy najmniej lubiany dzień w roku obfitował w jeszcze bardziej nielubiane podarunki.

Pamiętam, jak jednego roku dostałam bilety na film, na który nie dość, że iść nie chciałam, to jeszcze nie gustuję w czymś takim. Przyjęłam oczywiście i poszłam. Przespałam cały seans, więc stwierdziłam, że trzeba sobie odbić i akurat grali coś w stylu filmów Tima Burtona, chyba nawet coś Burtona, więc sobie odbiłam poprzednią nudę. Za to po seansie, czekały na mnie pretensje faceta, że jak to w ogóle śmiałam sobie iść na inny film, a nie na ten, który on wybrał. Później koleżanka chciała się spotkać w "bardzo ważnej sprawie", która okazała się tak błaha... Przegoniła mnie przez pół miasta w ulewnym deszczu. Spokojnie mogło to poczekać, ale za nic nie szło z niej wydobyć, o co chodzi. Wracałam przemoczona, co zaowocowało gorączką. Jednak nic nie przebiło prezentów... różne gadżety w stylu sado-maso, coś dla permamentnego pesymisty (ejjj no nawet jak miewałam stany depresyjne nie było aż tak źle, żebym widziała wszystko w czarnych barwach), kwiaty, których nie lubię, czekoladki z alkoholem, których nie znoszę. A i dostałam jeszcze tort czekoladowy na alkoholu. Na samą myśl, aż mnie skrzywia do dzisiaj. Był paskudny. Jednak ja jak zwykle z miłym uśmiechem przyjęłam wszystko, spróbowałam, a później znajomi na drugi dzień wmłócili wszystko, wybawiając mnie z kłopotu.

Bywają ludzie, których czasem nie wiadomo, czym obdarować w ich święto, bo stać ich na wszystko, wiele posiadają. Są i tacy, którzy liczą na Bóg wie co, jakieś wielkie, drogie prezenty. Inni lubią dostać coś oryginalnego, nietuzinkowego, coś, czego nie produkuje się masowo. Są też tacy, którzy cieszą się ze wszystkiego. Cieszą się, że inni o nich pamiętali. Ja należę do tych ostatnich.

Kiedy już wybiera się coś dla kogoś, należy jednak wziąć pod uwagę gust i upodobania tego człowieka, którego chcemy obdarować, bo po co powodować czyjeś zakłopotanie, robić komuś problem prezentem czy wręcz powodować irytację lub wrogość czy narażać się na śmieszność. Książka dla kogoś, kto nie lubi czytać; płyta z muzyką techno dla wielbiciela muzyki poważnej, różowa bluzeczka dla kogoś, kto nie cierpi różu, krawat dla kogoś, kto nie nosi krawatu, alkohol dla abstynenta, itp. itd. Przykłady można by mnożyć w nieskończoność.

Dla mnie liczy się gest, pamięć i drobinki sprawiają mi ogromną przyjemność. Nie lubię jednak, gdy ktoś wprawia mnie w zakłopotanie zbyt drogim prezentem, czuję się trochę niezręcznie wtedy. Gdy otrzymuję coś do czego pałam aż nazbyt widoczną niechęcią, to zastanawiam się, czy czasem ten człowiek nie daje mi czegoś tak na "odwal się", żeby było. Czy w ogóle ktoś taki pomyślał zanim kupił?

Chyba każdy z nas coś lubi, a czegoś nie i sądzę, że raczej mało kto kryje się z większością swoich upodobań, bo oczywiście są sfery bardzo prywatne, o których na prawo i lewo się nie opowiada.
Jeśli chodzi o mnie, moja lista nielubianych rzeczy wygląda następująco:
  • czerwone róże - oczywiście to już wiecie, niech sobie rosną w ogródku
  • czekoladki i czekolada z alkoholem - to już również wiecie ;)
  • płyty z muzyką techno, disco-polo, tanim popikiem, kiepskim elektro, wszelkie cd typu jakaś tam eska-imprezka itp. - proszę mi wybaczyć, jeśli ktoś to bardzo lubi, z chęcią mogę innych nimi obdarować, ale moje uszy to morduje, tak jak innym uszy morduje muzyka poważna czy choćby metal
  • gadżety erotyczne - bez komentarza... ;)
  • różowe ubrania i dodatki - kolor ten jest dla mnie typowo łazienkowy i pościelowy, doskonały do makijażu, jako lakier do paznokci, ale za nic nie włożę czegoś, co jest różowe
  • torty na alkoholu, torty czekoladowe - zabójstwo dla moich jelit, no chyba że ktoś chce patrzeć, jak zwijam się z bólu, w końcu ludzie mają różne upodobania..
Lista krótka, treściwa i łatwa do zapamiętania. Na wszystko, co powyżej dostaję "alergii", a wszystkie z powyższych rzeczy dostawałam w prezencie i to od osób, które mnie znały, przynamniej na tyle, aby wiedzieć, czego nie lubię.

Przecież można człowieka obdarować tak wieloma rzeczami. Choćby papierem toaletowym - bardzo praktyczne i raczej każdy używa, zresztą ma wiele zastosowań. Może służyć nawet jako notatnik. Kilogramem gwoździ... przydatne i pożyteczne, zastosowań całe mnóstwo. Woda mineralna - w końcu bez niej żyć nie idzie, no chyba że naszym celem jest śmierć przez odwodnienie, a raczej mało kto miewa aż tak głupie pomysły. Wszystko zależy od upodobań obdarowywanej osoby... a te, jak wiemy bywają różne.

A jak to z Wami jest ;)?