5 czerwca 2010

Księżniczka i Mag - rozstanie z Magiem.

Dookoła było ciemno. Noc spowiła wszystko wokół. Mag otworzył oczy, rozejrzał się. "Ten krzyk, to mnie obudziło." - pomyślał. Po chwili usłyszał, że Księżniczka woła go po imieniu. Wstał szybko i pobiegł do namiotu. "Co tam się dzieje?" - myślał.

Mag: Co się stało? Wszystko w porządku? Czego się boisz?

Księżniczka: Obudził mnie mój własny krzyk. Miałam zły sen. Przestraszyłam się i jeszcze te odgłosy lasu. W pierwszej chwili nie mogłam się zorientować, gdzie jestem. Przepraszam, że wyrwałam cię ze snu.

Mag: Nic się nie stało. Może opowiesz mi swój sen?

I Księżniczka opowiedziała. Kiedy skończyła mówić, Mag objął ją ramieniem. Był to zupełnie niezrozumiały dla niego gest, ale w jednej chwili zapragnął schować Księżniczkę w swoich ramionach, sprawić, aby poczuła się spokojna i bezpieczna. Odwrócił twarz w stronę jej twarzy i z bardzo bliskiej odległości spojrzał jej w oczy, jakby chciał dojrzeć w nich jej duszę. Księżniczka zbliżyła głowę do jego twarzy, muskając wargami jego policzek.

Ten drobny gest wystarczył, aby Mag wyzbył się resztek dystansu, aby wyzbył się niepewności i stracił nad sobą kontrolę. Już dłużej nie mógł udawać przed sobą i przed Księżniczką, już dłużej nie potrafił się bronić przed pożądaniem. Pożądał jej od pierwszej chwili, od momentu, kiedy obserwowała go, gdy przewiercała go wzrokiem. Czuł, że musi ją pocałować, że pragnie całować każdy fragment jej skóry, odkrywać jej ciało... centymetr po centymetrze. Dotknął ręką jej policzka, obrysował jej usta palcami, czując jak bardzo Księżniczka przytula się do jego ciała.

Mag wtulił twarz w jej rozpuszczone włosy, które pachniały wiatrem, dymem z ogniska i... wiosennym deszczem. Niecierpliwymi wargami szukał zaczął szukać jej ust, podążając wzgórzami policzków i jedwbiem powiek. Jej usta były miękkie i delikatne, a sama Księżniczka oddając mu pocałunki, błądziła dłońmi po jego nagich ramionach i plecach, aby po chwili objąć go za szyję.

Magowi nie potrzeba było słów, wiedział już, że ona tak samo mocno go pragnie. Wodził palcami i ustami po jej szyi, szeptał czułe słowa, a kiedy Księżniczka cicho jęknęła, ściągnął z niej sweter i majtki, bo nic więcej na sobie nie miała. Był pewny, że jej skóra będzie właśnie taka - miękka, gładka, delikatna i lekko chłodna. Spojrzał na jej pełne piersi, szybko pozbywając się spodni, które nagle stały się niewygodne. Położył ją delikatnie na materacu, jakby była ze szkła, taka krucha... Jego język wdarł się w jej usta, aby po chwili zaznaczać na jej ciele ciepłą drogę oddechu, rozgrzewając jej chłodną wciąż skórę, zostawiając na niej ślady swojego języka. Badał palcami łuki, krągłości, zagłębienia, wzgórza i doliny jej ciała, językiem i ustami pieszcił jej piersi, gryzł lekko zębami jej sutki.

Księżniczka złapała jego ręce i ruchem ciała zmusiła go, aby przewrócił się na plecy. Wiła się naga wokół jego ciała - na nim i obok, całując go i wodząc językiem po rozgrzanej, rozpiętej na mięśniach skórze. Po chwili usiadła, przygryzła lekko zębami dolną wargę i pociągnęła Maga za rękę, aby również usiadł.
"Chodźmy na zewnątrz, tam nad strumień." - wyszeptała wprost w jego ucho i wzięła go za rękę.

Mag poszedł posłusznie za nią. Te kilkanaście kroków wydawało mu się wielokilometrową wędrówką... Kiedy stanęli nad wodą, Księżniczka poprosiła, aby Mag usiadł po turecku, po czym sama usiadła na jego udach, pochwyciła swoimi dłońmi jego dłonie, tylko po to, aby wyznaczyć im drogę, którą miały teraz podążać, wraz z jego ciałem. Nadała kierunek i szybkość jego ruchom, przyjmując go w swoim ciele. Raz po raz oblewały ich fale gorąca, unosili się i opadali...

Dopiero o świcie wrócili do namiotu. Mag długo nie mógł zasnąć, obejmował tylko mocno Księżniczkę wtuloną w jego ciało.

Słońce było już wysoko na niebie, kiedy Księżniczka otworzyła oczy. Zobaczyła, że Mag wciąż śpi, wysunęła się z jego objęć i poszła wykąpać się w strumieniu. Mag obudził się kilka chwil później, wyszedł z namiotu i zobaczył, że Księżniczka szykuje się do drogi. Myślał, że ona pójdzie razem z nim, że pójdą tą samą drogą.

Mag: Gdzie teraz pójdziesz?

Księżniczka: Idę do miasta. Jedno jest tam na górce. Wygląda na dość duże. Tam pójdę.

Mag posmutniał.

Księżniczka: Jesteś smutny? Niepotrzebnie.

Księżniczka podeszła do Maga, pocałowała go w policzek, po czym wzięła swoje rzeczy, odwróciła się i poszła przez pole do miasta. Nie widziała, że po policzkach Maga płyną łzy.

Mag zebrał swoje rzeczy, spakował plecak i ruszył drogą, którą wcześniej wybrał. Bardzo chciał, aby Księżniczka wybrała ją także.

"Przecież nie mogła wybrać innej drogi. Głupcze! Pewnie, że mogła." - rozmyślał Mag - "A Ty myślałeś, że jest wyjątkowa. Jest taka jak wszystkie. Nie! Nieprawda. Jest inna. Jest niezwykła. Skoro jest taka niezwykła, to dlaczego nie idzie tędy z tobą, tylko poszła w kierunku jakiegoś miasta? Zaraz zaraz... Idioto! Kretynie! Baranie skończony! Ona nie poszła żadną drogą! Ona poszła przez pole!"



c.d.n.