4 września 2010

Starocie z szafy.

Zasnęłam wczoraj z czołem opartym o klawiaturę. Na ekranie zamiast notki powstał jakiś dziwaczny ciąg znaków. Było mi niewygodnie, bolała mnie szyja i chyba tylko dlatego się obudziłam. Noc kołysała już w ramionach prawie całe miasto i tylko gdzieś w oddali widziałam światła w mieszkaniach. Przeszył mnie dreszcz. Zapomniałam zamknąć okno. Nocne powietrze pachnie jesienią, wilgotną ziemią i taką świeżością. Wciągnęłam na siebie starą granatową bluzę, która już zaczyna się drzeć na rękawach. Wiem, że powinnam ją wyrzucić albo spożytkować jako szmatę, ale jakoś nie mogę. Jest wygodna, sprana i nosi w sobie tyle wspomnień, zapachów, dotyku dłoni, radości i smutków.

Równie stare jak bluza są moje skórzane sandały. Nie wiem, jak to możliwe, że jeszcze mi się nie zepsuły i że nadal mogę w nich chodzić, choć są już zachodzone, a podeszwy zaczynają pękać od spodu, ale dopóki da się w nich chodzić, to na pewno nie znajdą się na śmietniku. Wspaniale wygodne buty. W tym roku chodziłam w nich po kamieniach w Dunajcu. Skórzane buty w rzece? Głupota? Nie, to po prostu TE buty, a one nadają się doskonale nawet do brodzenia w wodzie. Pamiętam, kiedy mama mi je kupiła i jak długo musiała mnie namawiać do kupna sandałów, ale kiedy już dałam się namówić, to od pierwszego ich włożenia nie żałowałam. Szkoda tylko, że nigdzie nie mogę znaleźć takich, bo z pewnością kupiłabym sobie nowe.

Trochę młodszy jest mój 30-litrowy plecak, w którym nie tylko nosiłam książki w szkole średniej, ale który towarzyszył mi też na wszelkich wyjazdach krajowych i zagranicznych. Ostatnio stwierdziłam, że chyba powoli mi się sypie i powinnam pomyśleć nowym podobnej wielkości, ale jakoś tak nie mogę. Zamek przy jednej kieszeni mogę wszyć sobie nowy, w dwóch miejscach mogę zszyć i będzie dobrze, bo drugiego takiego nie widziałam, nawet podobnego modelu. Nie widziałam nawet takiego, który by był praktyczny, odpowiedniej wielkości, wytrzymały i jeszcze podobnej wielkości.

Przywiązuję się do niektórych rzeczy, zwłaszcza jeśli mam je kilkanaście lat. Tak długo ich nie wyrzucę, jak długo da się ich używać. Musiałyby się zupełnie rozsypać. Może to głupie, że tak sentymentalnie podchodzę do nich. Może byłoby inaczej, gdyby moja szafa pękała w szwach, a ja nie wiedziałabym, co w niej posiadam. Pierwszy lepszy guru mody wywaliłby pół mojej szafy i to rzeczy, bez których ja sobie życia nie wyobrażam, bo przecież nie będę chodzić po górach w najnowszych portkach, a wody w rzece nie będę przemierzać w szpilkach! Z drugiej jednak strony nie będę chodzić po mieście w portkach z dziurą na tyłku, czy w rozciągniętej do granic możliwości bluzie.

W mojej starej bluzie i krótkich portkach z wywietrznikami na pupie jest mi dobrze, wygodnie i świetnie mi się ogląda chyba już ze trzydziesty raz "Banlieue 13" ("13 dzielnicę").