27 września 2010

Jak Czekoladka jechała po bandzie...

Mam głupawkę. Nie zostałam zjedzona. Broniłam siebie, swojego zdania i swojego pomysłu, ale z jakim skutkiem? To się dopiero okaże. W każdym razie szanowna komisja z pewnością poznała mnie jako osobę bezczelną, wygadaną, pewną siebie. Jeden z członków płci męskiej usilnie starał się mnie rozjechać pytaniami i prawie się mu udało. Wciąż mi przerywał wypowiedzi, próbował zmącić mój tok myślenia, zaskakiwał mnie pytaniami, co (mam na myśli zaskoczenie) usilnie próbowałam ukryć ripostami na bezczela, co doprowadziło drugiego z członków szanownej komisji, również mężczyznę, do głupawki i to takiej, że na koniec tej "odpytki" trzymał się za brzuch. 
Pozostała część komisji, czyli panie, również zostały przeze mnie rozbawione. 

Jeśli spełniłam oczekiwania i mnie nie odwalą, to będę nawet nie w siódmym, a w dziesiątym niebie chyba. A jeśli mnie odwalą to też mam plan. Awaryjny rzecz jasna ;) 

Nie znałam osób z szanownej komisji, bo mi się nie przedstawili i w sumie lepiej, bo teraz po czasie wiem, z kim miałam do czynienia i gdybym to wiedziała przed (czyli umiała przypisać twarz do nazwiska), to niewątpliwie słowa bym nie wydusiła, a tak to odwaliłam przedstawienie... Nie brałam na wstrzymanie, jechałam po bandzie aczkolwiek na hamulcach, mimo wszystko.
Co jak co, nawet jak mnie odwalą, to zostanie mi chociaż satysfakcja, że im humor poprawiłam. Dawno nie doprowadziłam nikogo do takiego stanu w tak krótkim czasie.

Wszystkim dziękuję za modlitwy wszelakie, dobre fluidy i trzymanie kciuków. Nikt mnie nie pożarł, nikt mnie nie obrażał słownie, nikt na mnie nie krzyczał. Uuuuufffffff! Dziękuję Kochani :) 

Ściskam Was wszystkich i życzę przyjemnego tygodnia.




...

... zostały po tobie
jak u van Gogh'a
słoneczniki na stole...