18 lutego 2011

Ze zrozumieniem...

Miejsce: urząd
Osoby: Czekolada z Gruszkami, Pani Urzędniczka I, Pani Urzędniczka II

CzG: Dzień dobry.
PU I: Dzień dobry.

Podałam wniosek i czekam.

PU I: Pani tego nie dostanie.

CzG: Dlaczego?

PU I: Bo pani napisała: "ciocia".

CzG: To jest siostra mojego ojca. Osoba samotna, nie miała męża, nie miała dzieci, dziadkowie nie żyją...

PU I: Jak nie miała? To niemożliwe!

CzG: Mój ojciec jest...

PU I: A co mnie obchodzi pani ojciec! 

CzG: Mój ojciec jest jej jedyną rodziną. A ja...

PU I: Pani tego nie dostanie! - wydarła się na mnie kobieta.

CzG: Czy może mi pani pozwolić skończyć? 

PU II: Niech pani ojciec przyjdzie.

CzG: Czy pozwolą mi panie wyjaśnić?

PU I: Po co? Pani tego nie dostanie. Niech sobie ojciec przychodzi.

CzG: Mój ojciec jest starszym, ciężko chorym człowiekiem. A to jest moje upoważnienie notarialne do załatwiania tego typu spraw - powiedziałam i podałam kobiecie papierek.

PU I obejrzała go podejrzliwie, jakbym dawała jej jakąś fałszywkę, a nie dokumet, po czym zaczęła go wnikliwie studiować. Po jakichś pięciu minutach (Na przeczytanie w wolnyyyym tempie wystarczyłaby spokojnie jedna minutka.)... kobieta się mnie pyta, o co chodzi. Tłumaczę spokojnie i łopatologicznie, żeby nie komplikować, choć tekst był skonstruowany prosto, jasno i zrozumiale... Pani spojrzała na mnie jakby chciała we mnie wypalić dziurę, podeszła do swojej koleżanki, pytając ją, o co mi chodzi. Koleżanka jej odpowiedziała, żeby tamta spytała kogoś innego. PU I wyszła do pokoju obok. Przez uchylone drzwi widziałam, jak pokazuje papier wszystkim po kolei. Po tej dziesięciominutowej pielgrzymce trafiła wreszcie do kierowniczki i wróciła do mnie. Oddała mi papier, postawiła pieczątkę na kserokopii mojego upoważnienia i dała mi świstek z kwotą opłaty skarbowej... 

Musiałam zapłacić prawie jeszcze raz tyle za to, że nie jestem najbliższą rodziną... Pomyślałam sobie w duchu, że dobrze, iż ojciec jeszcze żyje, bo w przeciwnym razie, potrzebny dokument chyba musiałabym wyszarpywać siłą... 

Pani sprawiła na mnie wrażenie niedomytego garkotłuka, który ledwo umie czytać i pisać, bo czytanie czy nawet wysłuchanie kogoś ze zrozumieniem było zbyt trudne dla tej pani. Może gdybym jej dała protokół dziedziczenia albo poświadczenie spadkowe... Ale zwyczajne pełnomocnictwo? W sumie to ja się nie powinnam dziwić, bo już wiele razy się natłumaczyłam różnym urzędnikom, co i jak, o co chodzi... 

Gdy stamtąd wyszłam, wybuchnęłam śmiechem, bo już nie mogłam wytrzymać. Coś, co mogłam załatwić w 5 minut, zajęło jedyne 25 minut, nie licząc mojego stania w kolejkach. A wystarczyłoby wysłuchać mojego wyjaśnienia, przeczytać ze zrozumieniem dokument.

"Bratanica! Jeszcze tego brakowało!" - wykrzyknęła jakiś czas temu jedna pani, gdy załatwiałam sprawy cioci. Czy to moja wina, że nie ma nikogo innego, kto by to załatwił?

Czy to tak trudno zrozumieć, gdy ma się czarno na białym, że ktoś kogoś upoważnia do załatwienia pewnych spraw? 

Czytanie ze zrozumieniem u części urzędników w ogóle nie istnieje. Kiedyś jedna pani urzędniczka, na moje pytanie o to, jak wypełnić wniosek, odpowiedziała, że ona nie wie, że to ja powinnam wiedzieć. 

Całe szczęście, że w urzędach pracują też i urzędnicy, którzy się znają na swojej pracy, bo w przeciwnym razie... 

Tak sobie też pomyślałam przy okazji, że dobrze, iż jestem heteroseksualna, bo przynajmniej zdejmuje mi to z głowy część kłopotów... Ślub cywilny i już się mnie nikt nie czepia o to, że potrzebny mi jest akt urodzenia partnera, że chcę go odwiedzić w szpitalu... itd. Kiedyś nie chcieli mnie wpuścić do przyjaciółki,  mówiąc, że tylko rodzina może, choć nie było zakazu odwiedzin, choć ona nie leżała na żadnym takim oddziale, żeby nie można było, żeby ograniczano odwiedziny... więc powiedziałam, że to moja siostra, a że obie jesteśmy z wyglądu podobne do siebie... ;) 

Nie ma co oczekiwać, że ktoś się wykaże zrozumieniem, nawet jeśli posiadać się będzie wszelkie upoważnienia, pełnomocnictwa i taka będzie wolna danej osoby... Bo przecież to takie dziwne, że obcą osobę (z punktu widzenia... np. prawa) podaje się do powiadomienia w razie wypadku, do kontaktu w szpitalu, upoważnia się do tego czy tamtego... 

Denerwować się też nie ma co. Można się najwyżej roześmiać. Przecież żyję w Polsce.