29 listopada 2010

Jestem słaba.

Przysiadł mi na piersi smutek. Depcze stopami po moim mostku. Chwytając od czasu do czasu moją szyję, wpatruje mi się prosto w oczy, zdziwiony, że jeszcze nie krzyczę, że nie próbuję się mu wyrwać. 

Za oknem lekko różowo - pomarańczowe powietrze, mróz, a śniegiem sypią chmury jak solą albo jakby aniołom rozsypał się cukier puder przy robieniu ciasteczek. Słychać jak wiatr wciska się we wszystkie dziury, szarpie drzew ramionami. Mam zimne dłonie i stopy. Lodowate. Wyjątkowo lodowate. Zimno mi wszędzie. A w piersiach jakbym miała kawał lodu zamiast serca.

Próbuję skulić się jak najbardziej, zwinąć się w kłębek, schować się. 

Jest mi dziś tak okropnie przykro, że nie umiem opisać tego słowami. 

Tęsknota mnie zabija.

Czuję się dziś wyjątkowo samotna i opuszczona. Po prostu. Zwyczajnie. Po ludzku. Jestem słaba. Jak każdy.