9 marca 2011

Mężczyzna bez twarzy.

Szpital, a może przychodnia... Siedzę na białej kanapie i czekam. Nie mam zielonego pojęcia, co tutaj robię. Nie spałam przez całą noc, bo jechałam nocnym pociągiem z Krakowa do Poznania. Dlaczego tak? Nie wiem. Miałam jechać jakimś porannym pociągiem, ale nagle mnie olśniło, że może lepiej złapać nocny, bo przecież wczesnym popołudniem mam zajęcia na uczelni, na których muszę być. Tylko że ja studia skończyłam kilka lat temu, a na kolejne jeśli Bóg pozwoli i nic się nie zmieni, może udam się jesienią. Siedziałam w tym dużym jasnym holu i czekałam, choć nie wiem, na co. Miałam ze sobą wypakowany plecak, bo nie byłam jeszcze w domu, bo to w innym mieście. Chyba miałam zostać jakiś czas w Gnieźnie. 

Gdy tak sobie siedziałam na tej kanapie, zaczęli przychodzić ludzie. Obok mnie usiadł mężczyzna. Znałam go. Przyglądałam mu się i przyglądałam. Zaczęliśmy rozmawiać. Otwarcie i szczerze, choć przy innych ludziach. Nagle chyba pielęgniarka poprosiła mnie, abym jej pomogła, bo chciała pobrać krew dziewczynce, a ta dziewczynka bardzo się bała. Dłuższą chwilę wpatrywałam się w tę pobraną krew. Wyszłam z gabinetu, skierowałam się do łazienki, mówiąc facetowi, że za chwilę wrócę, bo mam ręce pobrudzone krwią. Po wyjściu z łazienki spostrzegłam, że do faceta dostawia się jakaś kobieta. Zagaduje go, podrywa, przymila się, kładzie mu dłoń na ramieniu. Podeszłam i usiadłam na swoim miejscu, rozdzielając ich. Dziewczyna nie była zadowolona. Nie rezygnowała z podrywu, ale mężczyzna nie odwzajemniał jej zalotów. Byłam zdziwiona, że wolał rozmawiać ze mną.

W końcu ludzie zaczęli się rozchodzić do różnych gabinetów, hol opustoszał. Nagle on próbuje mnie pocałować, ale ja odsuwam swoją twarz i pytam, dlaczego to robi. On odpowiada, że od początku mnie kochał, ale że był bardzo rozdarty, gonił za czymś... Nie pamiętam wszystkiego. Nie wiem, jak to się stało, ale usiadłam na jego kolanach i pocałowałam go. Normalnie rzuciłam się na faceta ;) Nie prostestował. Wręcz przeciwnie. Spojrzałam mu w oczy i powiedziałam, że muszę już iść, bo spóźnię się na zajęcia. Wstałam, ale prawą dłoń miałam zaplątaną w jego włosy. Miał ciemne, miękkie, kręcone (ale bez przesady, tylko trochę ;) włosy, nie krótkie i nie długie, takie półdługie, ale nie do ramion. Pamiętam dobrze te jego włosy i swoją dłoń w nie wplątaną, dłoń z obrączką. Nawet chyba powiedziałam mu, że jego włosy wplątały mi się w obrączkę. Tylko, że ja nigdy mężatką nie byłam, a do instytucji małżeństwa żywię jawną niechęć. On się do mnie uśmiechnął, ja odwzajemniłam uśmiech i poszłam na zajęcia.
Okazało się, że wcale nie miałam tak daleko. Po drodze spotkałam znajomych... takich jakichś dziwnych, mało komunikatywnych, nie bardzo rozmownych... Nie to, że mnie nie lubili, ale jakiś taki respekt mieli... W końcu spotkałam moją dobrą koleżankę i ona mi mówi, że oni na zajęcia muszą kupić pustą płytę cd, żarówkę i coś jeszcze. Można to było kupić w pobliskim sklepie. We mnie tkwiło przekonanie, że ja też chyba powinnam, ale ona powiedziała, że mi to niepotrzebne. Obok był sklep z kapeluszami, a w nim piękne, plecione, jak koronkowe bawełniane kapelusze w najróżnieszych kolorach. Kapelusze z dużymi rondami, wszędzie, w całym sklepie. Stałam i patrzyłam jak urzeczona. Chyba chciałam kupić któryś. Zielony przykuł moją uwagę.

Czas jednak zatrzymać się nie chciał i trzeba było lecieć na uczelnię. Poszłam z tymi ludźmi, dźwigając swój plecak. Całą drogę nie potrafiłam się skupić, nie mogłam znaleźć właściwej sali, bo wciąż myślałam o mężczyźnie z holu i o tym, że umówiliśmy się późnym popołudniem u... Weszłam wreszcie do sali i...
Coś tam się działo. Coś tam zrobiłam. I właściwie to nie pamiętam. Mam w głowie tylko ten gwar, głosy ludzi, taka typowa scenka przed rozpoczęciem zajęć. Wciąż myślałam o tym mężczyźnie i o tym, dlaczego akurat jego spotkałam, dlaczego tam i dlaczego teraz. Już go kiedyś całowałam. W kościele. I wszyscy ludzie się na nas patrzyli. Dlatego go znałam, dlatego go pamiętałam. 

Tylko dlaczego po obudzeniu, wtedy i teraz, nie mogę sobie przypomnieć jego twarzy? A wciąż mi się wydaje, że go znam...