5 lutego 2012

Sypnęło jak mąką po oczach.

I sypnęło jak mąką po oczach, po czym zima sobie nagle o nas jakoś bardziej przypomniała i zamiast wyłącznie zmrażać wszystko wokół swoim oddechem, rozsypała puch ze swoich kołder i poduszek. Nocą rozsypała drobne kryształki, migoczące jak diamenty, które dzień jasny wyzbierał, schował.

Wieczór nadchodził wolnymi krokami w kolorze niebieskim przysypanym ciemnymi smugami, jakby zabrudzony dymem z kominów. Zeszłej nocy drobniutkie płatki śniegu odtańczyły swój wirujący taniec i opadły, zasnęły wtulone w siebie, zmieniając otoczenie w bajkową krainę.

Dzieci przypomniały sobie o sankach, bałwany znów przywędrowały, a ludzie mali i duzi cieszyli się jak dzieci, bawiąc się na ślizgawce, jeżdżąc na łyżwach. Uśpione, nieme, prawie jak martwe zmarznięte i zaśnieżone bajoro ożyło śmiechem, okrzykami, radością. I dobrze, bo do tej pory jedynymi oznakami życia w jego okolicy były kaczki i łabędzie, wyglądając ludzi z kawałkiem chleba, snują się smętnie po tej odrobinie wody, która nie zamarzła.

Słuchałam muzyki i czytałam Lermontowa. Zasnęłam gdzieś chyba w okolicy 3.00 nad "Demonem". Śniłam... jakieś miejsca, obrazy, ludzie... Obudziłam się, a pod powiekami majaczył mi jeden z moich ulubionych obrazów... I tęsknota mną totalnie zawładnęła. Czuję się tak, jakbym była chora. Jakaś taka pustka. Sama nie wiem. I zupełnie nie wiem, kiedy się tak zagalopowałam. To się chyba zaczęło, gdy przypomniałam sobie, jak miło jest się głośno i ze środa, z samej duszy śmiać. Dziwne. Bardzo dziwne.

Wróciłam tu ze swoją osobą i będę Was męczyć moimi słowami ;) A na koniec mały fragment z Lermontowa - ten, nad którym zasnęłam:

"Pagórki Gruzii i doliny
Już mgłami okrył płaszcz wieczorny.
Pod klasztor przybył w odwiedziny
Szatan potrzebie swej pokorny.
Lecz długo, długo duch niesforny
Świątyni ciszy i pokuty
Naruszyć nie śmiał; w te minuty
Już gotów był-jak się zdawało —
Porzucić zamiar swój okrutny;
Koło klasztoru brodzi smutny,
A serce żądzą w nim pałało;
Od kroków jego drżą drzew liście.
Wzniósł oczy; widzi w jej pokoju
Lampę płonącą promieniście;
A ona czeka w niepokoju.
I wśród milczenia powszechnego
Słychać czyngara brzęczącego
Dźwięk... tony pieśni się rozległy,
Za nimi inne biegły, biegły,
Jak łzy spokojnie i miarowo;
Były to takie dźwięki pieśni,
Jak gdyby dla tej ziemskiej cieśni
Stworzyć je mieli niecieleśni.
Może to anioł, — chcąc na nowo
Odrodzić w druhu przyjaźń starą,
Przeszłości dzieląc się z nim marą,
Napełnił celę pieśni gwarą,
Żeby osłodzić mu cierpienie?...
Jej miłość smętną, jej wzburzenie
Raz pierwszy pojął duch pomroku...
Chce lecieć: skrzydło się nie rusza!
Do głębi trwoży się mu dusza...
I cudo! błysła kropla w oku,
W oku, co łzą się nie zaprósza...
Po dziś dzień widać koło celi
Kamień na wylot przepalony,
Piorunem łzy tej wydrążony...
Łzy takiej ludzie nie przeleli!"