4 sierpnia 2010

Mściwa satysfakcja.

Mściwa stysfakcja. Niezwykle rzadko pojawiające się u mnie uczucie. Dotychczas objawiło mi się ledwie kilka razy. Szczerze mówiąc, daje niesamowitego kopniaka energetycznego. Mam ochotę śpiewać na całe gardło i chyba zaraz zrealizuję to pragnienie. Tak na marginesie, to ja nie cierpię śpiewać, choć zdarza mi się to w wyjątkowych sytuacjach. Ta właśnie taka jest.

Paskud męczył mnie telefonami od kilku dni, więc dla świętego spokoju postanowiłam zakończyć raz na zawszę tę sprawę. Wybrałam miejsce publiczne w godzinach szczytu - czyli centrum handlowe i najruchliwszą kawiarnię, zresztą niezłą kawiarnię. Siedzący obok przy stolikach ludzie, kelnerki z trudem wyrabiające się z obsługiwaniem klientów, słoneczna pogoda, pewność, że jestem bezpieczna, przyczyniły się znacznie do mojej postawy ofensywnej. A kiedy zobaczyłam tego, którego nie musiałam oglądać od kilku lat... poczułam, że rodzi się we mnie jakaś satysfakcja.

Obleśny otyły osobnik w nieciekawym odzieniu z głupawym wyrazem twarzy, wymęczony, jakby przez wyżymaczkę się się przeciskał. Kopci jakieś paskudztwo, które sam sobie zwija i to kopci to świństwo w takich ilościach, że nie zdziwiłoby mnie, gdyby wyhodował sobie w płucach kolegę. Facet, o ile w ogóle można go tak nazywać, bo swoim zachowaniem urąga mężczyznom, który kompletnie nie rokuje. Lenistwo i krętactwo aż mu uszami wyłazi. Leciwy emeryt ma więcej życia i kondycji w sobie niż ten osobnik. Ciekawe, dlaczego mnie to nie dziwi.
Za to jego wzrok? Wciąż obrzydliwie lubieżny, obleśny, aż mnie mdliło. Dobrze, że dzieliła nas odległość stolika. Krzesło sama sobie odsunęłam, aby być dalej.

Ludzie się zmieniają. I owszem. Niektórzy na gorsze. To właśnie taki przykład. Nie zdziwię się, jeśli skończy w więzieniu. Starości chyba nie dożyje, przynajmniej przy takim trybie życia, jaki prowadzi. Już widać po nim skutki palenia świństwa, brania jakichś paskudztw, spożywania dużych ilości kawy i alkoholu. Pewnie serce już mu wysiada... brak kondycji gołym okiem widoczny po przejściu przez niego kilku metrów. W życiu osobistym nie układa mu się i jakoś mnie to nie dziwi, skoro on nie rokuje. Życie zawodowe to jedno wielkie oszustwo i przekręt. Żal mi go? Wcale. Za to wstąpiła we mnie dzika mściwa satysfakcja. A dobrze mu tak. Sam się prosił i ma.

Ja mam się dobrze. Na zdrowie za bardzo nie mam po co narzekać. Nawet bebechy ostatnio doskonale się sprawują. Mój własny widok w lustrze napawa mnie coraz większym zachwytem i pewnie, gdybym miała narcystyczne skłonności, zakochałabym się sama w sobie ;)

Usiłował mnie wypytać o moje życie osobiste. Myślał, że jestem biedna samotna i rzucę się mu w ramiona? To mocno się zdziwił. Pozwoliłam sobie... na bujną opowieść, która wcale nie musiała odbiegać od prawdy, aby mu dokopać. A najlepsze jest to, że od każdego faceta, o którym wspomniałam, on by zarobił w mordę już za samo na dzień dobry, gdybym w towarzystwie któregoś z owych panów natknęła się na niego.

Mściwa satysfakcja. Cudowne uczucie. A dobrze mu tak. Wcale mi nie żal. Niech spada w kosmos.

Przypomniały mi się dwie piosenki sprzed kilkunastu już lat. Tym razem mam gdzieś ich poziom muzyczny. Ważne, że doskonale komponują się z moją mściwą satysfakcją.

pierwsza

druga

Czyżbym była złośliwa? To tylko moja mściwa satysfakcja.