5 marca 2011

Zaufanie.

Zgniłe powietrze, niebo zasnute ciężkimi ciemnymi, szaro-burymi chmurami. Zimno. Tylko otulić się kocem, zaparzyć sobie pysznej pięknie pachnącej herbaty, zwinąć się w kłębek jak kot, kładąc głowę na kolanach, udach drugiej osoby...

Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego jednym osobom tak łatwo się zwierzamy, a innym nie? Dlaczego przed niektórymi z nas obcy ludzie otwierają się?
Spotkałam niedawno dziewczynę, która pewnego letniego wieczoru wypłakiwała się na moim ramieniu. Spotkałam ją w okolicy mojego domu. Szła zapłakana, roztrzęsiona, miała podrapaną twarz, rozmazany makijaż. Co się stało? Jej facet zdradzał ją z jej najlepszą przyjaciółką. Dowiedziała się o tym na imprezie, na której byli. Co więcej, ta jej przyjaciółka wykrzyczała jej przy wszystkich znajomych, że ów facet będzie teraz z nią. Pokłóciły się. Przyjaciółka rzuciła się na nią z pazurami, pobiła i podrapała ją, a facet zupełnie się tym nie przejął. Właściwie to chyba tą dziewczyną nikt z jej znajomych się nie przejął, bo gdyby było inaczej, to nie spotkałabym jej późnym wieczorem zapłakanej, idącej samotnie... Nawet nie pisała do nikogo sms-a, nie rozmawiała z nikim przez telefon... Co prawda relację wydarzeń poznałam tylko z jej strony, ale coś musiało być na rzeczy. Zdradzili ją bliscy jej ludzie... Wypłakała się w mój sweter, uspokoiła się trochę, poszła do domu. Gdy ją ostatnio widziałam, wyglądała na szczęśliwą. Uśmiechnęła się do mnie i przywitała się. Miło było zobaczyć ją radosną, a nie zapłakaną.

Czasem łatwiej powiedzieć o czymś komuś, kogo nie znamy. Łatwiej się otworzyć, jakby obawy, dotyczące tego, że ktoś nas oceni, że coś stracimy w oczach tej osoby, zmniejszały się, znikały, przestawały być ważne.

Zaufanie na chwilę? Zaufanie bez ciśnienia, przymusu, jakby bez obawy, że zostanie wykorzystane przeciwko nam. O ile trudniej zaufać tym, których już jakiś czas znamy, których dobrze znamy, na których nam zależy... Przecież jeśli nadszarpną w jakiś sposób nasze zaufanie, to bardziej to nas boli, tym bardziej jeśli sami nie zawiedliśmy ich zaufania. O ile łatwiej zwierzyć się obcej osobie, porozmawiać szczerze z kimś, kogo nie znamy, bo przecież później możemy odejść... Nie będziemy wcale musieli spoglądać tej osobie w oczy, spotykać się z nią, widywać jej, nie będziemy się zastanawiać czy i ile straciliśmy oraz jakie zdanie na nasz temat ma ta osoba.

Na ile ja sama potrafię się otworzyć? Na ile chcę? Ktoś mnie niedawno opisał dwoma przymiotnikami - czuła i delikatna (i to nie ma nic wspólnego z seksem ani z całą tą fizycznością). Wrażliwa? 
A na ile tak naprawdę można się do mnie zbliżyć? Dystans jest wyczuwalny. Czy do pokonania? Niezwykle rzadko i mało komu się udało. Ja chyba nie lubię się otwierać... tak spontanicznie. Otwarcie kontrolowane. Zaufanie... Raczej jego brak. Zbyt często.