19 grudnia 2011

Zapis goniących myśli.

Zbliżają się święta, już nawet nie wielkimi krokami, ale wręcz ogromnymi i właściwie biegiem. Nie czuję zupełnie tej atmosfery. I jakieś te święta będą byle jakie... Może gdyby chociaż spadł śnieg i przykrył tę ponurą szarość... Gdyby...

Wczoraj minęła pierwsza rocznica śmierci mojej cioci - siostry mojego ojca. Siedziałam sama w jej mieszkaniu, usiłowałam strawić wydarzenia i informacje z ostatnich dni, próbowałam stłumić mój niepokój, wciąż czułam jak mi gdzieś łzy w gardle grzęzną, dławią mnie, a z oczu płynęły dwie strużki. Pamiętam tamten dzień z zeszłego roku, ale jakby w takim zwolnionym tempie. Kolory, zapachy, smaki, odczuwanie temperatury, wszystko... kłębowisko uczuć, moje oczy, które wyrażały wszystko, bo reszta mnie była w jakimś amoku pozbawionym uczuć... Pamiętam, jak trzęsłam się w aucie, wciąż mi zimno było gdzieś w środku, duszne zadymione pomieszczenie zakładu pogrzebowego, kościół i dom pusty z pustym łóżkiem.
Na szczęście to tylko kilka obrazków, które nie przesłaniają w mojej pamięci osoby cioci. Widzę ją uśmiechniętą, radosną, opowiadającą zabawne historie ze swojego życia, energiczną, wrażliwą, ufną. Pamiętam nasze wspólne wycieczki, spacery, przygody, rozmowy. Tęsknię. Bardzo.

W nocy miałam sen o chudych ludziach, o tym, że sama schudłam. Nie, nie był to sen o anoreksji, choć początkowo tak mi się wydawało. Śniły mi się też krzesła, kolory... I gdy tak poskładałam sobie wszystko razem wyszło, że zwiastuje mi to miłość, powodzenie, realizację celów. Jeszcze może w te dwie ostatnie rzeczy byłabym skłonna uwierzyć, ale nie w tę pierwszą... kiepski żart moich snów, a może nie...

Czuję się jak chora, jakbym otumaniona była. Nie mam ochoty jeść, nawet na czekoladę nie mam ochoty. Wkrada mi się w duszę i myśli tęsknota, jest niepokój... Nie lubię nie wiedzieć, co się z ludźmi, w jakiś sposób dla mnie ważnymi, dzieje... Czuję się chora z jakiejś dziwnej niewytłumaczalnej tęsknoty.