2 listopada 2010

To skomplikowane. (cz. 7)

Dziś kolejna część opowiadania, ponieważ muszę jakoś myśli czymś innym zająć. Doczekałam się dziś "uzasadnienia" pewnej decyzji, a brzmiało w skrócie "nie, bo nie". Zamurowała mnie głupota tego uzasadnienia, bo wydawało mi się, że mam do czynienia z poważnymi ludźmi. Nic to, chyba jednak dobrze się stało, ponieważ prędzej czy później znalazłabym się na innej drodze. Płaszczenie się i żebranie oraz bezmyślne przytakiwanie nie przynależą do moich zachowań.

Wiem, że trochę enigmatycznie piszę, ale jakoś nie bardzo mam ochotę na rozwodzenie się nad tym tematem. 

Poniżej linki do wcześniejszych części, gdyby ktoś się zgubił albo chciał poczytać:








Michał wyszedł w pośpiechu i znowu zostałam sama w domu. Musiałam uporządkować sobie informacje, które przed chwilą usłyszałam od niego. Nie miałam pojęcia, czy ci, którzy wykończyli Wieśka zdają sobie sprawę z tego, ile ja wiem. Jeżeli nie, to jestem względnie bezpieczna, lecz jeśli tak, to mogę być pewna, że będą mnie usiłowali wykończyć. Na razie próbowali wystraszyć, ale niedoczekanie!

Porzuciłam rozważania, wzięłam kąpiel i udałam się spać. Zbyt wiele wrażeń jak na jeden dzień. Nazajutrz wzięłam wolne. Musiałam pojechać do Poznania. Mieszkanie długo stało puste. Dopiero od trzech tygodni mieszka tam Agnieszka z Pawłem, ale i tak tylko do czasu aż w ich domu skończy się remont. Do komórki na korytarzu nikt nie zagląda. Od czasu gdy Wiesiek przestał ją użytkować, w ogóle jej nie otwierałam. Nie mam pojęcia, co tam się może znajdować. 

Droga upłynęła mi na rozważaniach nad tą całą sytuacją i wyszło mi z tego tylko tyle, że teraz mnie powinni wykończyć, bo to co wiem i co zaczyna mi się układać w pewną całość może wysłać ich za kratki na długie lata. Nie jestem jeszcze wszystkiego pewna... Coraz więcej mi się przypomina, bo przecież pracowałam z Wieśkiem, widziałam kto do niego przychodził, pamiętam urywki rozmów, twarze, głosy... A teraz jeszcze te miejsca poza Polską. Cholera! Przecież on kiedyś tak usilnie próbował mnie odwiedzić w Dublinie i chciał wybierać się ze mną do Włoch... dopóki nie dowiedział się, że jadę z Igorem. Jeśli jeszcze Igor jest w to wplątany, a wszystko na to zaczyna wskazywać, to wpadłam w szambo... i to cała! I wcale nie jestem z tego powodu szczęśliwa.

Umówiłam się z Agnieszką, że wpadnę do nich przy okazji na kawę. Miałam nadzieję, że Paweł będzie mógł mi pożyczyć kilka map, na których Michałowi bardzo zależało. 

Otworzyłam drzwi klatki schodowej swoim kluczem i nawet wejść nie zdążyłam, bo z wypadł z nich jakiś facet. Obejrzałam się za nim, wzruszyłam ramionami i weszłam do środka. Mieszkanie mieściło się na pierwszym piętrze. Weszłam na półpiętro i zobaczyłam, że koło drzwi komórki coś leży, jakby  szmata. Podeszłam bliżej i podniosłam to coś. Szmata okazała się woreczkiem i to dość ciężkim. Zajrzałam do środka i zobaczyłam całe mnóstwo kluczy. Kolejny klucz tkwił krzywo w zamku drzwi do komórki. Na szczęście nie pasował. Poskładałam sobie wszystko w głowie. Ten facet, który wypadł z bramy jak oparzony chyba chciał się tu dostać, tylko ktoś musiał go pewnie wystraszyć.

Wygrzebałam z torebki klucz, otworzyłam drzwi. W komórce królował kurz, pajęczyny i całe mnóstwo kartonów. Chyba sama się przez to nie przekopię. Zamknęłam drzwi i weszłam na piętro. Nacisnęłam dzwonek...

- Czego dzwonisz jak na alarm? - spytała Agnieszka, otwierając mi drzwi.

- Ładnie mnie witasz. Cześć. Mogę wejść?

- Czekałam na ciebie, Paweł niedługo ma też wrócić. Zaraz wstawię wodę na kawę, chyba się napijesz co? - spytała Agnieszka, wpuszczając mnie do środka.

- Aga, czekaj, za moment. Możesz pójść ze mną do komórki? Muszę zobaczyć, co tam jest w tych kartonach - wyjaśniłam.

- A nie możesz zrobić tego później? 

- To mi nie daje spokoju. Zaraz ci wszystko powiem, tylko się przebiorę i tobie też radzę, bo w tej komórce jest tyle kurzu, że będziemy w nim całe.

- Co ty znowu wymyśliłaś?

- Nie ja. Wiesiek! - wykrzyczałam z łazienki, do której poszłam od razu.

- Jak Wiesiek?

- Może lepiej usiądź - powiedziałam, wychodząc.

- A co?

- Zaraz ci powiem, siadaj lepiej, tylko dobrze usiądź.

- Już siadam. Coś ty taka nerwowa?

- Wiesiek został zamordowany i...

- Co?! Jak to? Żartujesz sobie?

- Niestety nie. Nawet policja mnie przesłuchiwała. Wiesz, on prowadził jakieś szemrane interesy. Podobno był zamieszany w handel ludźmi i sprzedaż narkotyków. Michał mi mówił. 

- Jasna cholera! I dlatego chcesz przejrzeć rzeczy z komórki?

- Wiesiek kiedyś trzymał swoje graty w niej i może coś tam się uda jeszcze znaleźć. Widzisz, ja chyba za dużo wiem i lepiej by było, gdybyś milczała, jeśli by cię ktoś o mnie pytał. Pamiętaj,  jesteś ślepa, głucha, głupia i nic nie wiesz. W razie czego powiedz, że mają mnie szukać. Zarówno policja, jak i ci bandyci wiedzą, że jestem zamieszana, więc mi bardziej nie zaszkodzisz. I w żadnym razie nie przyznawaj się, że mnie dobrze znasz. Pawłowi lepiej nie mówić. Im mniej osób wie, tym lepiej. 

- Dobrze już dobrze. Nic nie wiem, jestem ślepa, głucha i nie będę z nikim rozmawiać o tym.

- Możesz najwyżej ze mną albo z Michałem. Idź się przebrać, co?

Agnieszka poszła do sypialni ubrać jakieś inne ciuchy, a ja siedziałam i przyglądałam się kluczom w worku. Wyglądały mi trochę jak klucze Wieśka. Czyżby tego właśnie szukali u niego w mieszkaniu? Spojrzałam za okno. Jakiś mężczyzna kręcił się koło bramy, jakby czekał aż ktoś będzie wchodził lub wychodził.

- Aga, możesz tu przyjść? 

- Czemu się tak denerwujesz? - zapytała Agnieszka, wchodząc do pokoju.

- Spójrz za okno. Znasz tego faceta?

- Nie, nigdy go nie widziałam. To może być jeden z tych, co wykończyli Wieśka?

- Nie wiem. Wygląda podejrzanie. Może dla nich pracuje. Nie chcę ci na razie wszystkiego mówić, bo możesz być w niebezpieczeństwie przez tę wiedzę. Opowiem ci, jak się to wszystko skończy. Obiecuję. A teraz chodźmy tam, co?

- Czekaj, wyjmę klucze z torebki.

- Zamknij na wszystkie zamki. Na wszelki wypadek.

- Dobrze, tylko już się tak nie denerwuj - powiedziała Aga, zamykając drzwi.

Zeszłyśmy na półpiętro. Szarpałam się chwilę z opornym zamkiem i komórka stanęła otworem.
- Ale tu brudno - skrzywiła się Aga.

- Słyszysz? - spytałam z niepokojem, łapiąc Agę za rękaw bluzy.

- Co?
- Cicho - powiedziałam szeptem. - Ktoś tu idzie.

Wepchnęłam Agę do środka i szybko, najciszej jak się dało, zamknęłam drzwi i przekręciłam od środka klucz. Zdążyłyśmy właściwie w ostatniej chwili. Ktoś wszedł na półpiętro, zatrzymał się i zapukał do drzwi komórki. Spojrzałam na Agę, jednocześnie kładąc palec na ustach. Myślałam tylko o tym, że mój telefon został w tamtych spodniach w mieszkaniu i że w razie czego...

Człowiek za drzwiami znowu zapukał.